Zawsze zaczyna się od jednego problemu. Później dochodzi następny i kolejny. W końcu całe nasze życie, wszystko, co było dla nas ważne sypie nam się na głowę.
-Tak zdradziłem ją.- Te słowa były dla mnie jak cios. Moje serce rozpadło się na tysiące kawałeczków. To był dla mnie koniec. Ale dlaczego? Co zrobiłam nie tak? Tysiąc pytań krążyło w mojej głowie. Byliśmy szczęśliwym małżeństwem. Mamy razem dziecko.. Przecież myślałam, że się kochamy..
Weszłam, a raczej wbiegłam do gabinetu Leona, przerywając jego rozmowę telefoniczną, z której usłyszałam to, co jak myślałam było najgorszym, co mnie mogło spotkać w życiu. Zdrada. Nie słuchając żadnych jego wyjaśnień no, bo jakich? Leon mnie zdradził to już pewne. Wygarnęłam mu wszystko, co o nim myślę. Pobiegłam do
Wtedy myślałam, że już nic nie może sprawić mi większego bólu… Myliłam się.
-Pani córka..- Zaczął lekarz, a ja obawiałam się najgorszego- Ona ma białaczkę- Nie potrzebowałam więcej by się rozpłakać. Łzy mimowolnie zaczęły mi lecieć po policzkach. Myślałam, że już nic gorszego nie może się zdarzyć. Tak strasznie się pomyliłam.
-Ale jak to?- Zaczęłam mówić przez łzy.- Przecież ona była zdrowa.. Nic jej nie było. Nie to musi być pomyłka.- Nie dowierzałam.
-To bardzo rzadki rodzaj tej choroby. Białaczka została wcześnie wykryta, więc jest szansa, że odpędzie się bez chemioterapii. – Kontynuował lekarz, a ja nadal tonęłam we własnych łzach.- Potrzebna jest krew pępowinowa.- Zdziwiłam się i przez chwilę, przestałam płakać.
-Nnnie.. Nie rozumiem.
-Widzi pani. To jest innowacyjny rodzaj leczenia. Będzie potrzebna krew z pępowiny o tych samych danych genetycznych.- Nadal nie rozumiałam, o co mu chodzi. Skąd wziąć krew z pępowiny?? Mój mózg nadal nie przyswajał informacji. Byłam w za dużym szoku.
-Proszę zadzwonić po swojego męża, wtedy wszystko wyjaśnię w moim gabinecie- Na słowa „swojego męża’ wzdrygnęłam się. Tak.. My jeszcze oficjalnie jesteśmy małżeństwem. Pozew o rozwód już złożyłam, więc to tylko kwestia czasu… Niestety.
-Llleon- Tak jak kazał mi lekarz zadzwoniłam- Pproszę przyjedź do szpitala w centrum. Chodzi o Rosę.- Mówiąc to cały czas nie mogłam powstrzymać łez. To wszystko mnie przerasta.
-Violetta, co się stało?
-To nie rozmowa na telefon. Przyjedź. – Nie byłam wstanie mu wszystkiego opowiedzieć. Sama jeszcze nie do końca w to wierzę. Marzę, żeby to był tylko sen i żebym obudziła się wtulona w Leona...
Zdrowie Rosy jest dla mnie najważniejsze i zrobię wszystko, żeby tylko mogła normalnie funkcjonować… Postępuję chyba jak każda matka.
-Już jesteś?- Pytam się Leona, kiedy otwieram drzwi wejściowe.
-Tak, za wcześnie?
-Nie, nie. Wejdź.- Szatyn nic nie powiedział tylko poszedł do salonu i usiadł na kanapie.
-Marlene wie, że tu jesteś i, że… no.. Wiesz... My…
-Nie. Nie chciałem jej o tym mówić.
-Rozumiem. – Chcę żeby to wszystko już minęło-To wchodzisz, robisz to, co trzeba i wychodzisz?- Spytałam niepewnie.
-Tak, to.. Co? Zaczynamy?- Krępowała mnie ta cała sytuacja. Nie wiedziałam jak zacząć. Niby już wiele razy się kochaliśmy, jednak to wtedy nie było z przymusu. Widać, że Leon też się stresuje.
