Strony

sobota, 28 listopada 2015

XXX rozdział - Dwadzieścia cztery godziny na dobę.


                            Rozdział dedykuję 
Rosee. Cieszę się, że wróciłaś do żywych XD <33  
                                                                                        
                                                                                                                                                           "Jestem zmęczona rozmowami,
                                                                                      
które prowadzą do nikąd

                                                   Moje serce staje się smutne, gdy przypomina sobie
                                                        wszystkie złamane obietnice i puste słowa..."


Tydzień. Siedem dni. Sto sześćdziesiąt osiem godzin.
Świruję. Odliczam czas odkąd go nie ma.
Właśnie siedzę w swoim pokoju. To już dla mnie normalne.
Nie opuściłam go jeszcze od paru dni. Praktycznie cały czas leżę na łóżku i myślę, przez co jeszcze bardziej mi się pogarsza. Nie wiem, już nic. Niczego nie jestem pewna. Nawet tego czy nadal żyję.
Przecież to tylko głupia nastolatka. Straciła swoje zauroczenie i teraz rozpacza. Przejdzie jej.
Pewnie większość właśnie tak myśli. Nie wiedzą jak się czuję, co przeżywam.
Ale nikt przecież nie zabroni im mnie oceniać. No właśnie nikt...
Zawsze są cztery stany smutku.
Szok.
Rozpacz.
Złość.
Akceptacja.
Ja obecnie jestem na etapie drugiego.
Od wyjazdu Jorge nie widziałam się z nikim. Tata ma chwilowe problemy z pracownikami, więc jego też nie widuję. Czasem Angie przynosi mi coś do jedzenia.
Chociaż i tak to nigdy nie ląduje w moim żołądku.  Nie mam ochoty jeść i nie jestem głodna.
Nie wiem ile jeszcze będę tak żyć. Ile można się wgapiać w jedno głupie zdjęcie, które stoi na biurku?
Przecież to wszystko jest strasznie niedorzeczne. Może powinnam udać się do psychologa?
Zresztą nawet on mi nie pomoże, prawdopodobnie jeszcze parę tygodni i albo umrę z głodu, albo wyląduję w szpitalu psychiatrycznym. Moja przyszłość zapowiada się naprawdę wspaniale.
Słyszę ciche pukanie do drzwi. Dziwne. Nagle się wszystkim przypomniało, że istnieje taka osoba jak Martina. Jestem pod wrażeniem.
-Cześć- Gdy drzwi się uchylają, do pokoju wchodzi Lodo. Bierze głęboki wdech i na jej twarzy widnieje grymas. Tak wiem, nie wietrzyłam mojego pokoju od tygodnia, nie musisz mi tego uświadamiać. -Ile tu siedzisz?- Siada obok mnie na skaju łóżka.
-Dwadzieścia cztery godziny na dobę.- Odpowiadam obojętnie jakby to była najzwyklejsza rzecz.
-Nie możesz tak. Chodź przejdziemy się na zakupy, do kina, do parku. Obojętnie.- Wymienia, wyliczając na palcach.
-Nie będziecie mi mówić, co mam robić.- Odpowiadam cały czas tym samym tonem.
Jednak Lodo, to nie zniechęca. Ciągnie mnie za rękę w stronę szafy i wybiera mi pierwszą lepszą bluzkę.
Nie wiem, po co mam się przebierać. Dobra rozumiem ta już jest trochę poplamiona, ale jakoś nie obchodzi mnie, co ludzie o mnie pomyślą. Głośno wzdycham z niezadowolenia i siłą zostaję wepchnięta do łazienki. Przebieram się i lekko poprawiam mojego koka.
-Gdzie idziemy?- pytam smętnie, kiedy wyszłyśmy już z mojego domu. Czuję się jakby ktoś wyssał ze mnie całą radość życia. Zaciągam się głęboko świeżym powietrzem, którego tak dawno nie wdychałam.
-Przejdziemy się po parku. Spacer dobrze ci zrobi.- Uśmiechnęła się do mnie.
