sobota, 31 października 2015

XXVI rozdział - Los tak chciał.


                                                                                           Rozdział dedykowany
Pandaa 01 <3
                                                                                       



                                                                   "Jest wiele szans, które daje miłość,
                                                             możesz serce otworzyć lub od razu zginąć.
                                          Bo człowiek, który nie kochał bądź kochać nie umie,
                                                        czuje się samotny, czy sam, czy to w tłumie."

Po oderwaniu się od siebie, szatyn patrzy na mnie uważnie tymi swoimi szmaragdowymi oczami, jakby chciał zapisać w swoim umyśle każdą cząstkę mojej twarzy.
Widzę, że chce coś powiedzieć, jednak ja kiwam przecząco głową i odchodzę.
Nie wiem, dlaczego to zrobiłam. Mogłam przecież tam zostać i spędzić te nasze ostatnie chwile razem.
Ale oczywiście ja najpierw robię, potem myślę.
Nie wierzę, że to wszystko dzieje się naprawdę. To jest jakiś chory sen.
Czuję jak w moich oczach ponownie tego dnia zbierają się łzy.
Dlaczego nie może być idealnie? Wtedy życie straciłoby sens- Przypomniały mi się słowa Jorge.
W tym momencie chcę jak najszybciej znaleźć się w moim pokoju i wypłakać wszystkie żale w poduszkę.
Kiedy docieram na próg swojego domu szarpię za klamkę i nie zważając na krzyki Angie idę, a raczej biegnę do swojego pokoju, by uniknąć dalszych pytań.
Nie mam ochoty teraz z nikim rozmawiać. Chcę pobyć sama.
Po chwili łzy już bez przeszkód spływają po moich policzkach.
Mogłam zadziałać wcześniej, tak jak mi wszyscy mówili.
Mogłam mu powiedzieć, co czuję, wtedy może to wszystko wyglądałoby inaczej.
Nie, i tak na pewno wszystko byłoby tak samo beznadziejnie. Przecież to, że bym była z Jorge nie zmieniłoby tego, że on wyjeżdża. Nawet nie wiem gdzie. Nie wiem kiedy.
Bo jak skończona kretynka uciekłam.
Jeszcze Cande… Nie! Tego wszystkiego jest za dużo.
Nie wytrzymuję już tego. Za wiele spraw zwaliło mi się na głowę w tym samym momencie.
Słyszę ciche pukanie do moich drzwi.  Nie, nie i jeszcze raz nie!
Świecie czy ty nie rozumiesz, że chcę być sama?!
W drzwiach ujrzałam burzę blond loków.
- Po, co przyszłaś?- Powiedziałam oschłym tonem ścierając z policzków mokre ślady łez.
-Wiem, że jest ci źle, ale to nie znaczy, że musisz się wyżywać na mnie- Ona ma racje.
Przecież to nie jest niczyja wina. Los tak chciał, a my musimy tylko przyporządkować się do jego decyzji.
-Przepraszam.-Powiedziałam prawie niesłyszalnie, ponieważ jakaś wielka gula stanęła mi w gardle.
-Pomyśl, że nie jesteś sama.- Mechi usiadła obok mnie na łóżku i położyła swoją dłoń na moim kościstym ramieniu.- To jest mój brat. Będzie mi go strasznie brakowało. Też go kocham w inny sposób niż ty, ale kocham. Najchętniej zatrzymałabym go siłą, ale nie idzie.- Zobaczyłam jak w jej oczach, tak samo jak w moich, zbierają się słone krople- Uwierz, że czuję się podobnie jak ty- Zakończyła swój monolog i mocno się do mnie przytuliła. Odwzajemniłam jej uścisk z całych moich sił i przycisnęłam ją jeszcze bardziej do siebie. Z ogromnym trudem powstrzymałam napływające łzy.
-Ty mnie nie zostawisz, prawda?- Zaśmiała się smutno i pokiwała twierdząco głową.
-Obiecuję.- Potarła moją dłoń.
-Cande też nas opuszcza.- Przerwałam ciszę. Spuściłam swoją głowę, by uniknąć spojrzenia Mercedes.
-Co?- Zapytała szeptem. W jej głosie można było wyczuć zdziwienie i smutek.
-Spotkałam się z nią dzisiaj i powiedziała, że wyjeżdża, bo chce zacząć wszystko od nowa.
-Nie radzi sobie z tym, że się rozstała z Samu.- Powiedziała jakby sama do siebie. – Próbowałaś ją przekonać żeby została?- Podniosła swój wzrok na mnie.
-Nic to nie dało.- Pokręciłam głową z rozczarowaniem- Wiesz, jaka ona jest. – Uśmiechnęłam się blado.
-Jak się uprze to nie odpuści- Dokończyła za mnie Mechi.
Westchnęłam głośno i opadłam na łóżko.
-Nie mam już na to wszystko siły- Odparłam i zakryłam swoją twarz dłońmi.
-Wszystko się ułoży.- Zapewniła mnie.
-Sama w to nie wierzysz- Przeniosłam wzrok na jej oczy.
Były podobne do oczu Jorge, jednak inne.
Ona ma je zielone, takie zwyczajne, a jej brat ma…  Nadzwyczajne.
Jego oczy są takie wyjątkowe. Szczerze to nie wiem do końca, jaki jest ich kolor.
Zielony pomieszany z niebieskim, ale nie szare. Jakby te dwa kolory nie zlewały się ze sobą tylko były oddzielnie.
Już może nigdy w nie spojrzysz…
-On wróci?- Zapytałam szeptem, ale na tyle głośno żeby blondynka mnie usłyszała.
Zauważyłam, że waha się nad odpowiedzią. Zawsze, kiedy się zastanawia przygryza górną wargę.
Teraz też tak robi.
-Tak.- Odpowiada nie patrząc mi w oczy.- Chyba- Dodaje cicho.
Patrzę na nią zawiedzionym wzrokiem.
-Obiecał mi.- Mówi pewna siebie i swoich słów.
Jeszcze nie wyjechał, a ja już za nim tęsknię. Jorge coś ty ze mną zrobił…
~~~♦☺☺☺~~~
Dwa dni. Czterdzieści osiem godzin. To tak cholernie mało czasu.
