Latanie. Jest tym, co człowiek zawsze chciał posiadać.
Najsłynniejsze wynalazki powstawały tylko po to, by móc dorównać ptakom.
By ludzie mogli wzbić się w powietrze, by odfrunąć.
Latanie niezaprzeczalnie jest wolnością.
Możemy wznieść się i odlecieć, gdzie tylko zapragniemy.
Nie mamy żadnych ograniczeń, gdy szybujemy wysoko nad ziemią.
Ale czy właśnie tego pragniemy najbardziej? Posiadać parę skrzydeł i po prostu móc latać?
Ludzie czasem niepotrzebnie się wysilają.
Należy myśleć sercem, a nie rozumem, a właśnie to najbardziej sprawia nam trudność.
Patrzymy na świat powierzchownie i nie zdajemy sobie sprawy z tego, że nie potrzebujemy skrzydeł.
Czasem wystarczy tylko jedna właściwa osoba, byśmy mogli oderwać stopy od ziemi i wznieść się do chmur. Wystarczy jedna osoba byśmy mogli latać… I to bez skrzydeł.
~ ♥ ~
Drobna szatynka nieśmiało unosi swoje kąciki ust ku górze.
-Dziękuję- Szepcze i niepewnie łapie dłoń spoczywającą obok niej na kocu. – Dziękuję, za to, że mnie tu zabrałeś. Nigdy nie lubiłam chodzić na plażę, a ty pokazałeś mi, jak tutaj jest pięknie- Mocniej ściska trzymaną rękę, która jest o wiele większa od jej kruchej dłoni.
-Nie masz, za co dziękować- Chłopak odpowiada jej aksamitnym głosem, który tak bardzo uwielbia.
-Dla ciebie to nic takiego, a dla mnie ma ogromne znaczenie- Violetta spuszcza głowę i zakrywa swoje rumiane policzki swoimi kasztanowymi włosami.
-Dla mnie każda sekunda spędzona z tobą ma wielkie znaczenie- Obydwoje posyłają sobie delikatne, ale szczere uśmiechy. Lekki wiatr wiejący od morza muska ich zaczerwienione oblicza i rozwiewa im włosy, które obydwoje mają w prawie tym samym kolorze.
-Violetta- Z zamyślenia wyrywa ją blondynka, która pstryka jej palcami
przed nosem.-Vils- Ludmiła tak głośno wymawia jej imię, że pewnie cała kawiarnia może ją usłyszeć.
-Co?- Szatynka niechętnie odrywa wzrok od filiżanki z czarną kawą.
-Co ty tam widzisz? Wróżysz z fusów?- Śmieje się Ludmiła i lekko odgarnia swoje kaskady włosów w tył.
-Zamyśliłam się- Violetta wywraca teatralnie oczami i rozgląda się po całym wnętrzu kawiarni.
-A nad czym aż tak intensywnie myślałaś?- Pyta się złotowłosa i zanurza swoje pełne, malinowe wargi w gorącym waniliowym latte.
-Nad moim snem- Violetta stara się nie patrzeć przyjaciółce w oczy i dlatego cały czas wpatruje się w jeden punkt na drewnianej podłodze.
-Znowu?- Jęczy Ludmiła, a na jej twarzy pojawia się mocno widoczny grymas.
-Nie wiem już, co mam z tym zrobić- Violetta wzdycha i podobnie jak przyjaciółka, bierze mały łyk swojej kawy.
-Może idź z tym do psychologa?- Burczy Ludmiła, i od razu zostaje spiorunowana wzrokiem przez swoją przyjaciółkę.
- I co niby mu powiem?- Szatynka naciąga rękawy swojej bluzki na dłonie tak, że wystają jej tylko połowy palców.
-Och, nie wiem Violu- Przyjaciółka Violetty wyrzuca ręce w górę w geście poddania. – Ale to już się robi niezdrowe- Blondynka ścisza swój głos i kręci lekko głową.
-To już się robi męczące- Poprawia ją Violetta, która chowa swoją pociągłą twarz w dłoniach.
~ ♥ ~
-Gdzie mnie ciągniesz?- Po parku roznosi się donośny śmiech szatynki, która stara się, choć trochę udobruchać swoje rozwiane włosy.
-Niespodzianka- Odpowiada jej chłopak, który trzyma jej rękę i wolno biegnie przed siebie, ciągnąc ją za sobą.
-Och, no proszę- Kolejny raz po ciemnym parku, oświetlanym wyłącznie przez blask księżyca, rozbrzmiewa echem jej serdeczny śmiech.
Nagle zielonooki zatrzymuje się przez, co Violetta lekko obija się o jego umięśnione plecy.
-Już jesteśmy- Szepcze i obejmuje Violettę w tali.
Szatynka rozgląda się, a przy każdym obrocie głowy jej radość wyparowuje.
-Ale tu nic nie ma- Stwierdza trochę zawiedziona i lekko potrząsa głową by pozbyć się czarnych myśli.