Pokiwałam głową i patrzyłam przed siebie. Co chwilę jakiś chłopak przechodzący obok nas miał coś wspólnego z Jorge. Do jednego chciałam nawet podejść, jego wygląd był uderzająco podobny. Na szczęście Lodovica zdążyła mnie powstrzymać. Okej, jest ze mną źle.
-Może już wracajmy- Powiedziała troskliwie, kiedy zaczęłam się przypatrywać kolejnemu chłopakowi.
Ten był też bardzo podobny. Taki sam kolor włosów, nawet podobne rysy twarzy. Jednak oczy rozwiały moje wątpliwości. Tęczówki Jorge są wyjątkowe i nic tego nie zmieni. Można z nich wszystko wyczytać.
~~~♦☺☺☺~~~
-Angie już jestem.- Powiedziałam, kiedy przekroczyłam próg domu.
-A gdzie Lodo?- Przede mną stanęła narzeczona mojego ojca.
-Poszła już do domu- Skierowałam się w stronę schodów, by znowu zaszyć się w swoim pokoj
u, jednak przerwała mi ręka Angie, która wylądowała na moim nadgarstku, skutecznie psując moje zamiary.
Posłałam jej pytające spojrzenie.
-Nigdzie nie idziesz uszykowałam kolacje.- Uśmiechnęła się do mnie.
Moja mina od razu zrzedła.
-Nie chcę- Powiedziałam szeptem.
-Nie jadłaś normalnego posiłku już od dłuższego czasu. Będę przy tobie siedzieć aż nie zjesz wszystkiego.- Westchnęłam cicho i z ogromnym oporem skierowałam się razem z Angie do jadalni.
-Smacznego- Posłała mi uśmiech i zachęciła gestem ręki żebym zaczęła jeść.
Teraz to się już nie wywinę. Muszę to zjeść, bo wiem, że Angie mi nie odpuści.
A poza tym z kobietą w ciąży lepiej się nie wykłócać.
Wzięłam widelec do ręki i wpakowałam pierwszy kawałek.  Kilka razy wykonałam jeszcze ten sam ruch. To są jakieś tortury, czuję jak jedzenie podnosi mi się do gardła.
-Nie mogę- Wysyczałam z zaciśniętymi zębami i gwałtownie wstałam od stołu biegnąc do łazienki.
Historia lubi się powtarzać. Kolejny raz zwymiotowałam po jedzeniu. Pieprzony żołądek.
Wstałam i wypłukałam usta wodą.
-Miałaś już kiedyś podobnie?- Spytała Angie, która opierała się o futrynę drzwi.
Pokiwałam głową na tak. Słyszałam westchnięcie kobiety.-Dlaczego nic nie mówiłaś?
-Nie chciałam. Po co? Myślałam, że to chwilowe, że mi przejdzie.- Spuściłam głowę i skupiłam swój wzrok na moich podniszczonych trampkach, jakby był to najbardziej interesujący widok na świecie.
Angie po raz kolejny głośno westchnęła, jednak nie miałam odwagi żeby spojrzeć jej w oczy.
Zdałam sobie sprawę, że zataiłam przed nią i tatą, ważną wiadomość, bo przecież to, że wymiotuje, nie jest rzeczą normalną. Strasznie mi głupio. Przełamałam się i popatrzyłam w oczy Angie.
Nie mogłam już dłużej znieść jej przeszywającego spojrzenia. Nie jestem osobą bez serca i mam uczucia.
Nawet jestem aż ponad wrażliwa i świadomość, że ktoś jest smutny z mojego powodu wcale mnie nie pociesza, a jeszcze bardziej pogarsza mój nienajlepszy nastrój.
-Tini, zapytam wprost- Dotknęła mojego ramienia i zaczęła je delikatnie gładzić-Od kiedy, ci się to zdarza?- Popatrzyłam na nią zdziwionym wzrokiem. Zaczęłam sobie przypominać wszystkie sytuacje, kiedy mi się to stało. Było to może z pięć- sześć razy, albo troszeczkę więcej.- Mniej więcej po moich urodzinach.- Przymrużyłam powieki i zaczęłam sobie to wszystko analizować. Czuję się jak na wywiadzie.