Później go już nie będzie. Odleci samolotem
o czternastej trzydzieści do Denver.
Jestem nie do życia. Nic mnie nie interesuje.
Westchnęłam głośno i ponownie tego dnia powędrowałam do salonu.
To już dzisiaj moja stała wędrówka. Kolejny raz tego dnia wstaję z łóżka w swoim pokoju i idę na kanapę do salonu. Robię to już chyba setny raz i podejrzewam, że wydeptałam dróżkę w podłodze.
W jednej chwili mój świat stał się czarno- biały, żadnych kolorów.
To jest aż niemożliwe, że jedna, a właściwie dwie osoby, potrafią zniszczyć radość z życia.
Parę wydarzeń, a tak bardzo zmieniły się mój światopogląd.
Cande też opuszcza BA, mimo, że razem z dziewczynami błagałyśmy ją by została, ona nadal trzyma się swojej opcji.  Wiem, że moje życie zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni.
Nie wyobrażam sobie jak będzie wyglądało bez tych osób.
Jak ja będę normalnie funkcjonować wiedząc, że nie ma ich przy mnie?
-Proszę cię Tini- Angie przerwała moje rozmyślenia i dosiadła się do mnie na kanapę- Nie możesz się załamywać.- Pogłaskała mnie po ramieniu.
-To boli. Nie chcę żyć bez nich.- Powiedziałam szeptem.
-Wiem, ale przecież życie mknie dalej. On wróci, na pewno. A decyzje Cande musimy zaakceptować. Może będzie jej lepiej. Przecież chcesz jej szczęścia. – Pokiwałam twierdząco głową.
-Dziękuję- Przytuliłam się do niej uważając na jej brzuch.
-Zawsze postaram się ci pomóc. Obiecuję- Zaczęłam mnie głaskać po głowie, jak małą dziewczynkę.
Ten gest przypomniał mi moją mamę. Zawsze mi tak robiła jak się do niej przytulałam.
Jak nie mogłam zasnąć zawsze kładła się koło mnie, śpiewała mi kołysanki i głaskała po włosach.
Niby taki nic nieznaczący gest, a dla mnie tak wiele znaczy i tak dużo przywołał wspomnień.
Cieszę się, że wreszcie może, chociaż w malutkim stopniu Angie zastąpi mi pustkę w sercu po mamie.

***
Welcome.
Od razu mówię, że jeśli chcecie mnie zakopać żywcem lub coś w tym stylu to okej xD
Nawet Wam pomogę znaleźć łopaty. :))))
Bardzo mnie smuci to, że nie dostałam jeszcze ani jednej pracy na konkurs.
Ja Was naprawdę rozumiem, szkoła, obowiązki i te sprawy,
ale przecież może to być OS już opublikowany na Waszym blogu.
Naprawdę.
Więc jak chcecie mieć więcej czasu, bo wiecie, że się nie wyrobicie do 8 listopada,
ja mogę przedłużyć termin wysyłki na jak długo tylko chcecie.
Jeśli nie będzie chociaż czterech prac, konkurs niestety się nie odbędzie.
Bardzo nad tym ubolewam.
Nawet już myślałam, że podałam zły adres e-maila XD
Więc mam do Was prośbę. Ten kto wie, że napisze tego OS niech mnie powiadomi w komentarzu.
Jeśli chcecie przedłużenia daty też piszcie.
Po to podaję te wszystkie formy gdzie możecie się ze mną skontaktować.
Jeśli coś Wam leży na wątrobie, bo np. nie podoba Wam się coś w moim stylu pisania też możecie mi napisać. Ja to biorę na klatę i spróbuję się poprawić. Oczywiście, wszystkim się nie dogodzi, ale  wiedzcie, że możecie się żalić.
Okej. Miałam się nie rozpisywać, ale znowu mi nie wyszło.... xD
Cała ja xD
Do zobaczenia aniołki <33 :**

sobota, 24 października 2015

XXV rozdział - Nie chcę ciebie zostawiać.




Rozdział z dedykacją dla Królik Królik. Twoje komentarze zawsze poprawiają mi humor <3
                                                                                                                                                                        
                              
                                        "Hej, ok­rutny świecie,
                                                     spójrz, jak wiele mi obiecałeś.
                                                                      Hej, ok­rutny świecie,
                                                                    spójrz, jak wi­ele mi zab­rałeś"
         

Schodząc na dół do salonu zobaczyłam tatę i Angie siedzących na kanapie, którzy zawzięcie o czymś dyskutowali.  Dzisiaj to już naprawdę przeszłam samą siebie.
Pobiłam swój rekord. Kto normalny śpi do pierwszej popołudniu?
Może nie jestem jakiś rannym ptaszkiem, ale nie lubię budzić się tak późno.
Jestem wtedy całkowicie wybita z rytmu.
Przecieram swoje zapuchnięte od snu oczy i jeszcze mocniej okrywam się swoim satynowym szlafrokiem.
Angie w pewnym momencie rzuca mi się na szyje i zaczyna mnie dusić. Czuję jak jej okrągły brzuch wbija się w mój.
-Angie.- Szepczę na znak by rozluźniła swój kurczowy uścisk.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę Tini.- Patrzę na nią zdezorientowanym wzrokiem.
Tata wstaje z kanapy i obejmuje ją w tali.
-Będziemy rodziną!- Uśmiecha się do mnie serdecznie i przybliża do mojej twarzy swoją dłoń.
Zauważam na jej serdecznym palcu złoty pierścionek.  Patrzę się w niego i analizuję wszystkie fakty.
Po chwili zaczynam piszczeć razem z nią. Przytulam się mocno, do Angie i taty, na co oni lekko się śmieją.
-Cieszysz się jakbyś ty się z kimś zaręczyła.- Śmieje się tata, kiedy wiszę na jego szyi.
-Dlaczego nic mi nie powiedziałeś, że planujesz się oświadczyć?- Spytałam z udawanym oburzeniem.