Nagle stało się coś, czego nie przewidzieliśmy. Pocałowaliśmy się, tak chyba sami z siebie. Obydwoje tego pragnęliśmy. Byliśmy spragnieni swoich ust, swojej bliskości. Po chwili cała złość, cały żal, którym darzyłam Leona przez zdradę, minęła. Rozpłynęła się w powietrzu razem z naszymi pocałunkami. Na początku podchodziłam do tej sprawy, że to wszystko robimy dla Rosy, jednak teraz czułam, że robię to dla siebie, dla nas. Oplotłam Leona swoimi nogami w pasie i skierowaliśmy się do sypialni.
Ze „wchodzisz, robisz to, co trzeba i wychodzisz” zrobiła się długa noc pełna wrażeń, nie mogliśmy się od siebie oderwać. Chyba nawet nie chcieliśmy.
Nigdy nie zapomnę tego poranka, kiedy pierwszy raz, po naszym rozstaniu, obudziłam się w ramionach Leona.
Nasz plan się udał zaszłam w ciąże. To, po to żeby przy porodzie pobrać krew pępowinową, a następnie przetłoczyć ją Rosie w żyłach. Zawsze chciałam mieć więcej dzieci.
Teraz siedzę na korytarzu szpitalnym, to już dla mnie codzienność odkąd Rosa zachorowała. Początek dziewiątego miesiąca ciąży, jeszcze tylko parę tygodni i Rosa wyzdrowieje, a ja będę miała kolejne dziecko. Co do mnie i do Leona, zbliżyliśmy się przez te wydarzenia. Opiekuje się mną, widzimy się codziennie przy łóżku szpitalnym Rosy. Jednak czuję się winna. Przez to wszystko musiał zerwać ze swoją partnerką Marlene. On mówił, że to nie ja i Rosa jesteśmy tego powodem, że oni po prostu się nie kochali, jednak ja wiem, że ona dowiedziała się o mojej ciąży z Leonem. A może to Leon ma racje?
-Violu, dobrze się czujesz? Jesteś jakaś blada.- Moje rozmyślenia i wspominania przerwał Leon.
-Tak, przepraszam zamyśliłam się- Otrząsnęłam się z transu- Skończyli już robić te badania?
-Nie. Jeszcze chwila i będziemy mogli wejść, spokojnie. – Leon podrapał się nerwowo po karku- To.. To będzie chłopiec.. Czy dziewczynka?- Nie powiem. Nie spodziewałam się tego pytania. Jednak to miłe zaskoczenie. To chyba dobrze, że Leon się interesuje… Lepiej późno niż wcale. Chyba bał się zadać to pytanie.
-Chłopczyk..- Uśmiechnęłam się nieśmiało spuszczając głowę. Leonowi uśmiech powiększył się dwukrotnie. Zawsze wiedziałam, że on chciał mieć syna. Mówił mi to kiedyś. Pamiętam, że nawet planowaliśmy już drugie dziecko, lecz stało się… nie ułożyło nam się.. Chociaż mogło, Leon wszystko zepsuł.. Później choroba Rosy.. Nie wytrzymałam tego i łza zaczęła spływać po moim policzku…
-Violu, co się stało? – Przybliżył rękę do mojego policzka, z chęcią starcia mokrego śladu na nim.- Nie płacz.- Wyrwałam się i nie zważając na ludzi, na których wpadałam, pobiegłam do łazienki. Nie mogłam, to wszystko to jest dla mnie za dużo. Ja już sobie z tym nie radzę. Dlaczego mimo tego, że go kocham i nie wyobrażam sobie życia bez Leona nie mogę być z nim? Dlaczego Bóg zesłał śmiertelną chorobę na moją córkę? Dlaczego wszystko i wszyscy, którzy są dla mnie ważni muszą cierpieć albo mnie ranić? Nie.. Violetta spokój, nie możesz się denerwować. Nie w twoim stanie.
Jakby nigdy nic, poszłam z powrotem na korytarz przed salą Rosy.
-Co się stało, wszystko okej? – Troskliwie wypytywał się Leon. Nic nie odpowiedziałam tylko pokiwałam głową na tak. W tej chwili z sali wyszedł czarnowłosy lekarz.
