sobota, 17 września 2016

03 - Zapach wodospadu.


                                                                           Rozdział z dedykacją dla Dorota Kudzia.


                                                                                         Nieważne jak daleko jesteś 
                                                                                               od ukochanej osoby. 
                                                                                              Ona zawsze spogląda
                                                                                           na ten sam księżyc co ty. 
                     
O wiele za duża, biała, przyozdobiona abstrakcyjnymi plamami z farby koszula, okrywała moje ciało aż do połowy ud.  Jej odpięte od góry guziki ukazywały mój czarny stanik, znajdujący się pod spodem.
Pognieciony materiał i podwinięte mankiety nie prezentowały się najlepiej, ale idealnie pasowały do moich rozmierzwionych włosów, które układały się w niechlujny warkocz, opadający mi na plecy.
Kolejny raz pędzel powędrował w stronę sztalugi, jednak ponownie moja ręka znieruchomiała tuż przy materiale płótna. Z moich płuc wydobyło się głośne westchnięcie.
 Choć tak bardzo chciałam wreszcie wypuścić z dłoni sznurki, do których była przywiązana moja dusza, nie potrafiłam tego zrobić. Cały czas trzymałam się schematu, wpatrywałam się w jeden szary punkt, nie potrafiąc dostrzec kolorów wokół niego.
Patrzyłam powierzchownie na taflę wody nie dostrzegając odbicia na niej, tylko ciągle wypatrując tego, co znajduje się w jej głębi.
A świadomość, że muszę namalować ten obraz pod presją, a nie dla własnej przyjemności i wyżycia artystycznego wcale mi niczego nie ułatwia. Nienawidzę malować na zamówienie.
Ponownie pędzel umazany w błękitną farbę odbył tą samą drogę, tym razem lądując na płótnie i zostawiając za sobą małą, nic nieznaczącą plamę w odcieniach nieba.
Rzuciłam ze wściekłością paletę, na której były pomieszane różne odcienie kolorów, a ona bezpiecznie wylądowała na podłodze.
Teraz już wiadomo skąd biorą się te wszystkie plamy farb na moim dywanie.
Moim ciałem szarpały przeróżne emocje, jednak największy mętlik znajdował się w umyśle.
Ze świstem zaciągnęłam się powietrzem, a do moich neuronów natychmiastowo doszedł zapach wodospadu. Przynajmniej tak twierdzi producent odświeżacza, który znajduje się na parapecie.
Ze spokojem podniosłam wcześniej rzucony przedmiot i odsunęłam się parę kroków od sztalugi.
Delikatnie przymrużyłam powieki, głęboko oddychając.
Gwałtownie otworzyłam swoje oczy, poddając je na rażące światło, które przebijało przez nieprzymknięte rolety.
Podciągnęłam rękawy od koszuli, by nie opadały mi na dłonie.  Po chwili pędzel, który wcześniej był rzucony na biurko, znajdował się w moich palcach i energicznie muskał płótno pozostawiając na nim smugi w kolorze błękitu.
Nim się obejrzałam nic nieznaczące plamy i kreski, zaczęły przybierać zamierzone kształty.
Abstrakcyjne wzory zaczęły przypominać kontury twarzy, a na środku widniały dwie ogromne plamy, które jako jedyne wyróżniały się kolorem czarnym.
Gdy delikatne włosie pędzla ostatni raz dotknęło materiału, rozprostowałam swoje dłonie powodując lekkie strzykanie kości.  Odłożyłam wszystkie przedmioty trzymane w moich rękach na biurko, a ściany mojego małego pokoju aż zatrzęsły się od energicznego trzaśnięcia drzwiami, które kolejny raz pogłębiły dziurę w tynku. Zacisnęłam swoje pięści, wrzynając w skórę paznokcie.
-Nie trzaskaj.
Wysyczałam przez zaciśnięte zęby, które lekko zgrzytały pod wpływem nacisku.
Blondynka wywróciła oczami i usiadła na moim łóżku i opatuliła swoje ciało kocem, który leżał na fotelu obok.  Dziewczyna oparła głowę o dłonie i głośno westchnęła, zwracając na siebie uwagę.
-Zły dzień?
Szepnęłam, nie spuszczając wzroku ze świeżo namalowanego obrazu. 
Wzięłam z biurka wszystkie pędzle i zaczęłam je wycierać chusteczką higieniczną.
-Pada deszcz, mam zaległy projekt, nie poszłam na jakieś trzy wykłady i na dodatek mam okres.
