sobota, 27 sierpnia 2016

02 - Wszelkie odcienie szarości


                                                                            Rozdział z dedykacją dla Vicky

 
                                                                    Wolę leżeć na ziemi i patrzeć na gwiazdy,
                                                                              niż próbować do nich dotrzeć
                                                                       mając niewielką szansę, że mi się uda. 

                                                           
Głęboko zaciągnęłam się powietrzem, a na mojej twarzy zagościł spory grymas.
Zniesmaczona zapachem tytoniu szybko pozbyłam się zanieczyszczonego tlenu z płuc.
-Możesz przy mnie nie palić?
Powiedziałam spokojnym głosem mimo tego, że krew buzowała mi żyłach.
James zerknął na mnie kątem oka i w tym samym czasie wydmuchnął ze swoich płuc biały dym.
Objął mnie ramieniem i na znaczą odległość odsunął od nas papierosa.
-Skarbie. Przecież to nic takiego.
James przewrócił oczami i poprawił kołnierz od swojej czarnej, skórzanej kurtki.
-Nie dość, że trujesz siebie, to na dodatek jeszcze mnie.
Posłałam mu sztuczny uśmiech, jednak on chyba tego nie zauważył i pomyślał, że naprawdę się uśmiechnęłam.
-Zaraz mi się dopali, spokojnie.
 Z jego ust wyleciał kolejny, ogromny obłok dymu. 
Brunet uśmiechnął się do mnie i delikatnie musnął mój zaczerwieniony od wiatru policzek. Wyswobodziłam się z jego objęć z lekkim oburzeniem i szybkim krokiem ruszyłam w stronę mojego domu, machając mu dłonią w geście pożegnania.
Parę liści wirujących w powietrzu, przez nagły podmuch wiatru, wpadło mi pod nogi.
Jesienny wiatr owiał mi twarz i lekko szczypał mnie w policzki.
Nie rozumiem dlaczego niektórzy ludzie nie lubią jesieni.
Przecież jest to najbardziej urokliwa z pór roku.
Deszcz, który pada cały dzień nadaje specyficznej aury, a wilgotne powietrze rozprzestrzenia się w nozdrzach przy każdym oddechu.
Wielokolorowe liście spadają z drzew i układają się w złoty dywan, a zimny powiew wiatru unosi je na wysokość ciemnych chmur.
Minęłam kolejne osoby owiązane grubymi szalami i już zakute w puchate kurtki.
Natomiast ja naprzeciw wszystkiemu spacerowałam po ulicach Portland z rozpiętą bluzą i artystycznie rozwianymi włosami.
Kolejny raz potknęłam się o własną nogę, a z mojego gardła wydobył się głośny śmiech.
Parę osób zatrzymało się w pół kroku i obrzuciło mnie przelotnym spojrzeniem. 
Nie przejęłam się tym i dalej energicznym krokiem szłam po betonowym chodniku.
Gdy wkroczyłam na wąską uliczkę między dwoma budynkami przełamałam granicę.
Granicę tego cudownego Oregonu, pokazywanego w filmach, jako miasto biznesmenów i początkujących gwiazd show-biznesu.
Przecież kto w kinowych produkcjach ukazywałby zaniedbane ulice, usłane wielkimi kontenerami na śmieci i czyhającymi na resztki jedzenia szczurami, które wieczorami straszą swoimi świecącymi w ciemnościach oczami. 
Jak najszybciej przemierzyłam zaśmieconą uliczkę, a po chwili znalazłam się na małym osiedlu znajdującego się na obrzeżach wiecznie nieśpiącego miasta, chyba tak jak każde miasto w USA.
Szłam w kierunku jednego z wielu przestarzałych i podniszczonych bloków.
Otworzyłam potężne drewniane drzwi, wywołując lekkie skrzypienie zawiasów.
Weszłam do środka mijając po drodze kilka znajomych twarzy.
W całym budynku nieprzyjemnie pachniało wilgocią i stłumionym dymem tytoniowym.
Pokonałam parę pięter i znalazłam się pod moim mieszkaniem.
Szarpnęłam za klamkę i ku mojemu zdziwieniu drzwi się nie otworzyły.
Zaczęłam szukać kluczy w mojej torebce, która potwornie wżynała mi się w ramię, przez jej ciężkość.
Gdy znalazłam metalowy przedmiot od razu bez problemu dostałam się do mieszkania.
Od samego progu przywitał mnie zapach domowego jedzenia.
-Co ci się stało?
 Spytałam się przez śmiech, gdy zajrzałam do kuchni i zobaczyłam Sally przy blacie.
-Jestem głodna, a mam dosyć śmieciowego jedzenia.
 Burknęła w moją stronę i delikatnie poprawiła swoje włosy, które były związane w coś na kształt kucyka. -Trzeba zacząć się zdrowo odżywiać.
 Delikatnie uśmiechnęła się do mnie, a po chwili wzięła do ręki nóż i zaczęła kroić warzywa.
Jej biodra prawie niewidocznie kołysały się w rytm melodii, która po cichu sączyła się z radia, stojącego na parapecie, a jej usta układały się w słowa tekstu piosenki.
-Właśnie, całkowicie zapomniałam.-Sally podniosła wzrok i uniosła pytająco brew. -Jak było na randce z Luisem?
Zaśmiałam się głośno, gdy zobaczyłam jej spojrzenie, które gdyby mogło zabiłoby mnie żywcem.
-Dobrze wiesz, że po tym jak napisał do mnie ponad tysiąc esemesów zgodziłam się na tą randkę by dał mi spokój.
Fuknęła w moją stronę po czym wywróciła oczami .
-Czyli cię nie oczarował?
 Zaśmiałam się, a policzki Sally zrobiły się całe czerwone ze złości.
-Spadaj młoda.
Posłałam jej szeroki uśmiech i jak najszybciej usunęłam jej się z pola widzenia, ponieważ w dłoni trzymała ostry przedmiot.
Energicznie wbiegłam po schodach i weszłam do pierwszego pokoju po prawej stronie korytarza.
Od razu jak otworzyłam drzwi do moich uszu doszedł głośny trzask.
Podniosłam przewróconą sztalugę z ziemi i szybko postawiłam odkręcone kubeczki z farbami by się nie wylały.
Mój pokój nie był najczystszym miejscem.
Wszędzie znajdowały się porozrzucane rzeczy, a na dywanie, który kiedyś był śnieżnobiały, widniały dwie ogromne plamy żółtej, już dawno zaschniętej farby, której niczym nie dało się sprać.
Głośno westchnęłam gdy zobaczyłam puste, białe płótno, sprężyście naciągnięte na drewnianą ramkę. 
Stało ono w kącie, oparte o popielatą ścianę.Właśnie, popielatą.
Ja chyba od zawsze byłam jakaś inna. 
Jak byłam mała, jako jedyna dziewczynka w całym przedszkolu, nie miała niczego różowego, nie wliczając różowego odcienia kredki, który był mi potrzebny gdy rysowałam postacie.
Niepewnie usiadłam na chyboczącym się, drewnianym stołku, który miał trzy nogi i już trochę zdarte siedzenie, dlatego położyłam na niego pierwszą lepszą poduszkę.
Wzięłam do ręki średniej grubości pędzel i korzystając z tego, że nie zamoczyłam go jeszcze w żadnej barwie, przejechałam sobie delikatnie jego włosiem po policzku.
Kolejny raz moje spojrzenie zeskanowało wszystkie kolory znajdujące się w moim pokoju.
Alabastrowy, fuksja, marengo oraz wszelkie odcienie szarości.
Gdy już niepewnie zanurzyłam pędzelek w czarnym kolorze, drzwi od pokoju głośno obiły się o ścianę, prawdopodobnie zdzierając odłamki farby, a nawet tynku.