Chłopak odchodzi kawałek od niej i kuca przy ziemi oraz po omacku zaczyna czegoś szukać.
W jednej chwili polana zostaje rozświetlona przez ogrom świateł.
Chłopak wstaje i ponownie podchodzi do Violetty, która patrzy przed siebie z niedowierzaniem.
-Jak ty to zrobiłeś?- Szatynka mocniej obtula się swoją bluzą i przenosi wzrok na szmaragdowe oczy chłopaka stojącego obok.
-To miejsce jest oświetlane przez blask naszej miłości-Szepcze jej cicho do ucha i przyciska jej kruche ciało do swojego.
Violetta odruchowo przenosi się do pozycji siedzącej i zaczyna głośno i ciężko oddychać.
Po jej sypialni rozchodzi się głośny jęk, a po chwili szatynka ze stłumionym hukiem opada na swoją miękką poduszkę. To jest dla niej codzienność. Męcząca rutyna.
Bo przecież ile razy można się noc w noc budzić?
I to wszystko przez sen? Sen tak bardzo rzeczywisty, tak bardzo wspaniały, ale tak bardzo nieprawdziwy i wyimaginowany.
Ile razy można śnić o kimś, kogo się nawet nie zna?
Do uszu szatynki dochodzi głośny dźwięk jej telefonu.
Zrywa się z łóżka i bierze do ręki swoją komórkę, która leży na stoliku nocnym.
-Halo?- Odpowiada zaspanym głosem i chwyta swój kremowy szlafrok, który jest przewieszony przez oparcie łóżka.
-Violu? Coś się stało?- Po drugiej stronie aparatu odzywa się dobrze znany głos jej przyjaciółki.
-Nie, czemu pytasz?- Violetta podtrzymuje telefon o swoje ramię i nieporadnie stara się założyć na siebie szlafrok.
-Masz dziwny głos- Kwituje Ludmiła, a szatynka ponownie chwyta komórkę w dłoń, gdy już uporała się z zawiązaniem paska od okrycia.
-Dopiero wstałam- Violetta zaczyna się śmiać, a po chwili blondynka odpowiada jej tym samym.
-To do ciebie niepodobne, zawsze wstajesz o wiele wcześniej- W słuchawce ponownie można usłyszeć serdeczny śmiech blondynki.
-Dzisiaj moja podświadomość dała mi pospać-Violetta siada na swoim łóżku i zaczyna skubać stary lakier z paznokci.
-Wiesz, że te twoje sny… To już zaczyna się robić dziwne- Szatynka głośno wzdycha i pusto patrzy na swoje odbicie w lustrze, które jest wmontowane w ogromne drzwi szafy.
-Całkowicie się z tobą zgadzam. Może ze mną na serio jest coś nie tak?- Violetta śmieje się smutno i odgarnia kosmyki włosów opadające jej na czoło. – Przecież to jest nienormalne. Śni mi się jakiś chłopak, którego nawet nie znam. Zresztą ja nawet podczas snu go nie widzę, tylko jego oczy- Cicho mruczy do słuchawki telefonu.
-Idź z tym do psychologa, naprawdę.- Blondynka odzywa się po długiej chwili ciszy.
Violetta nic jej nie odpowiada tylko głośno wzdycha.- A w ogóle dzwonię, bo chciałam ci powiedzieć, że jutro mamy odwołane wykłady- Lu mówi już o wiele radośniej, jednak jej nagła zmiana nastroju nie udziela się Violettcie.
-Jasne, dzięki- Szatynka szybko się rozłącza, przerywając Ludmile w połowie zdania i nawet nie pozwalając sobie ani przyjaciółce na krótkie słowa pożegnania.
~ ♥ ~
Szatynka przepycha się między tłumem ludzi i szybko przemierza wąskie uliczki.
Co chwile ktoś na nią wpada lub ją popycha. Jej nogi kolejny raz plączą się ze sobą, a zimny wiatr rozwiewa jej włosy, tak mocno, że okrywają jej całą twarz.
Nagle wszystko zwalnia, ludzie przestają biec, jakby ktoś wcisnął przycisk pauzy.
Violetta rozgląda się dookoła i zauważa jak osoby znajdujące się obok niej zamazują się.
Tracą ostrość, następnie stają się przeźroczyści, jakby zamieniali się w duchy.
Po chwili dziewczyna znajduje się całkiem sama. Słońce w jednym momencie zachodzi, a na całym świecie zapanowuje mrok nocy. Violetta zaczyna szybciej oddychać, a jakaś niewyraźna postać zaczyna się do niej przybliżać. Mimo tego, że mocno wytęża wzrok nie może dostrzec żadnych rysów, tylko szmaragdową zieleń bijącą z oczu.
-Cześć- Odzywa się radosny głos, który tak bardzo uwielbia.
Violetta kolejny raz się rozgląda po całej przestrzeni. Nagle jej ciało rozświetla blask latarni, która niespodziewanie pojawia się obok niej.