-Czy między tobą a jakimś chłopakiem doszło do czegoś więcej?- Rozszerzyłam oczy. Angie przysiadła na brzegu wanny i patrzyła na mnie wyczekująco. Szybko chciałam zaprzeczyć, bo przecież nic takiego nie miało miejsca, jednak w ostatniej chwili przypomniało mi się wydarzenie z imprezy.
Wplotłam swoje chude palce we włosy i usiadłam na ziemi. Cholera! Wszystko się zgadza.
Wymioty, brak chęci do jedzenia, zawroty głowy, mroczki przed oczami…
Czyli od mniej więcej miesiąca jestem w ciąży i nic o tym nie wiem?
A najlepsze jest to, że ojciec dziecka jest daleko stąd i nie ma o nim pojęcia.
Nie mogę mieć dziecka. Nie teraz. Nie możesz tak myśleć Martina. Może to tylko jakiś zbieg okoliczności.
-Co teraz?- Spojrzałam na Angie i poczułam łzy na swoich policzkach.
-Pójdę z tobą do ginekologa. Nie przejmuj się, pomogę ci.-Mocno się do niej wtuliłam, mocząc jej bluzkę.

***
YYY.... Tam tam dammmmm!
Także ten no.. Już widzę spam pod tym rozdziałem, że Tini jest w ciąży xDDD
Jednak pamiętajcie <3 Ja uwielbiam Was zaskakiwać <3 ^^
Wiecie już się wszystko układa, a ja tu nagle daję takie KABUM! ;)))
Powiem jeszcze tylko tyle, że to jest już KONIEC XDD
Koniec pierwszej części :D
Po prostu podzieliłam moje opowiadanie na jakby dwa tomy.
Dziś jest opublikowany ostatni rozdział pierwszego tomu <3
Zdradzę jeszcze, że następny rozdział .....Yyy... Zaskoczy Was na pewno xD
Bardzo dziękuję za te parę prac, które wysłaliście na konkurs <33
Jednak nadal zachęcam do wysyłania OS'ów
Ogromnie dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, które wywołują banana na mojej twarzy <3
Wiem, że już to mówiłam jadnak powtórzę jeszcze raz KOCHAM WAS ;**
Naprawdę jesteście wspaniali i mam nadzieję, że skomentujecie ten rozdział, bo ostatnio komentarze i wyświetlenia trochę spadły ;'(  ;\
Pozdrawiam Was moje motylki <333
Do soboty ;***
A w sobotę mam dla Was niespodziankę, ale ciii... :)))


sobota, 21 listopada 2015

XXIX rozdział - Wierzę w miłość.


                                             
Rozdział dedykowany
Żelcia Boom. Kocham <3

                                                                           "Najgorszy jest strach przed utratą osoby,
                                                                          która w tak krótkim czasie stała się na nas
                                                                                                                           najważniejsza"

 

-Tini co się stało!?- Wykrzyczał i złapał moje ręce. – Martina. Uspokój się.- Powiedział troskliwym głosem.
-Jorge..- Zaczęłam się jąkać. Ruggero nadal trzymał mnie za ręce i gładził mnie po nich.- Jego samolot się rozbił- Jeszcze bardziej się rozpłakałam. Mój płacz po chwili przerodził się w szloch.
Kuzyn spojrzał na mnie jak na wariatkę.
-Martina… Skąd ty to wzięłaś?- Starałam się uspokoić, by móc mu odpowiedzieć na pytanie.
-W radiu mówili przed chwilą- Powiedziałam na jednym tchu.
-Martina- Przytulił mnie mimo niedogodnej pozycji do tego gestu. – Nie płacz.
-Jak ja mam nie płakać?- Spytałam się mocząc mu bluzkę.
-To nie był jego samolot, kochana.- Odsunął mnie od siebie i starł moje łzy.
-Jak to? Skąd ty to wiesz?- Głęboko oddychałam, by choć trochę się uspokoić. Pomogło.