-Bo byś wygadała- Pstryka mnie w nos. Robię minę, która mówi sama za siebie.- Idź się ubierz panno obrażalska.- śmieje się ze mnie a na moją twarz wkrada się lekki uśmiech.
~~~
♦☺☺☺~~~
Ostatni raz poprawiam swoją malinową spódniczkę i podkreślam usta błyszczykiem.
Schodzę po schodach, a w salonie dostrzegam Cande, która stoi obok kanapy.
-Hej- Posłałam jej przyjazne spojrzenie i podchodzę do niej by pocałować ją w policzek.
-Cześć- Odpowiedziała nie patrząc na mnie.
-To, o czym chciałaś porozmawiać?- Chcę się wreszcie dowiedzieć, w jakim celu chciała się spotkać.
-Może się przejdziemy?- Posyłam jej pytające spojrzenie, ale po chwili kiwam głową na znak zrozumienia.
Idę do kuchni gdzie prawdopodobnie znajduje się mój telefon.
Wkładam go w kieszeń mojej spódnicy oznajmiam Cande, że możemy iść.
Chodzimy bez celu po ulicach słonecznego miasta i żadna z nas nie chce przerwać ciszy.
Przecież to ona chciała porozmawiać, a nie ja.
Spojrzałam na nią i jej wyraz twarzy wyglądał jakby się nad czymś zastanawiała.
Podejrzewam, że układała w głowie zdanie, które chce mi powiedzieć.
-Wyjeżdżam- Zaczęłam się rozglądać dookoła, w nadziei, że może ktoś inny wypowiedział to zdanie lub to mi się przesłyszało.
-Co?- Spojrzałam na nią spod rzęs.
-Wyjeżdżam- Powtórzyła to samo, a ja tym razem miałam pewność, że mój słuch mnie nie zawodzi.
-Ale jak?- Nie widziałam, co powiedzieć. Nie spodziewałam się tego.
-Nie mogę tu zostać- Opadła bezwładnie na ławkę.- Chcę zacząć od nowa.
-Możesz zacząć od nowa również tutaj. Z nami.- Dosiadłam się do niej- Pomożemy ci.
-No właśnie w tym problem. Chcę sama się pozbierać. Po prostu zacząć życie bez żadnych etykietek.
-Ale z nami będzie ci łatwiej. Nie przekreślaj nas. Zostań.- Pogładziłam ją po ramieniu.
-Nie chcę iść na łatwiznę- Zerwała się z ławki i napięcie poszła w swoją stronę.
Westchnęłam głośno i schowałam swoją twarz w dłonie.
Poczułam czyjąś dłoń na swoich plecach.
Podniosłam wzrok i ujrzałam szmaragdowe oczy, wiem, do kogo należą.
-Co tu robisz?- Spoglądam na niego.
-To samo, co ty- Patrzy na mnie przeszywającym wzrokiem. Krępuje mnie jego spojrzenie mimo, że znamy się już długo, nadal się nie przyzwyczaiłam.
-Wszystko się pieprzy- Powiedziałam szeptem sama do siebie.
-Dokładniej- Zaczyna mnie gładzić po plecach.
Patrzę na Jorge smutnym wzrokiem i zastanawiam się, co odpowiedzieć.
-Dlaczego nie możemy być wszyscy szczęśliwi?- Zbaczam z tematu.-Czemu to jest takie trudne?
-Wtedy życie straciłoby sens.- Wzdycha głośno- Nie umielibyśmy docenić szczęścia.
Analizuję dokładnie każde jego słowo. Kiwam głową na znak, że przyznaję mu rację.
-Cande chce wyjechać- Mówię mu, co mnie dręczy.- Nie chcę tego.
Patrzy na mnie zakłopotanym wzrokiem i widzę, że jakby mógł to by uciekł.
Obserwuję każdy milimetr jego twarzy i zauważam jak jej wyraz się zmienia.
-Ja też.- Co on do cholery gada?
-Co ty…?- Nie wierzę w to. Łzy cisną mi się do oczu. Dlaczego ważne osoby w moim życiu mnie zostawiają? Wstałam szybko z ławki i już chciałam iść, kiedy przytrzymał mnie za nadgarstek.
-Pozwól mi to, chociaż wytłumaczyć.- Patrzy na mnie proszącym wzrokiem.
-Jorge! Tu nie ma, czego tłumaczyć. Wiesz, że mnie to boli? Dlaczego wszyscy uciekają od problemów?!
-Od niczego nie uciekam- Powiedział stanowczym głosem i wstał z ławki w efekcie, czego stał ze mną twarzą w twarz. No prawie, ponieważ jestem od niego niższa. – Muszę to zrobić.
-Niby dlaczego?- Patrzę na niego spod rzęs, a on łapie mnie za ręce.
-Miałem nagrywać płytę z Gery, dlatego przyjechałem do Buenos Aires. Chcieli mnie tu wypromować miałem tu zostać, ale sprawy się pokomplikowały. Matka Gery nie ma nam z czego zapłacić za duet. Podejrzewam, że wszystkie pieniądze brała od twojego ojca, a teraz jak się rozstali to nie ma grosza przy duszy.- Zaczął gładzić kciukiem moją rękę.- Myślisz, że chcę tego? Zmusili mnie, mam z nimi podpisany kontrakt i nie mam wyboru.  Nie chcę ciebie zostawiać. Nie gniewaj się.- Nie chcę ciebie zostawiać, Nie chcę ciebie zostawiać… Wszystko traci sens.  Poczułam jak z oczu lecą mi łzy, które chciałam zatrzymać.
-Ja cię kocham, rozumiesz?- Podnoszę na niego głos.- A ty mi mówisz, że wyjeżdżasz!
-Nie krzycz na mnie! Mówiłem ci, że to nie jest moja wina! – Odpowiada mi tym samym tonem, co ja.
Czuję jak smutek przeradza się w złość. Mam ochotę w coś uderzyć, coś rozwalić.
Cała moja twarz pewnie zrobiła się czerwona ze złości.
-Nie wierzę w to- Kręcę głową jakby to miało mnie obudzić z tego koszmaru. – To jest tylko sen prawda?
Jorge kiwa tylko głową i przenosi swoje ręce na moje ramiona. Chcę się wyrwać jednak jakaś nieznana mi siła mnie paraliżuje. Czuję oddech szatyna na mojej twarzy, przez co się trochę uspokajam. Znowu to samo uczucie, za każdym razem, kiedy jest blisko. Po chwili obraz staję się coraz mniej wyraźny, ponieważ Jorge jeszcze bardziej się przybliżył. Szatyn zamyka odstęp między nami a ja czuję jego ciepłe wargi. Mogłabym się teraz wściec, odsunąć, a ja rozkoszuję się tą chwilą, bo zdaję sobie sprawę, że może już ostatni raz dotykam jego ust.
 