-Violetta. Zapomniałam cię o coś prosić.
Sally przeciągnęła ostatnią samogłoskę mojego imienia. 
Podniosłam na nią obojętne spojrzenie i uniosłam lekko brew w górę.
-Uratujesz mnie prawda?
Opadła bezwładnie na moje łóżko i podłożyła sobie pod głowę jedną z poduszek.
-Jeśli znowu mam udawać z tobą, że jesteśmy lesbijkami, by odpędzić natrętnego faceta, to odpowiadam stanowczo nie.
Uniosłam swój ton głosu, a po pokoju rozniósł się tylko głośny śmiech farbowanej blondynki.
-Ale najlepsze było to, że David się na to nabrał.
Jej złote włosy wiły się kosmykami po pościeli, gdy ona przekręcała się z boku na bok, zachłystując się śmiechem. 
Przekręciłam tylko oczami i wróciłam wzrokiem na nadal śnieżnobiałe płótno.
-Żeby dostać dodatkowe stypendium muszę wygrać jakiś konkurs organizowany poza uczelnią.
Po chwili Sally przeniosła się do pozycji siedzącej i odruchowo zaczęła bawić się swoją bransoletką, która nigdy nie rozstaje się z jej nadgarstkiem. –Zgłosiłam się do konkursu plastycznego i liczę na twoją pomoc.
Głośno westchnęłam i gdyby mój wzrok umiał zabijać, moja siostra pewnie już dawno byłaby zakopana pod ziemią.