-Też tego słuchałem. Ten samolot był do Vegas, a Jorge leciał do Denver. – Zakryłam swoją twarz dłońmi i westchnęłam głęboko zachłystując się powietrzem. Wszystkie emocje ze mnie zeszły.
Racja. Jak ja mogłam być tak głupia… Zrobiłam taką wielką aferę o nic. 
-Przepraszam.- Odsunęłam się i starałam się nie patrzeć mu w oczy.
-Nic się nie stało- Zaśmiał się lekko- Przejęłaś się fałszywą informacją.- Pogłaskał mnie po ręce- Najważniejsze, że to nie prawda.- Pokiwałam głową i zapięłam z powrotem pasy bezpieczeństwa.- To teraz możemy jechać?- Uśmiechnął się do mnie.
-Możemy- Posłałam mu blady uśmiech. Ruggero ruszył i resztę drogi spędziliśmy w przyjemnej ciszy.
Głupio mi za to wszystko. Zestresowałam Rugga i zrobiłam niepotrzebną akcję.
Wtedy rządziły mną emocje.  Kiedy usłyszałam o tym wypadku…
Naprawdę myślałam, że to chodzi o Jorge.
Nie wiem, co bym wtedy zrobiła, gdyby to rzeczywiście był jego samolot.
To głupie wiem, ale już mi go brakuje.
Odleciał parę godzin temu a ja już tęsknię.
Mam tylko jedno, co mnie usprawiedliwia. Miłość.
Jedni mówią, że nie można się zakochać w kimś w tak krótkim czasie, że na to potrzeba lat.
Inni, że jesteśmy za młodzi na prawdziwe uczucie.
A ja? Wierzę w miłość. Nic więcej nie trzeba, tylko wiary.
Wierzę również w przeznaczenie. I jeśli my jesteśmy sobie przeznaczeni, to poczekamy.
Wszystko się ułoży.
Weszłam do domu, w którym zastałam narzeczoną mojego ojca krzątającą się po kuchni.
Poinformowałam ją, że już wróciłam i poszłam do swojego pokoju.
Podeszłam do biurka, które znajdowało się naprzeciwko okna.
Przyjrzałam się dokładnie zdjęciu, które na nim stało.
Niby nic wyjątkowego, przecież na świecie jest masę podobnych,
a dla mnie właśnie to zdjęcie ma ogromne znaczenie. Fotografia przedstawiała dwójkę przyjaciół.
Szatyn obejmował w pasie swoje oczko w głowie.
Stali uśmiechnięci i cieszyli się życiem. Byli szczęśliwi, że mają siebie nawzajem.
Każdy dotyk, uśmiech i spojrzenie, którym obdarowywała druga osoba, przyprawiała ich o dreszcze.
Jeszcze wtedy bali się do tego przyznać.  Nie przewidzieli tylko tego, że kiedyś może być za późno na to by wyznać uczucia. Albo, by się nimi nacieszyć.
Czuję pustkę.
Mam dosyć zastanawiania się, co by było gdybym powiedziała Jorge, co do niego czuję.
Chciałabym, żeby mnie przytulił, pocałował, uśmiechnął się do mnie, żeby chociaż na mnie spojrzał.
Po prostu żeby był. Za późno.
Przejechałam palcem po różowej ramce zdjęcia. Po policzku spłynęła mi jedna łza, którą od razu starłam.
Położyłam się na łóżku i bez przebrania się w inne rzeczy zasnęłam.

***
Wiem, przepraszam krótki, ale ten tydzień był taki zrąbany, więc to i tak cud, że napisałam takie coś jak to tu powyżej.  Przepraszam.
Następny będzie lepszy obiecuję <3      
Wstyd mi, że to publikuje, ale.... No cóż.
Dobra dobra koniec użalania się nad sobą i wgl..
Chciałam Wam jeszcze przekazać, że .... uwaga.....