***
Witam was w tą uroczą noc 😝 😂
Tak wiem, kto normalny dodaje rozdział o 00.30? JA.  Chociaż chyba ja nie jestem normalna xd po prostu zebrało mi się na napisanie rozdziału w nocy.  Zawsze wtedy mam najlepszą wene. A skoro praktycznie jest już sobota,  to rozdział tez może być dodany.  Takie rzeczy tylko u mnie. 😕 😕
Myślę że wszystko jest już wyjaśnione. Zaskoczenie?  Chyba nie. Podejrzewam że się tego spodziewaliście. Jestem potwornie śpiąca wiec koniec notatki. KTO PRZECZYTAŁ NIECH NAPISZE CHOCIAŻ KROPKĘ.

Ps. PRZYPOMINAM O KONKURSIE NA OS.
Niestety jeszcze nie dostałam żadnej pracy. Jeśli będzie potrzeba mogę wydłużyć termin wysyłki prac.
Dobranoc miśki! 💋 💋 Besos

sobota, 17 października 2015

OS "Nie ma rozumu, który wygrałby z sercem" część I (z okazji 10 000 wyświetleń)


                      

                                      OS dedykuję wszystkim, którzy tu ze mną są <3

Dziewczyna w długiej, niebieskiej sukni przemierzała ogromny korytarz zamkowego dworu.
Dzień, jak co dzień. Czy lubiła swoje królewskie życie? Chyba tak. Przecież innego nie znała.
-Księżniczka gotowa do próby koronacji?- Spytał uśmiechnięty mężczyzna, który był nadwornym projektantem. Szatynka odwzajemniła jego uśmiech i lekko skinęła głową.
-Po, co mamy to ćwiczyć? Do koronacji jeszcze cztery miesiące- Spytała się przyjaciela rodziny.
Ten tylko pokiwał głową z rozbawieniem i zaprowadził Violettę na salę tronową, gdzie za parę tygodni miało się odbyć to ważne wydarzenie dla całego dworu królewskiego.
-Witaj mamo- zwróciła się do swojej rodzicielki, która dopilnowywała, by służba odpowiednio przypięła dekoracyjne wstęgi.
-Dzień dobry córeczko- Królowa chodziła z kąta w kąt, uprzejmie zwracając uwagi dekoratorom. Szatynka zauważyła, że coś jest nie tak. Od kobiety zawsze biła pozytywna energia, a z jej twarzy nigdy nie schodził serdeczny uśmiech. Dziś było inaczej.
Każdy, kto ją choć raz w życiu widział od razu zorientowałby się, że jest smutna mimo iż ukrywała to pod sztucznym uśmiechem. Violetta nie pytała się swojej matki, co się stało, bo wiedziała, że i tak nie uzyskałaby odpowiedzi. Znała ją bardzo dobrze, bo przecież już od dwudziestu dwóch lat, i zdawała sobie z tego sprawę, że na pewno nie powiedziałaby, co jest nie tak. Nie idzie nigdy nic od niej wyciągnąć. Zawsze trzeba czekać aż sama zdecyduje się powiedzieć.
-Violetto oddalisz się ze mną do ogrodu?- Szatynka westchnęła, gdy zobaczyła na twarzy swojej matki niepewność. Domyśliła się, że widocznie dowie się prawdy szybciej niż się tego spodziewała.
Skinęła głową i razem poszły w daną stronę. Ich zamek był ogromny i nawet sama Violetta nie była we wszystkich komnatach. Nigdy nie przyznałaby się do tego, ale nieraz nawet zgubiła się w plątaninie korytarzy.
-Musisz dzisiaj o dwudziestej drugiej wyjść przed zamek. Będzie tam na ciebie czekał helikopter.Służba wybierze ci jakieś ciepłe ubrania, bo noce są jeszcze chłodne.- Violetta nie miała pojęcia, o czym jej mama mówi. Słuchała jej jednak i nie przerywała, bo jak na księżniczkę przystało, była bardzo dobrze wychowana i nauczona zasad savoir vivre.- Chcę żebyś wiedziała, że mimo wszystko bardzo cię z twoim ojcem kochamy i nigdy, choćby nie wiem, co się działo, nie zapominaj, kim naprawdę jesteś.- Drobna szatynka podniosła brew do góry mimo, że to nie było zgodne z jej manierami.
Była w za dużym szoku, by się teraz nimi przejmować.
-Mamo, nie rozumiem, dlaczego mi to mówisz i dlaczego mam gdzieś wyjeżdżać? Przecież koronacja jest za parę miesięcy.- Miała dalej wymieniać swoje rację, ale królowa pokiwała przecząco głową i odeszła, zostawiając zdziwioną córkę. Szatynka wiedziała, że nie może się sprzeciwić rozkazom matki.
Nie była z tego zadowolona, jednak nie miała wyjścia.
~***~
-Stary błagam cię!- Dwójka przyjaciół siedzi w kawiarni i zawzięcie dyskutuje.
-Nie, nie i jeszcze raz nie!- Szatyn zaczął dziwnie gestykulować rękoma.- Przecież może zamieszkać u ciebie.
-Wiesz, że Lu i tak ma mi za złe, że mam taką pracę. Wyobraź sobie, co zrobi jak przygarnę jakąś księżniczkę do naszego domu. A poza tym to wbrew przepisom. Proszę cię. Przecież to tylko parę miesięcy.
-Poinformuję cię, że też mam pracę i nie mam zamiaru zmieniać swojego życia.
-Leon, przypomnieć ci, że wisisz mi przysługę? Poza tym ta księżniczka może pracować u ciebie w biurze.- Szatyn powoli miękł. Widział, że Federico jest w trudnej sytuacji a on musi mu pomóc. Przecież właśnie od tego ma się przyjaciół.
-Po pierwsze księżniczki nie pracują. A po drugie… Pomogę ci- Szatyn westchnął głośno próbując wyrazić swoją frustrację. Na twarzy bruneta od razu pojawił się szeroki uśmiech i pewnie gdyby nie byli w miejscu publicznym, Federico rzuciłby się na szatyna po to by go przytulić.