~*~*~

Hej wszystkim.
Ostatnio na blogu był lekki (czytaj : ogromny) zastój.
Ale od razu muszę się usprawiedliwić i trochę na Was się poskarżyć. <3
Ostrzegam Martyna jest dzisiaj zła xD
Rozdział był już napisany od tygodnia i pewnie tydzień temu już byście mogliby go przeczytać...
Ale mnie zawiedliście.
Napisałam, że rozdział kolejny pojawi się jeśli będzie 20 komentarzy...
Przez DWA TYGODNIE  uzbierało się pod jedyneczką z wielkim trudem 13.
A jeśli jeszcze pamiętam matematykę to to trochę za mało xD
I tak naprawdę rozdział powinien się nie pojawić i tym razem nie z mojej winy, a następnym razem nie będę taka dobra i nie opublikuję rozdziału.
A szkoda, bo jeśli tak dalej pójdzie z komentarzami poczekacie sobie na Leona. (drobny szantaż xD)
Mam nadzieję, że się to poprawi, bo liczba pod prologiem i pod jedynką naprawdę mnie załamuje.
Okej pozrzędziłam sobie na temat komentarzy to teraz pozrzędzę na temat tego, że wakacje się kończą [*]
I jeśli ktoś przebywa w moim towarzystwie lepiej żeby nie wymawiał przy mnie słowa na S... :c
Dobra, nie będę Was bardziej załamywać xD

17 komentarzy = następny rozdział.


sobota, 6 sierpnia 2016

01 - Papiery rozwodowe


                                                                               Rozdział z dedykacją dla Shoshano
 
                                                                                    Wołasz mnie, więc biegnę,
                                                                                      by pojąć za późno, że to,
                                                                               co mam pod nogami, jest próżnią.