W najbliższym czasie pojawi się 2 część OS "Nie ma rozumu, który wygrałby z sercem"
W przeciągu dwóch tygodni się ukaże, także wyczekujcie <33
Zachęcam również do wysyłania OS' ów na konkurs <333
Ostatnio spadły wyświetlenia, komentarze.... :\
Rozumiem szkoła, ale proszę, żeby każdy kto przeczytał to badziewie u góry (xD) skomentował chociaż kropeczką lub serduszkiem <333
Buźka miśki <33 do soboty ;**

                                                                                                                      

                                   

sobota, 14 listopada 2015

XXVIII rozdział - Życie nie jest bajką

 

                                                             Rozdział dedykuję Zgση <33 ;*
                                                       
                                                 "Samotność to najgorszy rodzaj umierania.
                                                              Bez fizycznego bólu, długotrwały
                                                                i perfekcyjnie wyniszczający"


-Odleciał już?- Spytałam z rozpaczą w głosie. Cały czas miałam nadzieję, że się nie spóźnię.
-Myślałem, że nie przyjdziesz.- Usłyszałam ten głos, który najbardziej pragnęłam usłyszeć.
- Jesteś- Powiedziałam jakbym w to nie wierzyła. Doszedł do mnie smutny chichot moich przyjaciółek.
-Jeszcze jestem.- Powiedział, a ja zdałam sobie sprawę, że on za parę chwil wyleci. Będzie w samolocie, który wywiezie go daleko od Buenos Aires. Moje oczy stały się mokre przez to, że napłynęły do nich łzy, które tak bardzo pragnęły się uwolnić. Ja jednak na razie im na to nie pozwalałam. Nie płacz, nie płacz nie płacz…
Na marne poszło powtarzanie sobie tego zdania w myślach. Po moim policzku spłynęła pierwsza, i niestety nie ostatnia łza. Jorge natychmiastowo ją starł jednak na jej miejsce pojawiła się kolejna.
Mocno wtuliłam się w jego tors, a on jeszcze mocniej mnie przycisnął.
-Nie zostawiaj mnie.- Wyszeptałam przez łzy. On pogłaskał mnie po włosach i odsunął od siebie na odległość jego ramion. Wiem, co chce zrobić, ale boję się, że przez to będzie mi jeszcze trudniej się z nim pożegnać. Zaczął się do mnie zbliżać, a ja wyłączyłam myślenie. W głowie miałam pustkę, po prostu nicość.
Chciałam tylko dotknąć jego warg.
Po chwili, która wydawała się wiecznością, poczułam smak jego ust.
Nie wiem ile to trwało, ale czas się dla nas zatrzymał. Mogłabym już tak zawsze.
Nie chcę żeby naszła chwila, kiedy będziemy musieli się od siebie odsunąć. Niestety stało się.
-Kocham cię- Wyszeptał tak cicho żebym tylko ja to usłyszała. Mimo łez uśmiechnęłam się blado.
-Ja ciebie też- Założył za ucho, kosmyk moich włosów, które spadały mi na policzek.
Miałam nadzieję, że teraz mi powie, że zostaje. Dla mnie. Nie odleci, bo mnie kocha.
Jednak nadzieja matką głupich. Takie rzeczy tylko w bajkach i w filmach romantycznych.
A życie nie jest bajką. To jest rzeczywistość. Niestety.
- To już koniec.- Powiedziałam łamiącym głosem i spuściłam głowę.
-To początek.- Uśmiechnął się lekko i pogłaskał mnie po policzku- Wrócę. Obiecuję.-
Kiwnęłam głową i stanęłam na palcach, by móc pocałować go w policzek.
Jorge przytulił się po kolei z każdym i szepnął coś na ucho swojej siostrze, a ta lekko się uśmiechnęła i pokiwała głową. Nadeszła kolej na mnie. Kolejny raz tego dnia powstrzymywałam łzy.
-Nie zapomnij o mnie- złapał mnie za rękę i zaczął gładzić kciukiem moją dłoń.
-Poczekam na ciebie- Posłałam mu lekki uśmiech.
Krótko jeszcze musnął moje usta i chwycił za rączkę od walizki. Widziałam, że jemu też było trudno.
I pewnie gdyby mógł też by się rozpłakał. Ja o dziwo na razie się trzymałam.  Nie chcę płakać w tym momencie.  Jorge ruszył w stronę jego prywatnego samolotu i pomachał nam ręką oraz puścił oczko.
