Rozdział z dedykacją dla wszystkich, którzy tu jeszcze są
Czuję cię jak huragan.
Perfekcyjna burza wewnątrz mojego mózgu
Szybkim ruchem ręki przygładziłam zagniecenia na swojej sukience w kolorze czarnym.
Przechylając głowę na prawy bok spojrzałam na swoje odbicie w wąskim lustrze, wmontowanym w szafę, które było tak małe, że nie byłam wstanie zauważyć całej mojej postaci.
-Violu jesteś już gotowa?
Sally kopnęła drzwi nogą, tak, że obiły się o ścianę i trafiły klamką w dziurę, która była idealnie do niej dopasowana.
Pokiwałam głową i przeniosłam swój wzrok na blondynkę, która próbowała sobie zapiąć kolczyk w kształcie łuski. Spojrzałam na jej długie, smukłe nogi, które do ud pokrywał materiał żakardowej sukienki, a następnie na jej duże brązowe oczy, które były tak łudząco podobne do moich.
Gdy byłyśmy małe trudno było nas odróżnić mimo sporej różnicy wieku, ale teraz wyglądam przy Sally jak szara myszka.
Kolejny raz nerwowo poprawiłam swoje zniszczone, wyprostowane włosy, które sztywno opadały na moje ramiona i plecy.
-Denerwujesz się?
Sally promieniście się do mnie uśmiechnęła pokazując swoje białe uzębienie.
-Może troszeczkę .
Blondynka chwyciła moje dłonie i zaczęła je lekko gładzić kciukiem.
Z moich płuc wydostało się głośne westchnięcie, a powieki delikatnie się przymknęły.
-Po prostu trzymajmy się tego, co ustaliłyśmy. Obraz rysowałam ja, a ty mi tylko towarzyszysz.
-Sally, malowałaś, nie rysowałaś. Obrazy się maluje.
Dziewczyna machnęła ręką jakby chciała rozpędzić wypowiedziane przeze mnie słowa i lekko się zaśmiała.
Wywróciłam oczami i wyciągnęłam dłoń po swój telefon, który leżał na biurku.
Przejechałam opuszkiem palca po popękanej szybce, która wyglądała jak pajęczyna.
Doskonale czułam każde zagłębie i każdą rysę wyżłobioną na niej.
-Zbieraj się, bo się spóźnimy.
Szybkim ruchem zabrałam małą, czarną torebkę z uchwytu od drzwi szafy, na którym wisiała i schowałam do niej telefon.
Zarzuciłam jeszcze na ramiona lekko znoszony żakiet i żwawym krokiem ruszyłam w stronę schodów.
~ ♥ ~
Mimo wszechpanującego gwaru doskonale słyszałam swój przyspieszony oddech i to jak moje paznokcie równomiernie uderzały o drewniany stolik, który pokrywał idealnie wyprasowany obrus w ażurowe wzory.
Kolejny raz przeniosłam swój wzrok w stronę drzwi, które co chwila zwracały na siebie uwagę dźwiękiem dzwonka uwieszonego nad nimi.
-Nie denerwuj się tak.
Sally siedząca obok mnie chwyciła moją rękę i mocno ją uścisnęła, tamując przez chwilę dopływ krwi do opuszków palców.
-A co jeśli wyda się, że to ja malowałam ten obraz? Zostaniesz zdyskwalifikowana?
Dzwonek ponownie zakomunikował o tym, że ktoś wszedł do kawiarni, a ja walczyłam ze sobą by nie odwrócić spojrzenia w tamtą stronę.
Splotłam palce skupiając na nich swój wzrok i mocno zacisnęłam wargi, tak że cała krew z nich odpłynęła a one nie wyróżniały się kolorem od cery.
Nagle przed naszym stolikiem pojawił się wysoki mężczyzna, mający na sobie marynarkę i koszulę w kolorze cielistym, która miała odpięte dwa guziki od góry i lekko odsłaniała pojedyncze włosy na klacie. Sally wstała ze swojego krzesła, a ja nie wiedząc, co zrobić, postąpiłam tak samo jak ona.
-Verdas.
Mężczyzna rzucił od niechcenia swoje nazwisko, jakby robił to już tysięczny raz tego dnia i wyciągnął rękę w moją stronę, delikatnie i prawie niezauważalnie wywracając przy tym oczami.
-Violetta Castillo.
Uścisnęłam jego szorstką dłoń, która była tak zimna jakby od tygodnia trzymał ją w lodówce.