-Nawet nie wiem jak ci dziękować. A co do księżniczki, to nie wiem na jej temat dużo- Fede, bo właśnie tak na niego wszyscy mówili, poprawił swoją wysoką grzywkę.- Wiem tylko, że ma na imię Violetta. Jej kraj jest zagrożony atakiem wroga i dlatego mój szef kazał mi ją przechować- Zrobił cudzysłów z palców- u nas. Tu nikt jej nie będzie szukał. Będziemy musieli ją przyzwyczaić do normalnego życia i zmienić jej wygląd.- Leon pokiwał tylko głową. Jakoś nie bardzo go to interesowało. Wiedział tylko, że będzie musiał mieszkać z rozpuszczoną księżniczką i prawdopodobnie również znosić ją w pracy. No niestety sam się w to wpakował.
-Dobrze słuchaj ja już muszę iść, skończyła mi się przerwa na lunch.- Poklepał Federico po plecach.
-Cześć. A i jeszcze coś. Ona przyjeżdża już jutro.- Leonowi oczy wyskoczyły z orbit.
-Dzięki, że tak szybko mi o tym mówisz- Odpowiedział przyjacielowi z sarkazmem. Ten się tylko uśmiechnął i odszedł z miejsca spotkania. Szatyn głośno westchnął i wrócił do biura.
Leon w pracy zakładał maskę. Był inny, ale przecież szef największej firmy nie może być potulny jak baranek dla swoich pracowników. Tylko jego prawdziwi przyjaciele wiedzieli, jaki jest naprawdę.
Czasem nawet on wątpił w swoje prawdziwe oblicze. Miał dość, ale nie mógł przestać.
Tego wszystkiego uczył go jego ojciec. Nie może go zawieść z powodu jednego, głupiego kaprysu. Przecież to właśnie Leon musiał słuchać paru godzinnych wykładów na temat tego, co będzie musiał robić jak przejmie firmę. Był już szkolony od małego, przygotowywany do tego, że zostanie prezesem już wtedy wspaniale prosperującej firmy rodziców.
-Przepraszam - Kiedy miał wejść do windy zaczepiła go młoda blondynka.- Nie wyrobiłam się z tymi wykresami, które kazał mi pan zrobić na dzisiaj- Mówiła niepewnie, jąkając się przy każdym wypowiedzianym wyrazie.- Jednak obiecuję, że dostarczę je jutro z samego rana. –Szatyn pokręcił głową i głośną westchnął. Blondynka zrobiła się blada jak ściana i czekała na swój wyrok.
-Jutro z samego rana to ty możesz, co najwyżej opróżnić swój gabinet. – Posłał jej kpiące spojrzenie i podszedł do biurka swojej sekretarki.
-Od jutra szukam nowej asystentki.- Zwrócił się do niej i powiedział to tak głośno, by kobieta, która stała za nim, na pewno usłyszała i przyjęła do wiadomości, że jest definitywnie zwolniona.
Odszedł powolnym krokiem do swojego gabinetu nie zawracając uwagi na to, że wszystkie pary oczu były zwrócone na niego. Jego pracownicy byli przekonani, że jest po prostu chamem z natury. Jednak tylko nieliczni znali jego prawdziwą twarz. Niektórzy myślą, że to niemożliwe żeby człowiek mógł tak udawać. Widocznie się mylą. Verdasowi się to udaje i jest w tym naprawdę dobry.
~***~
-Mamo proszę cię. Powiedz po, co mam opuszczać nasz kraj- Zdenerwowana księżniczka stała przed gmachem zamku.
-Zaufaj mi wszytko się ułoży. – Matka szatynki pogłaskała ją po ramieniu i mocno przytuliła.
Obawom Violetty nie było końca. Przecież bez wyjaśnienia wyjeżdża ze swojego państwa i nawet nie wie gdzie. To wszystko jest chore.
Dziewczyna mimo wszystko po chwili wsiadła do helikoptera i odleciała. Violetta wyglądała przez małe okno w kabinie, by ostatni raz spojrzeć na jej ukochany kraj.  Nie jest to duża wyspa, a helikopter był już na wystarczającej wysokości, by mogła zobaczyć ją w całości.  Po jej policzku spłynęła jedna łza. Na więcej nie mogła sobie pozwolić.
Głośno westchnęła i wygodniej ułożyła się w fotelu, przygotowując się do spania.
Chciała, chociaż na chwile zapomnieć o problemach.
-Wasza wysokość, wylądowaliśmy.- Zbudził ją głos pilota.
Delikatnie ziewnęła i przeczesała palcami swoje włosy, by w minimalnym stopniu doprowadzić je do ładu. Z pomocą pilota wysiadła z ogromnej maszyny i zaczęła się rozglądać dookoła.
Nigdy nie była dobra z geografii, a nawet jeśli to znajdowali się w lesie przez co nie mogła ocenić gdzie przylecieli.
-Gdzie teraz podążymy?- Uniosła dostojnie głowę, by zamaskować swój niepokój.
Księżniczka nie może okazywać swoich słabości.
-Proszę za mną- Starała się iść z gracją, tak jak ma w nawyku, jednak nie było to proste, ponieważ szli przez jakieś zarośla. Po pół godzinie nareszcie doszli na miejsce. Dla Violetty to była jakaś męczarnia. Nie była przyzwyczajona do długich wędrówek. Jej sukienka zaczepiła się o krzaczek maliny, przez co była poszarpana, na nadmiar złego Violetta wpadła w jakąś pajęczynę. Więc gdy ujrzała cel wyprawy ogromnie się ucieszyła.
-Witam Wasza wysokość.- Wysoki brunet ukłonił się i pocałował ją w rękę.- Jestem Federico.- Odwzajemniła jego uśmiech.
-Gdzie się znajdujemy?- Poprawiła swoje włosy i mocniej wypięła pierś do przodu, przez co jej postawa była jeszcze prostsza.
-Jesteśmy w USA. Dokładniej na obrzeżach Nowego Jorku- Pokiwała zrozumiale głową. – A teraz zapraszam- Otworzył drzwi od auta by Violetta mogła do niego wsiąść.