Ludmiła zakryła swoje blond włosy kocem w bożonarodzeniowe wzroki, który cały rok zajmował swoje stałe miejsce w moim pokoju.
-Staraj się myśleć o pozytywach
Nadal nie przeniosłam wzroku na Ludmiłę i zawzięcie wyciskałam resztki farb z włosków pędzelka do chusteczki.
-Niby jakich?
Blondynka zaczęła się bawić niesfornym kosmykiem opadającym jej na policzek.
Posłałam jej delikatny uśmiech i przeniosłam na nią swoje spojrzenie.
Odłożyłam pędzle i podeszłam do mojego łóżka, na którym leżała Ludmiła.
Usiadłam na krawędzi i delikatnie zsunęłam ze swoich nóg podniszczone trampki, które wcale już nie przypominały koloru białego. Ułożyłam swoją głowę na poduszce i delikatnie przytuliłam się do dziewczyny leżącej obok, obejmując ją w pasie.
-Jestem tu z tobą, to nie jest wystarczający pozytyw?
Poczułam jak przepona Ludmiły znajdująca się pod moją ręką, unosi się i opada, gdy blondynka zaczyna się śmiać. Odgarnęłam jej włosy, który opadły mi na moją twarz i ułożyłam swoją głowę na oparciu łóżka.
-Ładny ten obraz namalowałaś.
 Dziewczyna uniosła głowę z poduszki i obrzuciła spojrzeniem sztalugę stojącą w kącie pokoju, tylną nogą opierającą się o ścianę. 
Głośno westchnęłam i spuszczając wzrok zaczęłam skubać odpryśnięty limonkowy lakier na paznokciach.
-Namalowałam, go bo Sally go potrzebuje.
-Po co jej twój obraz?
Ludmiła uniosła do góry brew i zabawnie wykrzywiła górną wargę, w efekcie robiąc charakterystyczną dla niej minę.  
-Zgłosiła się na konkurs by dostać stypendium.
Mój wzrok bezwładnie powędrował w stronę moich splecionych ze sobą dłoni, a z ust samoistnie wydostało się westchnięcie.  Blondynka spojrzała na mnie przeszywającym wzrokiem, a gdy jej dłoń wylądowała na moim ramieniu, po całym moim ciele przeszedł elektryzujący dreszcz.
-Wiesz, że zawsze możecie liczyć na mnie?
Nadal nie patrząc w jej oczy pokiwałam niepewnie głową, a moje włosy opadły na moją twarz, doszczętnie zakrywając mi policzki.
-Nie przejmuj się, mamy pieniądze, nie głodujemy.
Z moich ust, które ułożyły się w niewidoczny uśmiech, wydostał się szept, który bardziej przypominał ciszę.  Ludmiła głośno westchnęła i pokręciła głową, jednocześnie wprawiając tym swoje złote loki w ruch. 
-A co z waszą mamą?
Głos blondynki przedarł ciszę między nami i rozszedł się echem po całym moim pokoju obijając się o jego ściany. Gdy poczułam jak moja dolna szczęka zaczyna drgać, mocno przygryzłam wargę zębami, jednak szybko ją puściłam, bo w ustach zagościł metaliczny smak krwi.
Zaciągnęłam się głośno powietrzem i w tej samej chwili doszedł do mnie zagłuszony przez ściany dzwonek do drzwi. Ludmiła posłała mi lekki uśmiech i kiwnęła głową w stronę drzwi.
Przeczesałam dłonią swoje włosy i zapięłam rozpięte u góry guziki od koszuli.
Zsunęłam swoje nogi i usiadłam na skraju łóżka.
Powolnie założyłam na swoje stopy trampki, jednak nie chciało mi się ich wiązać więc wstałam i ruszyłam na dół, przydeptując tylną część butów.
Stawiałam ostrożne kroki , na każdym stopniu schodów dostawiając jedną nogę do drugiej, by nie wywrócić się przez niezawiązane sznurówki.
Stanęłam przed drzwiami, a dźwięk dzwonka ponownie rozproszył się w moich uszach.
Parę razy przekręciłam klucz w zamku, a drzwi nawet bez naciskania klamki samoistnie się otworzyły.
Gdy zza drewnianej konstrukcji ukazała się znajoma twarz, wszystkie moje włoski na rękach zesztywniały, a  na ciele pojawiła się gęsia skórka .

***

Hej kochani.
Jestem dzisiaj tak wykończona że nawet nie mam siły pisać tej notatki.
Więc krótki i zwięźle.
Początek rozdziału za bardzo mi nie przypadł a od połowy jest nawet okej.
Wiem że długo czekaliście na ten rozdział i mam nadzieję że opłacało się czekać.
Moje problemy z pisaniem po prostu mnie wykańczą. Jak mam wene to nie mam czasu  (zwalam wszystko na szkołę i moich przekochanych nauczycieli którzy sprawiają że muszę się uczuć 24 na dobę) .
Dopisuje do rozdziału po jednym zdaniu a potem i tak zmazuje.
Buźka!  Do następnego rozdziału, na który nam nadzieję nie będziecie musieli czekać tak długo.
.
.
.
.
.
.
template by oreuis