Moje ciało bezwładnie opadło na skórzaną kanapę lekko zahaczając nogą o jej oparcie.
Przycisnęłam swoje opuszki palców do obu skroni i zaczęłam je masować.
Cisza falowała w moim umyśle, a tykanie zegara, wiszącego na ścianie, rozsadzało moją czaszkę od środka, powodując ogromny ból.
-Violetta?-
Z przedpokoju odezwał się donośny głos i doszedł do mnie ze zdwojoną siłą.
Z moich płuc wydobył się głośny jęk, który swoją drogą jeszcze bardziej podsycił mój ból.
-Tu jesteś.
Nie miałam siły nawet się podnieść, więc tylko moja głowa lekko uniosła się w górę.
-I nie zamierzam się stąd nigdzie ruszać przynajmniej przez rok.
Moje ciężkie, ołowiane powieki ponownie same się zamknęły, powodując westchnięcie blondynki.
-Twoja obecność zagłusza mi ciszę.
Mruknęłam niewyraźnie i przytuliłam swój policzek do poduszki, której krawędzie były obszyte frędzlami.
-Nie trzeba było tak ostro balować w nocy.
Doszło do mnie donośne fuknięcie Sally, jednak nie zwróciłam na nie uwagi.
W innym przypadku, gdyby moja głowa nie pękała w szwach, od razu odpowiedziałabym jej ciętą ripostą.
-Spadaj.
Mój szept został jeszcze bardziej zgłuszony przez poduszkę, którą mocniej przycisnęłam sobie do twarzy.
Dudniącą w moich uszach ciszę, ponownie coś bezczelnie zaprzepaściło, tym razem był to dzwonek do drzwi.
Nie miałam siły podnieść się z kanapy, więc byłam ogromnie wdzięczna, gdy to Sally, z lekką irytacją, pofatygowała się do drzwi.
Podkuliłam swoje nogi, tak że kolona stykały się z brodą, a moja głowa apatycznie się na nich opierała.
Gdy usłyszałam dobrze znamy mi głos zapomniałam o zmęczeniu i natychmiastowo zerwałam się z sofy. Mimo zawrotów głowy pobiegłam do góry omijając co drugi stopień schodów.
Otworzyłam drzwi od mojego pokoju, a one z wielkim hukiem obiły się o ścianę, prawdopodobnie zdzierając z niej farbę.
Ściągnęłam z siebie rozciągniętą oraz zabrudzoną od pasty do zębów, bluzkę  i szybko zastąpiłam ją nową.  
Podeszłam do lustra i próbowałam okiełznać moje włosy.
Związałam je w niedbałego koka i natychmiast zbiegłam z powrotem do salonu. 
Sally siedziała na kanapie,gdzie ja przez chwilą, nogi miała wyciągnięte i oparte o niski stolik do kawy. 
Jednak osoba, która znajdowała się obok niej o wiele bardziej zwróciła moją uwagę.
Brunet siedział wyprostowany, a jego koszula opinała się na jego wysportowanej klatce piersiowej i idealnie dopasowywała się do kolorów pokoju, jakby był stworzony do zamieszkania tutaj.
Kosmyk, który wydostał się z jego nażelowanej, postawionej do góry grzywki opadał mu na czoło. James posyłał wymuszony uśmiech mojej starszej siostrze, która przypatrywała mu się z udawanym zainteresowaniem.
Gdy jego brązowe tęczówki zetknęły się z moimi, klatka w moim brzuchu się otworzyła a z niej wyleciało stado motyli, które próbowały się wydostać.
-Cześć James.
Miałam wrażenie, że słowa, które wypowiedziałam rozbiły się echem i rozpłynęły się w powietrzu. Brunet od razu wstał i charakterystycznym dla siebie krokiem podszedł blisko mnie.
Jego pełne usta spoczęły na moim zaróżowionym policzku i delikatnie musnęły moją skórę powodując jej mrowienie.
-Nie wiedziałam, że przyjdziesz.
 Zaczęłam bawić się moimi dłońmi, jednak ani na chwilę nie spuściłam wzroku z perfekcyjnej twarzy Jamesa.- Mogłeś zadzwonić, ogarnęłabym się jakoś.
Wymownie wskazałam dłońmi na swój wygląd i cicho się zaśmiałam.  
Brunet machnął ręką i posłał mi swój uśmiech, przez który lekko ugięłam się na swoich nogach.
-Jestem tylko na chwilę. Chciałem sprawdzić jak się czujesz po wczoraj.
Motyle w brzuchu ponownie dały o sobie znać, a świadomość o tym, że James się o mnie martwi rozgrzewała moje ciało od środka.
-Jest dobrze.
Nerwowo wypuściłam powietrze nagromadzone w moich płucach i skupiłam wzrok na Sally, której na twarzy widniał grymas.
-Już się bałem, że nie dotrzesz do domu w całości.
Gardłowy śmiech wypełnił całe pomieszczenie.