-Z państwa córką wszystko w porządku. Choroba się gwałtownie nie rozprzestrzenia, a to przez tabletki, które zapobiegają rośnięcia przeciwciał we krwi. Teraz tylko czekamy na poród - Kiedy to mówił zwrócił wzrok na mój, już mocno widoczny, brzuch.- Gdy już przeprowadzimy zabieg przetłoczenia krwi, państwo oraz Rosa już na zawsze zapomnicie o tej chorobie. Więc proszę się niczym nie przejmować. - Po tych słowach podziękowaliśmy i weszliśmy do sali, w której leżała nasza córeczka. Tak bardzo mi jej szkoda. To chyba najgorszy widok na świecie, kiedy widzisz jak twoje dziecko leży w szpitalu.
-Hej słoneczko- Leon zaczął tak delikatnie, jakby bał się, że głośniejszy dźwięk jego głosu może zaboleć Rosę. – Jak się czujesz? Boli cię coś?
-Wszystko dobrze tato- Odpowiedziała nam jak zawsze uśmiechnięta.- Mamusiu.. Kiedy wreszcie będę mogła przytulić mojego braciszka?- Czułam jak pod moimi powiekami zbierają się słone krople wody.
-Jeszcze trochę skarbie- Powiedziałam łamiącym głosem. W tym czasie Rosa przytuliła się do mojego brzucha. To jeszcze bardziej mnie rozczuliło. Nie mogłam powstrzymać łzy, która bezprawnie spłynęła po moim różowym policzku. Odwróciłam się tyłem, w stronę okna, by nikt nie tego zauważył. Jednak nie udało mi się, Leon położył swoje dłonie na moich ramionach i pocałował mnie w głowę. To chyba jeszcze bardziej mnie zabolało, przypomniały mi się wszystkie wspomnienia, wszystkie krzywdy, jakie mi wyrządził, ale też te dobre chwilę, kiedy byliśmy razem. Delikatnie wyrwałam mu się z uścisku i wyszłam na korytarz. Nie wiem, może to przez te hormony w ciąży?
Zdradę bym mu może wybaczyła, jednak Leona nic nie robił. Nie walczył o mnie i o Rosę, tylko związał się z tą Marlene. Gdyby mnie kochał to by walczył prawda? Nie gdyby kochał to by nie zdradził! Postanowiłam wyjść na spacer muszę to przemyśleć, za dużo tego wszystkiego los na mnie zrzucił.
Wyszłam już przed szpital, kiedy poczułam ucisk na moim przedramieniu. Osoba ta, przyciągnęła mnie do siebie i przytuliła, po perfumach rozpoznałam, że to Leon. Właśnie tego było mi trzeba.
-Violu, proszę cię. Musisz żyć w przekonaniu, że wszystko będzie dobrze. Widzisz, że z Rosą wszystko dobrze, jej rodzaj białaczki jest do wyleczenia i nie jest aż tak groźny.
-Wiem to. Wierzę.- Tylko tyle zdołałam z siebie wydusić.
-Więc, o co chodzi?
-Pytasz jakbyś nie wiedział- Z jednej chwili mój smutek i żal przerodził się w złość.- O nas chodzi Leon! O nas! A dokładniej o to, że już nas nie ma. A wiesz, kogo to jest wina? Twoja! Mogliśmy być szczęśliwą, kochającą się rodziną! Dlaczego...- Nie zdążyłam dokończyć, bo Leon bez zawahania, z delikatnością, wbił się w moje wargi. Nie spodziewałam się tego, jednak kierowały mną uczucia. Nie zastanawiając się oddałam jego pocałunek.
-Dlaczego to zrobiłeś?- Zadałam to banalne pytanie, kiedy oderwaliśmy się od swoich ust.
-Bo cię kocham Violetta. Tak samo mocno kocham Rosę i naszego synka.- wskazał na mój brzuch- Proszę cię, daj mi to wszystko wytłumaczyć..
-Co? Co chcesz wytłumaczyć?! Dlaczego mnie zdradziłeś?! Teraz jest już na to za późno. Trzeba było się tłumaczyć parę miesięcy temu, a nie teraz!