-Co my tu robimy?- Szatynka zdezorientowanie patrzy przed siebie lekko mrużąc oczy, które za mocno oświetla światło. Chłopak delikatnie się śmieje, a Violetta ma wrażenie, że lekko przybliżył się do niej.
-Czekałem na ciebie Violu- Mówi radośnie i szeroko się uśmiecha.
Twarz szatynki owiewa lekki, ciepły wiatr, tarmosząc jej kosmyki włosów.
-Ja nawet nie znam twojego imienia-Violetta spuszcza głowę i zasłania swoje zaróżowione policzki.
Chłopak wzdycha i przeczesuje swoje włosy postawione do góry.
-Tak powinno pozostać- Mruczy ponuro, ledwo słyszalnie, jednak jego szept rozchodzi się echem i z podwójnym uderzeniem odbija się o uszy szatynki.
Violetta patrzy na niego uważnie i stara się wyczytać coś z jego oczu, które jako jedyna część jego jest wyraźna i nie za mgłą.
-Leon- Chłopak szepcze, a po chwili głośno wzdycha, by zagłuszyć wypowiedziane poprzednio słowa.
Kąciki malinowych ust Violetty unoszą się ku górze i kształtują delikatny uśmiech na jej rumianej twarzy.
-A kim ty w ogóle jesteś?- Szatynka rozgląda się po ciemnej nicości otaczającej jej dookoła.
-I tak już ci za dużo powiedziałem – Początkowo unosi ton, jednak następnie stopniowo go ścisza przy wypowiadaniu kolejnych słów.
Violetta dokładnie się przygląda, jak jego postać z sekundy na sekundę staje się wyraźniejsza.
Dziewczyna ma wrażenie jakby światło bijące od latarni samo wędrowało w stronę Leona, by jak najwięcej rozpromienić i oświetlić jego twarz.
Po chwili Violetta bez przeszkód może ujrzeć w pełnej okazałości całe oblicze szatyna.
-Jak to możliwe?- Zachłystuje się powietrzem i cofa się o kilka kroków.
-Violu… -Szept Leona w tej wszechobecnej ciszy wydaje się głośnym i donośnym krzykiem.
Szatyn przybliża się do dziewczyny, a ta z przerażeniem patrzy mu prosto w jego zielone oczy.
-Ty jesteś…- Zaczyna jednak ma wrażenie, że to słowo nie może się wydostać z jej strun głosowych.
-Aniołem- Dokańcza za nią szatyn i niepewnie chwyta jej drżące dłonie.- Nic ci nie zrobię- Delikatnie się uśmiecha, by choć trochę ośmielić i zdobyć zaufanie drobnej szatynki.
-Ty masz skrzydła- Jej kąciki ust prawie niewidocznie podnoszą się w górę.
Z obawą unosi dłoń i ostrożnie muska opuszkami palców pióra, które znajdują się na skrzydłach Leona.- Możesz latać?- Pyta się nieśmiało spoglądając mu w oczy.
-Ty też możesz latać, nawet bez skrzydeł- Ciszę rozrywa delikatny śmiech szatyna.
-Przecież to jest nierealne- Uśmiecha się Violetta i odgarnia kosmyk włosów za ucho.
-A jednak. Jestem twoim aniołem, wiem o tobie wszystko.- Szatyn dotyka dłonią policzka dziewczyny i lekko głaszcze go kciukiem. Po chwili składa na nim czuły pocałunek. – Do zobaczenia Violu- Szepcze cicho i posyła jej szczery uśmiech, który szatynka od razu odwzajemnia. Violetta pragnie zaprotestować, zatrzymać go jeszcze na chwilę, jednak jakaś siła nie pozwala jej się nawet ruszyć.
Nagle wszystko staje się niewyraźne. Obraz zaczyna się zamazywać, jakby ktoś mazał rysunek gumką.
Przedmioty dookoła zaczynają znikać, lampa uliczna nie świeci i panuje już całkowita, nieprzenikniona ciemność. Violetta chce chwycić Leona za dłoń, jednak jego już tutaj nie ma.
Po chwili do uszu szatynki dobiega szum gwaru ulicznego i nagle wszystko zaczyna się kręcić. Szatynka słyszy zagłuszony huk i nagle ciemność zamienia się w jasną, rażącą biel.
Violetta automatycznie unosi się do pozycji siedzącej. Jej klatka piersiowa, co chwile unosi się i opada, aż za szybko.
Dziewczyna przeciera oczy piąstkami i bierze głęboki wdech by się uspokoić.
Nagle jej kąciki ust unoszą się niewyobrażalnie wysoko, jak chyba jeszcze nigdy w życiu.
-Leon- Szepcze sama do siebie, nadal nie przestając się uśmiechać.- Mój Leon- Violetta rozgląda się dookoła i orientując się, że jest jeszcze ciemno, ponownie opada na poduszkę, a szeroki uśmiech nie schodzi jej z twarzy nawet podczas snu.
Jest po prostu szczęśliwa. Nareszcie może latać… Bez użycia skrzydeł.
***