Mężczyzna uniósł swoją krzaczastą brew i przymrużył przy tym jedną powiekę, spoglądając na mnie.
-To ty namalowałaś ten obraz?
Rozszerzyłam szeroko oczy i wstrzymałam powietrze.
Nie sądziłam, że tak szybko nasze zatajenie prawdy zostanie zdemaskowane.
Nerwowo pokiwałam głową wprawiając w ruch swoje pasma włosów, które już zdążyły się pofalować przez wilgoć panującą na dworze.
-Nie, obraz jest mojego autorstwa.
Sally podała mu swoją dłoń, przedstawiając się i szeroko się uśmiechnęła, próbując zamaskować moją głupotę.
Verdas spojrzał na nią kątem oka i starał się wymusić uśmiech, co mu się prawie udało.
Wskazał swoją dłonią na krzesła, w celu pokazania nam, że mamy usiąść, a on sam również zajął miejsce naprzeciwko.
Obrzucił nas niespostrzeżenie swoim spojrzeniem o chłodnym, szmaragdowym odcieniu.
Jednym zwinnym ruchem zdjął marynarkę ze swoich ramion i przerzucił ją przez oparcie krzesła.
Uważnie obserwowałam jak jego męskie dłonie płynnie wyciągają parę kartek z neseseru, a następnie podciągają mankiety od jego cielistej koszuli narażając jej idealnie wyprasowany materiał na pogniecenie się.
Szatyn mruknął parę słów sam do siebie pod nosem i rozłożył wszystkie kartki na stół układając z nich coś na kształt wachlarza.
Po chwili podparł swoje łokcie o kanty stolika i przeniósł swój wzrok na nas, lekko odchrząkując.
Jego przenikliwe spojrzenie paliło moją skórę od środka.
Miałam wrażenie, że on już wszystko wie i zaraz oskarży nas o oszustwo.
-Musisz podpisać ten kontrakt, jeśli chcesz żebym został twoim menadżerem- Verdas podsunął przed Sally jedną z pięciu kartek rozłożonych na stole.
Blondynka popatrzyła przez chwilę na niego delikatnie się uśmiechając.
Ułożyła swoją dłoń na kartce jakby bała się, że wiatr jej ją wyrwie i poniesie ze swoim podmuchem na drugi koniec świata.
-Na czym miałaby polegać nasza współpraca?
Kobieta splotła swoje dłonie i oparła na nich głowę, lekko przechylając ją na prawą stronę.
Niepewnie przeniosłam spojrzenie na szatyna.
Jego górna i dolna warga splotły się w uścisku, uwydatniając jego kości policzkowe i ukazując małe zagłębienia w policzkach.
-Jeśli twoje dzieła mi się spodobają, zacznę cię promować, załatwiać ci ekspozycję w galeriach sztuki oraz finansować ci potrzebne przypory do malowania.
Sally pokiwała zrozumiale głową i wzięła w dłoń długopis, a następnie zaczęła go obracać między palcami, powoli rozkręcając go na części.
Moje paznokcie zaczęły coraz szybciej uderzać w drewnianą płytę stołu, zwracając tym uwagę Verdasa.
Sally ostrożnie spojrzała na mnie, a kiedy zobaczyła, że się do niej lekko uśmiecham, bez zawahania, pewnie chwyciła długopis i zostawiła wyraźne ślady tuszu w postaci jej podpisu w dolnym rogu kartki.
***
Chyba gif już wam zdradził kto się pojawi w tym rozdziale.
Trochę długo musieliście na niego czekać, ale mam nadzieję że się choć trochę opłacało.
Nie jestem w stanie wymyślić nic innego i napisać cokolwiek lepszego a naprawdę chcę coś dodać na bloga bo ostatnio jest tu strasznie pusto aż mnie to przeraża.
Mam mnóstwo rzeczy na które mogłabym zwalić moją nieobecność na blogu, moje zerowe chęci do pisania i chociaż miałabym pomysł to nie mam czasu a po napisaniu i odrobieniu wszystkich lekcji nie mam ochoty wchodzić w komputer i wylewać swoje siódme poty na bloggerze.
Do tego choroba, która od 4 dni mnie wykańcza, ale stos lekcji do przepisania nadal rośnie.
Koniec rozczulania się nad sobą.
Zostawiam was z piateczką i przepraszam za wszystkie błędy jakie są w notatce i rozdziale.