-Chciałem- Mówił to o wiele spokojniej ode mnie.- Francesa nie kazała mi się z tobą widywać. Mówiła, że za dużo cię zraniłem. Przychodziłem wiele razy pod wasz dom, a ona za każdym razem mi mówiła albo, że cię nie ma lub że mam z tobą nie rozmawiać, bo ty i tak mi już nie wybaczysz. Powiedziała mi również, że znalazłaś sobie kogoś. Dlatego nie chciałem być gorszy. A co do zdrady.. Nie zrobiłem tego. Usłyszałaś coś, co było wyrwane z kontekstu. To było nieporozumienie. Zawsze kochałem tylko ciebie. I nadal kocham... –Ostanie zdanie powiedział szeptem. Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Czy on mówi prawdę? Czy ja mu wierzę? Z drugiej strony nigdy mnie nie kłamał, więc dlaczego teraz miał by mówić nieprawdę?
-Francesa Kłamała.. Nikogo nie miałam.. Też cię nadal kocham- miałam nadzieję, że nie usłyszy ostatniego zdania. Po chwili ponownie poczułam jego wargi na moich. Czyli jednak usłyszał.. Tak bardzo mi go brakowało, jego ciepłych ust, jego dotyku, już zapomniałam jak on wspaniale całuje. W pocałunku przekazaliśmy sobie całą miłość, tęsknotę i wszystkie nasze uczucia, które dręczyły nas przez ten czas.
Po chwili musieliśmy przerwać. Niechętnie oderwaliśmy się od siebie, ponieważ byliśmy w miejscu publicznym, a poza tym mogłoby to zajść za daleko.
-Wracajmy już- Powiedział Leon i objął mnie na wysokości tali, kierując się razem ze mną do szpitala.
Czyli on mnie nie zdradził? Nadal mnie kocha? Gdyby cię nie kochał to by cię nie całował! Ale dlaczego Fran kłamała? Ona robiła to wszystko dla mojego dobra, a ja zadręczałam się, że Leon o mnie nie walczy. Mogła mi to wszystko powiedzieć. Jednak ona chyba nie chciała mnie zadręczać tym wszystkim.
- O już jesteście! – Zawołała od progu Rosa. Nawet się nie spostrzegłam, kiedy doszliśmy do jej pokoju.- Tatusiu, dlaczego mama płakała? – Spytała się Rosa zakrywając usta rączą, myśląc, że nie usłyszę.
-Nie przejmuj się maleńka, wszystko dobrze- Powiedział Leon, też zakrywając usta tak samo jak Rosa. To był rozczulający widok. Uśmiechnęłam się i pogłaskałam się po brzuchu. Jeszcze troszeczkę..
-Nie mogę się doczekać, tatusiu aż znowu będziemy mieszkać razem- powiedziała Rosa i zaklaskała cichutko w dłonie. Leon podniósł pytająco brew i spojrzał na mnie.
-Nie rozumiem słoneczko- zwróciłam się do Rosy.
-No, bo ty i tata będziecie mieli dzidziusia- Zaczęła słodko gestykulować rączkami- I sami mi to mówiliście, że rodzice muszą się kochać żeby mieć dziecko. Więc wy z tatą znowu się kochacie. I znowu będziemy mieszkać razem. – Uśmiechnęła się uroczo.. Uśmiech ma po Leonie. Zresztą wiele rzeczy ma po nim. Te oczy, usta… Leon popatrzył na mnie zdezorientowanym wzrokiem. Zresztą sama nie wiedziałam ,co odpowiedzieć, żeby nie zranić naszej kruszynki. Chyba żadne dziecko nie chciałoby żeby jego rodzice żyli osobno. A co ważniejsze ja też bym tego nie chciała żebyśmy nie byli razem z Leonem. Ale czy on uważa tak samo?
-Widzisz Rosa- Zaczął niepewnie i spoglądał na mnie- To, że ja z mamą będziemy mieli dzidziusia to nie oznacza, że znowu będziemy razem.- Te słowa zabolały. Przecież on mnie całował. Powiedział, że mnie kocha! A teraz? A ja się łudziłam, że znowu stworzymy rodzinę. Zaczęłam głośno oddychać. O kurwa skurcz! Nie teraz. Ała! Złapałam się za brzuch.
-Violetta!- Podbiegł do mnie Leon- Wszystko dobrze ?! – Coraz mocniej zaczęły mnie łapać skurcze i kuliłam się z bólu. Ja nie mogę teraz urodzić to jeszcze za wcześnie! Termin jest za dwa tygodnie.
-Leon!- wysyczałam przez zęby, które były zaciśnięte z bólu. On wziął mnie na ręce i zaczął biec w stronę recepcji.
