sobota, 22 października 2016

04 - Niedokończony perfum


                                                           Rozdział dedykowany Livia Reed
                                                                                 
                                                                                  Boli, lecz dla ciebie to nie wszystko.
                                                                              Więc most spaliłaś, szalona terrorystko.

                                                            
Co chwile mrugałam oczami by upewnić się czy aby na pewno moja bujna wyobraźnia nie płata mi figla. Jednak za każdym razem, kiedy moje powieki się uchyliły, widziałam ten sam widok.
-Zgubiłam kluczę, dlatego musiałam się dobijać do domu.
Kobieta w przylegającej do ciała bluzce i alabastrowych spodniach płynnym ruchem uwiesiła swój nowy jesienny płaszcz na jednym z haczyków od wieszaka.
-Mamo?
Swoim szeptem od razu przykułam uwagę dawnej szatynki, a ona wybuchła śmiechem i spojrzała na mnie spod swoich rzęs, pokrytych grubą warstwą czarnego tuszu.
-Zmieniłaś się.
Przymrużyłam powieki i posłałam mamie niechętny uśmiech.
Kobieta zagarnęła za ucho kosmyk, który wydostał się z odgarniętych na plecy, rozpuszczonych, przefarbowanych na blond włosów.
-Tęskniłam za wami.
Mama ułożyła na moim kościstym ramieniu swoją wypielęgnowaną dłoń.
Z łatwością, kątem oka mogłam dostrzec jej długie smukłe paznokcie pokryte paroma warstwami czerwonego lakieru.
-My za tobą też.
Uśmiechnęłam się, ukazując przy tym swoje górne uzębienie.
-Zamówimy dzisiaj coś z restauracji na wynos? Nie chce mi się szykować kolacji.
Mama ruszyła w stronę kanapy uprzednio zsuwając ze swoich nóg bordowe szpilki.
Pokiwałam leniwie głową i zaczęłam obgryzać skórki przy paznokciu.
-A i kochanie, przebierz się, bo wstyd w takim czymś nawet w domu chodzić.
Delikatnie wykrzywiłam górną wargę i spojrzałam w dół na wyblakłą, męską koszulę, ubrudzoną chyba we wszystkich możliwych miejscach.
Naciągnęłam bawełniany materiał i starałam się zdrapać paznokciem zaschniętą plamę z seledynowej farby, jednak ona za mocno przywarła do włókien materiału.
Zrzuciłam ze swoich nóg trampki i pchnęłam je w najbliższy kąt.
Skierowałam się w stronę schodów, już w drodze odpinając po kolei guziki od okrycia.
Ta koszula jest jedyną rzeczą w tym mieszkaniu, która została po ojcu, no może oprócz niedokończonego perfum, który podczas przeprowadzki w niewiadomy sposób znalazł się w walizce mamy.
~ ~
 Poczułam jak zimne powietrze kolejny raz z wielkim impetem uderza mnie w twarz.
Szybko schwytałam je w płuca i jak najdłużej starałam się je tam zatrzymać.
Gdy moje policzki były już maksymalnie wypchane od zewnątrz przez tlen, powoli pozbyłam się go pozwalając mu wydostać się przez jamę nosową.
-Violka możesz przestać odprawiać te cyrki?
Odwróciłam głowę w stronę blondynki i przeniosłam swój ciężar ciała na kolana, którymi klękałam na parapecie. Ostatni raz spojrzałam na widoki i zamknęłam okno, które lekko zapiszczało zawiasami.
-Ten lakier naprawdę strasznie śmierdzi.
Wykrzywiłam górną wargę i kątem oka zerknęłam na blondynkę.
Siedziała wyprostowana przy biurku i wachlowała dłońmi, by lakier, którego zapach wypełnił cały pokój, szybciej wysechł.
Usiadłam na jej ogromnym łóżku i przejechałam dłonią po satynowej pościeli, rozprostowując jej zagniecenia. Poczułam jak miękki materiał rozpływa się pod wpływem mojego dotyku.
Nie zastanawiając się ułożyłam całe swoje ciało na meblu, przeciągając się.
-Nie wiem jak możesz co dwa dni malować paznokcie.
Splotłam swoje ręce i podłożyłam je sobie pod kark, podnosząc przy tym lekko głowę i zwiększając swoją widoczność.
-Nie wiem jak ty możesz nosić poodpryskiwane paznokcie przez dwa tygodnie.
Ludmiła spojrzała na mnie spod swoich jasnych rzęs, których dzisiaj nie pokrywał żaden tusz, dlatego wydawały się być jeszcze bledsze i prawie niewidoczne.
Blondynka ostrożnie chwyciła w swoje dwa palce plastikową część z pędzelkiem i uważnie zakręciła buteleczkę z lakierem.
Po pokoju rozeszło się głośne pukanie w drzwi, a po chwili Sally nie czekając na odpowiedź Ludmiły, weszła do środka. Podniosłam się z łóżka i razem z Ludmiłą skierowałyśmy swój wzrok w stronę uśmiechniętej blondynki.
-Violetta, nie uwierzysz.
Jej szczupłe ramiona kurczowo oplotły moje ciało, prawie je zgniatając.
Ludmiła zaczęła się śmiać, kiedy blondynka piszczała mi do ucha coraz mocniej przyciskając mnie do siebie. Odsunęłam ją od siebie resztkami sił na odległość moich ramion, gdy w płucach zabrakło mi powietrza. Sally stanęła twardo na nogach, jednak jej twarzy nadal nie opuścił uśmiech.
-Obraz, który namalowałaś dla mnie wygrał konkurs.
Blondynka zsunęła ze swoich ramion fioletową kurtkę ze ściągaczami przy rękawach i rzuciła ją niedbale na oparcie krzesła stojącego przy dużym lustrze.
-Główną nagrodą jest prezentacja obrazu na wystawie i spotkanie z najsławniejszym w okolicy mecenasem sztuki, więc mam nadzieję, że masz wolną tę sobotę.
W oczach dziewczyny nadal wirowały iskierki, a ja wpatrywałam się w nią jak skamieniała.
Miałam wrażenie, że oddech nie chce się wydostać z moich płuc, a krew zastygła w żyłach.
-Przecież wszyscy myślą, że to ty malowałaś ten obraz, w zgłoszeniu były podane twoje dane.
Sally jakby nie usłyszała moich słów i odwiązała szalik, który kurczowo oplatał jej szyję oraz rzuciła go w to samo miejsce gdzie kurtkę.
 Rozejrzała się leniwie po całym pokoju, a następnie nie zwracając na mnie uwagi poprawiła swoją spódniczkę i usidła na dużej materiałowej pufie w kolorze fuksji.
-Słońce myślisz, że twoja cudowna, starsza siostra nie obmyśliła żadnego planu?
Na usta dziewczyny ponownie wkradł się szeroki uśmiech, natomiast ja głośno westchnęłam i załamałam ręce.
-Lu czy twoja mama może mi zrobić kawę?
Sally spojrzała w stronę Ludmiły, która zaprzestała dmuchaniu na swoje paznokcie i pokiwała radośnie głową.

***
Jest mi głupio.
Przepraszam.
Nienawidzę szkoły.
Kocham was <3
Do następnego rozdziału, który pojawi się wcześniej niż ten, obiecuję <3
.
.
.
.
.
.
template by oreuis