-Nie wyrażam zgody!- Krzyknęła na cały salon fryzjerski. Violetta zapuszczała swoje włosy przez wiele lat, przecież nie może pozwolić, by teraz jednym płynnym ruchem je obcięto.
Federico głośno westchnął i kucnął przy księżniczce.
-To konieczne?- Spojrzała na niego błagalnie. Ten tylko pokiwał głową. Violetta wzięła głęboki wdech-Dobrze. Tylko zróbcie to szybko.- Księżniczka przymknęła oczy by nie patrzeć na to, jak jej kasztanowe włosy lądują na podłodze.
Kiedy wyszła z salonu nikt z jej poddanych by jej nie poznał. Z szatynki o długich falowanych włosach zmieniła się w blondynkę o włosach do ramion.
-Gdzie będę mieszkać?- Spytała się Federico. Wydał jej się całkiem miły i nie miała powodów by mu nie ufać.
-U mojego przyjaciela- Uśmiechnął się do niej,  a ona odwzajemniła jego gest.- Jednak najpierw idziemy do mnie.
~***~
-Kochanie to jest księżniczka Violetta- Federico przedstawił szatynkę, która stała obok niego w nienagannej postawie.- Zabierzesz ją dzisiaj na zakupy dobrze?- Zwrócił się do swojej dziewczyny, a w jej oczach pojawiły się iskierki.
-A! Nie wierzę! Nareszcie będę miała z kim chodzić do galerii!- Blondynka rzuciła się na szyję Violettcie, a ta stała w osłupieniu. Nie wiedziała, co oznacza gest Ludmiły i jak ma się zachować.Jeszcze nigdy nikt nie postąpił w ten sposób. – Dobra to nie ma czasu do stracenia. Idziemy.- Zakomunikowała Lu i pociągnęła Violettę za rękę w stronę jej ulubionej galerii handlowej.
-Co to jest?- Zapytała szatynka z szeroko otwartymi oczami. Nigdy jeszcze nie była w podobnym miejscu.
-No wiesz, tu się kupuje ciuchy i w ogóle...- Blondynka zaczęła gestykulować rękami.
-Ciuchy?
-No ubrania. – Uśmiechnęła się Ludmiła.
-Ale… To gdzie są projektanci?- Księżniczka zaczęła rozglądać się dookoła.
-Nie ma ich. Tutaj są już uszyte ubrania, a ty je tylko kupujesz- Zrobiła dziwną minę i pociągnęła swoją nową znajomą do najbliższego sklepu. – Zobacz ta jest prześliczna! Będzie do ciebie idealnie pasować.- Pokazała sukienkę w kwiaty.
-Ona jest za krótka- Odparła spokojnym tonem.
-Oj Violu ona jest do kolan. Nie możesz nosić sukienek jak stara babcia.
-Violu?- księżniczka uniosła brew do góry.
-No zdrobnienie twojego imienia- Zaśmiała się Ludmiła i zaprowadziła szatynkę do przymierzalni.- Ja za chwilę przyjdę, a ty się przebierz. – Violetta rozejrzała się dookoła. Jak to ma się przebrać?
-Pomożesz mi to założyć- Zakomunikowała pracownikowi sklepu, który przechodził obok kabiny przymierzalni. Ten tylko zmierzył ją wzrokiem i lekko się uśmiechnął.
- W czym jest problem?- Zapytał serdecznie i zaczął oglądać sukienkę.
-Masz mnie przebrać- Posłała mu uśmiech. Dziewczyna nie była nauczona, żeby mówić poproszę, dziękuję… Zawracała się do służby z rozkazami, a oni je wykonywali.
Chłopak spojrzał na nią zakłopotany.
-Przepraszam za nią… Ona… nie jest stąd.- Na szczęście w odpowiednim momencie pojawiła się Lu.
Violetta popatrzyła na blondynkę niezrozumiale.- Ja ci pomogę chodź- Ludmiła cicho westchnęła i z uśmiechem skierowała się do kabiny, w której znajdowała się królewna.
-Bierzemy ją!- Pisnęła tak głośno, że Violetta zakryła sobie uszy.
Księżniczka przejrzała się w dużym lustrze i okręciła się dookoła. Po chwili zaczęła się kierować do wyjścia, jednak Lu jej to uniemożliwiła przytrzymując jej kościste ramię. – To jeszcze nie wszystko- Zaśmiała się blondynka-Mam dla ciebie jeszcze parę rzeczy- Na twarzy byłej szatynki pojawił się grymas, jednak bez żadnego sprzeciwu znów zaczęła przymierzać coraz to nowe ciuchy, które jak szalona znosiła Ludmiła.
-Jestem wyczerpana- Westchnęła Violetta.