-Szybko jakiegoś lekarza moja żona rodzi! – Moja żona… Dlaczego muszę go tak kochać!? Violetta ty rodzisz a rozczulasz się nad tym, że nazwał cię swoją żoną! Jak to cholernie boli! Niech zaraz zjawi się tu ten pieprzony lekarz ,bo urodzę na rękach Leona!
-Co się dzieję?- Przybiegł lekarz, który prowadzi moją ciążę.
-Violetta rodzi!- Wykrzyczał Leon. Jest on chyba jeszcze bardziej spanikowany niż ja.
-Spokojnie. Proszę ją przenieść na sale obok zaraz zaczniemy zabieg pobierania krwi pępowinowej. – Leon podszedł, a raczej podbiegł pod salę 230 i położył mnie na łóżku. Ja zwijałam się z bólu. Skurczę coraz bardziej się nasiały.
-Vilu spokojnie wszystko będzie dobrze- Nie powiedział tego za bardzo przekonująco.- Gdzie do jasnej cholery jest ten lekarz?!- zaczął rozglądać się po całym pokoju. – Nie denerwuj się kochanie wszystko będzie dobrze.- Jak mu szybko zmieniają się nastroje.
-Teraz ci się na kochanie zebrało?! – Wydarłam się na niego. Ja go nie rozumiem. Raz mówi, że nic z tego nie będzie, a jak rodzę to mi z kochanie wyjeżdża.
-Violu ja ciebie..- Nie zdążył dokończyć, ponieważ do sali wbiegł lekarz z położnymi i pielęgniarkami. Zabrali mnie na salę operacyjną. To wszystko jest konieczne, bo w innych warunkach nie mogliby pobrać krwi dla Rosy. Oby tylko wszystko poszło dobrze.
Czyli mamy synka. Strasznie się cieszę, wszystko poszło zgodnie z planem. Teraz tylko czekać na wieści czy z zabiegiem Rosy się wszystko udało. Denerwuję się, ale jestem dobrej myśli. Mimo, że nasz synek jest wcześniakiem nic mu nie jest a to najważniejsze. Lekarz powiedział, że te parę dni nie robi różnicy. Właśnie trzymam na rękach malutką kruszynkę, jest taki bezbronny i tak słodko się uśmiecha przez sen.
-Hej- Usłyszałam cichutki głoś Leona- Jak się czujecie?- Podszedł do mojego łóżka.
-Chcesz potrzymać? – Spojrzałam w jego oczy. Wyrażały radość, ale i obawę- Nie bój się nic mu nie zrobisz- zaśmiałam się cicho. Szatyn nie pewnie wziął małą istotkę na ręce.
-Wiesz już, co z Rosą? – Zapytałam z troską, kiedy oddał mi naszego synka.
-Zabieg się udał teraz tylko czekamy aż się obudzi- Ulżyło mi, okropnie się o nią bałam. – Jak go nazwiemy?- Zmienił temat i spojrzał na naszego syna.
-Rico- Powiedzieliśmy w tym samym momencie. Uśmiechnęłam się blado. To wszystko boli, ta niepewność. Nie rozumiem tego, raz mówi jedno a po chwili totalnie coś innego. Ale czy nasze małżeństwo ma jeszcze szanse? Z drugiej strony Leon mnie nie zdradził, sam mi to powiedział. Mamy razem dzieci, jesteśmy blisko ze sobą, dogadujemy się. Więc co stoi nam na przeszkodzie? Nieodwzajemniona miłość? Mówił dzisiaj, że mnie kocha. A ja? Czy ja go też kocham? Na pewno tak. Zawsze, kiedy go widzę mam ochotę się do niego przytulić, poczuć jego usta, jego dotyk…. Czy jeszcze mamy szanse by stworzyć szczęśliwą kochającą się rodzinę? Może jest jeszcze dla nas płomyk nadziei…
-Mamo! Powiedz mu coś!- Krzyczy do mnie Rosa, której sprzeciwia się Rico.
-Dzieciaki możecie przestać. Bo nie pójdziemy na lody.- Odpowiada za mnie Leon, któremu siedzę na kolanach w salonie. Cieszę się , że wszystko się ułożyło. Rosa jest zdrowa, nic jej nie dolega, a Rico? Jak na dwulatka ma ogromnie dużo energii. Jest strasznie optymistycznym dzieckiem- mała kopia Leona. Wygląd mają identyczny, ten sam sposób poruszania się… długo by wymieniać. A my ?