James poprawił swój kołnierzyk od niebieskiej koszuli w kratkę, a moje policzki zaczęły mnie potwornie piec jakby ktoś rozlał mi na nich wrzątek.
-Wcale nie byłam aż tak mocno pijana.
 Zaśmiałam się sztucznie i kolejny raz, przelotnie zerknęłam na Sally.
Blondynka siedziała cały czas w tej samej pozie, w jakiej zastałam ją schodząc z góry, jedyną różnicą było to, że teraz w dłoniach trzymała swój telefon i uśmiechała się do jego ekranu.
Ponownie przeniosłam wzrok na Jamesa, który uśmiechał się z politowaniem.
-Dobra, nieważne.-Podrapał się po policzku i posłał swój rozbrajający uśmiech- Nie będę ci tego wypominał.
Dotknął mojego ramienia i szeroko się uśmiechnął, na co moja siostra przekręciła oczami.
James ułożył swoją dłoń na karku i zaczął się rozglądać po całym pokoju.
Gdy jego spojrzenie zatrzymało się na mojej znudzonej siostrze, która nadal nie odrywała wzroku od komórki, bez zastanowienia przelotnie musnął mój policzek, szepnął krótkie słowa pożegnania i pewnym krokiem wyszedł z mieszkania.
Gdy zatrzasnęły się za nim drzwi, głośno westchnęłam i opadałam na kanapę obok blondynki.
Spojrzałam na Sally kątem oka, a z moich ust ponownie wydostało się głośne westchnięcie.
-Mogłaś mu powiedzieć, że mnie nie ma.
Założyłam ręce na piersi i spojrzałam na nią spod byka.
Blondynka obojętnie uniosła wzrok znad ekranu telefonu i spojrzała na mnie z politowaniem.
-Sam się wepchnął do mieszkania.
Przyjęła tą samą pozę, co ja i płynnym ruchem ręki odgarnęła kosmyki włosów, które opadły jej na twarz, zasłaniając widok.
-To trzeba było skłamać, że śpię.
Burknęłam i podwinęłam sobie rękawy od bluzki.
-Kochaniutka, przecież ty dobrze wiesz, że ja nigdy nie kłamię.
Po pokoju rozniósł się jej radosny śmiech, a ja przewróciłam teatralnie oczami i odgarnęłam swoje włosy w tył.  -Mama dzwoniła.
Sally zmieniła temat, a z jej twarzy momentalnie zniknął uśmiech.
-Co chciała?
Wzięłam głęboki oddech i lekko zachłysnęłam się powietrzem.
-Niedawno złożyła papiery rozwodowe.
Blondynka odwróciła wzrok i zaczęła się pusto wpatrywać w wyłączony ekran telewizora.
-Jak ona w ogóle się czuję?
-Za trzy miesiące mają pierwszą rozprawę, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, jak ma się czuć?
Kobieta porywczo wstała z kanapy. Wzięła do ręki pustą szklankę po soku pomarańczowym, która stała na stoliku i powolnym krokiem skierowała się w stronę kuchni.
Uważnie obserwowałam jej każdy ruch, a nawet to jak jej złote loki niesfornie obijają się o jej plecy przy każdym kroku.  Po chwili blondynka całkowicie zniknęła mi z pola widzenia i schowała się za progiem naszej wspólnej, mało przestronnej kuchni. 
-A kiedy mama wróci?
 Krzyknęłam wystarczająco głośno by na pewno mogła mnie usłyszeć.
-Pojutrze z rana ma samolot do Portland.-Sally wysunęła swoją głowę zza futryny i delikatnie się do mnie uśmiechnęła.-Dzisiaj twoja kolej na zmywanie.
Głośno westchnęłam i bez większego oporu poszłam do pomieszczenia gdzie znajdowała się również siostra.

~*~*~

Hej kochani.
Wiem, że długo czekaliście na ten rozdział, ale naprawdę miałam ogromne trudności by go napisać.
Mam pomysł, mam mniej więcej ułożony plan tego opowiadania, ale pomysłów i pewnych rzeczy wcale nie jest tak dużo.
Myślę, że początek zawsze jest najtrudniejszy i po prostu muszę się zagłębić w to opowiadanie.
Leona nie ma.
I przez jakiś czas go na pewno nie będzie.
Tak naprawdę na początku będzie on tylko postacią epizodyczną, dopiero później zacznie odgrywać ważniejszą rolę w życiu Violetty.
Najpierw musicie poznać trochę Violetty, ogarnąć jej rodzinę i tak dalej.
Oraz oczywiście Jamesa, z którym jest w "idealnym" związku.
Jak widzicie trochę na blogu się zmieniło.
Już nie Jortini a Leonetta.
Mam nadzieję, że jedyneczka Wam się podoba <3
Zapraszam również do zakładki Bohaterowie .

20 komentarzy = następny rozdział
.
.
.
.
.
.
template by oreuis