-To jeszcze nic.- Lu serdecznie się zaśmiała- Tylko trzy godzinki.
-Dobra ta kawa- Powiedziała Viola, która zamoczyła swoje usta w gorącym napoju.
Ludmiła spojrzała na zegarek i gwałtownie podniosła się z krzesła.
-O kurde Fede nas zabije. Miałyśmy już dawno przyjść- Pociągnęła zdezorientowaną Violettę za rękę i razem wybiegły z kawiarni.
-Jesteśmy!- Głośno krzyknęła Lu, żeby Federico, nie ważne w którym zakątku domu się znajdował na pewno mógł ją usłyszeć.
-Nareszcie- Uśmiechnął się i podszedł do swojej dziewczyny oraz pocałował ją w policzek.
Violetta przyglądała się tej scenie z zachwytem i niezrozumieniem.
-Dobrze, Wasza wysokość, wszystko jest już gotowe możemy pojechać do twojego tymczasowego miejsca zamieszkania. -Federico od razu zmienił ton i sposób wyrażania się. Jest już od wielu lat w tej branży i wie, jak się zachowywać w towarzystwie ludzi z wyższej sfery. Viola skinęła głową i dumnym krokiem poszła za brunetem.
~***~
-Cholera Leon!- Fede dziękował Bogu za to, że Violetta jest na górze i ich nie słyszy.- To jest księżniczka, a ty paradujesz przed nią w samych bokserkach!- Szatyn posłał mu groźne spojrzenie.
-To mój dom, a poza tym nie wiedziałem, że przyjedziecie.- Podrapał się nerwowo po karku.
-Nie wkręcaj mnie. Tylko nie rób więcej takich numerów.- Federico poprawił swoją grzywkę. –Spadam. Zachowuj się- Rzucił, kiedy był już przy drzwiach.
-Dobrze mamo- Odburknął Leon i gdy tylko jego przyjaciel wyszedł popędził do góry się ubrać.
Oczywiście jak na złość na korytarzu musiał wpaść na Violettę. Na jej policzkach pojawiły się wypieki i patrzyła wszędzie byle nie w dół, a szatyn zaczął się nerwowo rozglądać dookoła.
-To podoba ci się mój dom?- Odchrząknął głośno i przyjął wyluzowaną pozę, co wyglądało komicznie w samych bokserkach.
-Yy… Jestem przyzwyczajona do większych.- Leon uniósł brew do góry i kpiąco popatrzył na farbowaną blondynkę.
Violetta w tym momencie uraziła jego męskie ego, które jak u każdego osobnika płci męskiej jest bardzo wysokie. Poczuł się urażony, ponieważ jego dom, oczywiście pomijając samochód, był rzeczą, z której był naprawdę dumny. Spodziewał się, że księżniczka zacznie go wychwalać, za nowoczesność, ogromne pokoje, wspaniałe wyposażenie wnętrz… Zresztą tak jak robią to wszyscy, których tutaj zaprosi. A ona jednym zdaniem obraziła obiekt, którym najbardziej się chwalił.
Leon lekko prychnął i wymijając kobietę poszedł do sypialni, zostawiając ją zdezorientowaną na środku korytarza.
~***~
Violetta siedziała na kanapie, oczywiście z przeraźliwie wyprostowanymi plecami, i cierpliwie czekała.
Szczerze to nawet nie wiedziała, czego oczekuje. Po prostu nie wiedziała, co ma robić.
Jest w obcym kraju, w obcym domu, u obcych ludzi, a grzeczne siedzenie na sofie wydało jej się najstosowniejszym zachowaniem.
-Gotowa?- Zapytał Leon, który schodził ze schodów w granatowym garniturze, dopinając ostatni guzik koszuli.
-Gdzie?- Blondynka spojrzała na niego podejrzliwie. Ten się tylko pobłażliwie uśmiechnął. Szczerze mówiąc nie polubił Violetty. Jest tu czwarty dzień, a on już wyrobił sobie o niej opinie.
-Do pracy. Normalni ludzie pracują.- Powiedział podkreślając ostatni wyraz, jakby mówił do pięcioletniego dziecka.
-A gdzie ja będę pracować?- Zapytała wstając z kanapy i podchodząc bliżej do szatyna.
-U mnie w firmie- Niestety-Dodał w myślach poczym wziął swój neseser  i wyszedł przepuszczając Violettę w drzwiach.