Z Leonem jesteśmy idealnym małżeństwem. Jasne, zdarzają się kłótnie, jak wszędzie, ale są one tylko chwilowe. Nareszcie jesteśmy szczęśliwi.
-Leon- Zaczęłam niepewnie. Nie mam bladego pojęcia jak mu o tym powiedzieć. Mam nadzieję, że się ucieszy… - Ile chciałbyś mieć jeszcze dzieci? - zaczynam bawić się jego kołnierzykiem od koszuli.
-Nie wiem kochanie, tyle ile los nam ześle- Uśmiecha się do mnie szeroko.
-Ja bym chciała mieć jeszcze dwójkę- Odpowiadam z nieśmiałym uśmiechem.
-Jeśli chcesz to możemy się postarać- Mówi zachęcająco i zaczyna całować mnie po szyi.
-Słońce- Odsuwam jego głowę, tak żebym mogła mu spojrzeć w oczy- W zasadzie to już nie musimy…
-Nie rozumiem.- Uśmiecha się pytająco.
-Bliźniaki- Posyłam mu krótką odpowiedź.
-Na serio?- Jego mina jest bez cenna. Nic nie odpowiadam tylko lekko kiwam głową na tak.
Po chwili Leon bierze mnie na ręce i okręca wokół własnej osi.
-Będziemy mieli bliźniaki!- Woła radośnie. Ja tylko całuję go w usta, a on jak zawsze oddaje pocałunek. Teraz wiem, że prawdziwa miłość zawsze przezwycięży wszystkie przeciwności…. To dopiero początek naszej wspaniałej historii….
***
I nareszcie jest! Przepraszam, strasznie przepraszam, że dopiero teraz. Jest już grubooooo ponad 1000 wyświetleń, za co ogromnie wam dziękuję! <333 Myślałam, że nikt nie będzie czytał moich wypocin. Dziękuję tym, którzy komentują, czytają, wchodzą na mojego bloga. Każdy wasz komentarz przyprawia mnie o uśmiech. Nawet serduszko, czy kropka. Mam nadzieję, że nie przestaniecie komentować i że liczba wyświetleń będzie jeszcze większa.
A teraz OS. Jak pisałam już wcześniej, jest on taki specyficzny. Jest tu wątek o chorobie. Szczerze nie wiem, czy jest taki rodzaj białaczki, który można wyleczyć w ten sposób. Jednak chciałabym, ponieważ pewnie wiele dzieci byłyby zdrowe i nie musiałyby się męczyć. To wszystko jest wytworem mojej wyobraźni. Chyba kiedyś, gdzieś słyszałam o podobnym sposobie, jednak nie wiem, czy to dokładnie przebiega w ten sposób.
I wiem, wiem, że schrzaniłam koniec. Nie podoba mi się. Miał wyjść inaczej, ale tak to jest jak się pisze OS w przeciągu prawie miesiąca. Nie no może troszeczkę przesadziłam XDD Okej już was nie zanudzam. Następny rozdział pojawi się w sobotę. <333 Buźka miśki! <33 :*** Kocham!
Super! I jest Happy end! !! No i zajebiście! !czwórka dzieci. ! Szczęśliwa Leonetta mimo wszystko :-)
OdpowiedzUsuńWspaniały os ^^ Leon i Violetta tacy ^^ Uhh.. Boski ♡ czekam na rozdział ^^ 4 Dzieci? Zapowiada się nie źle w rodzinie xD Będzie się działo ^^Może będzie więcej tych dzieciaków w przyszłości ^*^ Uhuhuhuh ^^ Leon chuj zdradził -.- Ale ważne ze wrócił ^^
OdpowiedzUsuńWeny na rozdział i do rozdziału :D
Ps: Dziecko ma na imię Rose ^^
Rosee ;3
Cudowny! Podoba mi się jak cholerka! Czekam na więcej ;*
OdpowiedzUsuńNathalie x
Przez chwilę ryczałam.
OdpowiedzUsuńHehe.
Cudo.
O mamo *o* Aż się popłakałam c;
OdpowiedzUsuńŚwietny os ♥