-Więc siedzisz tutaj przynosisz mi kawę i jeśli jesteśmy na jakiś spotkaniach to tylko potakujesz- Mimo, że się na to zgodził, Leon wiedział, że i tak nic z tego nie wyjdzie. Jego zdaniem księżniczki nie są stworzone do pracy i tego zdania nie zmieni. Natomiast Violetta nie wiedziała, co się wokół niej dzieje. Nigdy nie była w podobnym budynku. Uśmiechała się serdecznie do każdego mijanego pracownika, jakby byli jej poddanymi. Łatwo jest zmienić swój wygląd, ale nie swoje zachowania. – Rozumiesz? – Kobieta pokiwała głową i usiadła na krześle.
Szatyn westchnął i poszedł za swoje biurko.  Nie miał dzisiaj na nic ochoty. Tym bardziej na użeranie się z pracownikami lub Violettą. Przymknął oczy i policzył do dziesięciu. Wziął w palce długopis i zaczął wypełniać robotę papierkową.  Oderwał się dopiero po dwóch godzinach.
-Violetta przynieś mi kawę.- Zwrócił się do niej oschłym głosem.  Kobieta wykrzywiła twarz w grymas i niechętnie wstała. Wyszła na korytarz i niepewnym krokiem powędrowała do firmowej kuchni.
Zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu. Podeszła do ekspresu i uważnie mu się przyglądała.
Nacisnęła jeden guzik, przez co zaczął on migać. Ruszyła kolbką i przez nie uwagę podłożyła rękę pod gorącą wodę.
-Ała- Krzyknęła i gwałtownie się odsunęła ściskając rękę.
-Pokaż.- Podszedł do niej wysoki blondyn ubrany w czarny garnitur. – Chodź mamy gdzieś apteczkę.- Uśmiechnął się do niej, a ona odwzajemniła gest.
-Teraz powinno być dobrze- Skończył owijanie bandażem dłoni księżniczki i spojrzał jej głęboko w oczy.
-Dziękuję Carl- Schowała swoje zarumienione policzki w włosach.
-Cholera Violetta ile można czekać na głupią kawę?- Do pomieszczania wpadł rozłoszczony Leon, jednak mówił bardzo spokojnym i drwiącym tonem. Kiedy zobaczył rozgrywającą się scenę zacisnął szczękę i zaczął zgrzytać zębami. – Amory proszę rozgrywać po pracy.- Normalnie skomentowałby to przewróceniem oczu, ale w tym wypadku chodziło o Violettę, i nie mógł inaczej zareagować, sam nie wiedział dlaczego.
-Przepraszam- Blondynka wstała z podeszła do swojego szefa.
-Co ci się stało?- Zapytał troskliwym tonem, którego chyba nikt z jego pracowników jeszcze nie słyszał. Carl stał z szeroko otwartymi oczami i patrzył z niedowierzaniem. Leon poczuł się zazdrosny, mimo, że nie był zadowolony z dodatkowego współlokatora, myślał, że księżniczka będzie ufać tylko jemu, będzie mu się zwierzać i żalić, a on będzie mógł ją pocieszyć i mimo, że nikt nie zrozumie jego logiki, on nie zmieni swojego rozumowania.
Postanowił pokazać, kto tutaj rządzi i się troszeczkę pobawić w aktora.
-Chciałam ci zrobić kawę i się oparzyłam- Wytłumaczyła Violetta podnosząc na niego wzrok.
-Dobrze, nic się nie stało- Szatyn nie miał pojęcia, co on w ogóle gada, jednak kierował się czymś, co na pewno nie było rozumem. Kobieta lekko się uśmiechnęła i poszła razem z Leonem do ich wspólnego gabinetu, zostawiając oszołomionego blondyna.

***

Dzień dobry! Kocham cię! XD
Przychodzę do Was z obiecanym OS.
To dla mnie naprawdę aż niemożliwe. 

Nadal nie mogę uwierzyć, że mój blog ma aż tak dużo wyświetleń!
Mam oczywiście nadzieję, że będzie ich jeszcze więcej :'))) W tym OS próbowałam połączyć jakby dwa światy.
Nie wiem czy mi się to udało, ale to już wy musicie ocenić.
Świat wydawałoby się, że idealny zlewa się z naszym zwykłym światem.
I teraz uwaga! Przyznaję się bez bicia, inspirowałam się Disney'owskim filmem!
Niektóre wątki są podobne, ale większość wymyśliłam sama.
Także proszę bez hejtów! XD
Oczywiście pojawi się druga część gdzieś na przełomie listopad-grudzień. <3
Na początku miał to być jeden długi OS, ale napisałam o wiele więcej niż podejrzewałam i musiałam go podzielić.
Rozdział pojawi się w następną sobotę <3 Do zobaczenia! Besos! :***





.
.
.
.
.
.
template by oreuis