Uśmiechnęłam się na jego gest.  Obserwowałam każdy jego ruch.
Jak podaję walizkę stewardessie.
Jak pochodzi do schodów, które prowadzą na pokład samolotu.
Jak pokonuje każdy ich stopień…
Teraz już nie powstrzymywałam swoich łez. Nie mogłam znieść widoku, jak siedzi na swoim fotelu w samolocie.
Czułam jak Rugg obejmuje mnie ramieniem. Bez zastanowienia się w niego wtulam, jednak to nie to samo, co ramiona Jorge.
Samolot wystartował.
Przejechał kilka metrów na pasie startowym i wzniósł się w powietrze.
Odleciał…
~~~♦☺☺☺~~~
-Odwiozę cię- Z transu obudził mnie Rugg. Potrząsnęłam głową i zorientowałam się ,że cały czas gapię się w przestrzeń. Samolot już odleciał, a Jorge razem z nim.- Dalej. -Ponaglił mnie spokojnym i troskliwy
m głosem.
-Sama wrócę- Odpowiedziałam patrząc mu w oczy. Czym niby wrócisz?
-Masz tu samochód? Przecież nie masz prawka.- Zaśmiał się cicho.- W ogóle jak tu dojechałaś?
-Biegłam.- Na mojej twarzy pojawił się blady uśmiech.
Zobaczyłam minę Ruggero, która mówiła sama za siebie. Zachichotałam cicho.
-To jakieś siedem kilometrów!- Krzyknął Rugg.
-Znaczy, najpierw pojechałam taksówką, były ogromne korki i później zaczęłam biec. – Spojrzałam na niego jeszcze raz. Widać było, że nadal nic nie rozumie.- A nieważne, długa historia.
-Czyli jedziesz ze mną. Chodź mam po drodze.- Posłał mi uśmiech jednak nie byłam w stanie go odwzajemnić.  Kiwnęłam tylko głową i bez oporu ruszyłam za nim na parking.
-Wiesz, że gapiłaś się tak przez piętnaście minut?- Zapytał pewnie, dlatego bo chciał mnie rozchmurzyć. Nie udało mu się, niestety. Otworzył mi drzwi od strony pasażera i sam wsiadł do auta.
Między nami zapadła dołująca cisza, jednak nie miałam ochoty i siły jej przerywać.
Ruggero widocznie miał inne plany, dlatego też włączył radio.
Oparłam głowę o szybę pojazdu i patrzyłam pusto w przestrzeń.
Nie ma go od kilku godzin, a ja już nie daję sobie z tym rady.
-Może przejdziemy się na jakąś imprezę?- Przerwał moje rozmyślania.
-Nie. Doceniam to, że chcesz mi pomóc, ale poradzę sobie sama- Pogłaskałam go po ramieniu.- Pozbieram się.- Westchnął i całkowicie skupił się na drodze, ponieważ deszcz utrudnił warunki jazdy.
Wiem, że wszystkich to boli. Wszyscy jesteśmy jak jedna wielka, kochająca się rodzina, której teraz brakuje jednego członka. A może zabraknąć aż dwóch. Cande była dzisiaj na lotnisku pożegnać się z Jorge, więc mamy pewność, że nie wyleciała z kraju. Na razie.
Jednak ja wiem, że ona tak szybko zdania nie zmieni , więc wiem ,że w najbliższym czasie również nas zostawi. To wszystko boli. Wiem, że nie jestem sama w tym wszystkim, ale mam wrażenie, że ja wszystko przeżywam dwa razy mocniej niż inni. Zawsze byłam, jestem i będę wrażliwa.
Jakbym mogła, to zlikwidowałabym całe zło tego świata. Jednak nie mogę.
Po chwili zaczęłam się wsłuchiwać w to, co mówią w radiu. Znowu są te cholerne korki.
Gdziekolwiek się nie ruszysz, niezależnie o której godzinie i tak zawsze będą.
-Przerywamy audycję, by poinformować o wydarzeniu z ostatniej chwili- Dźwięki radia zagłuszały krople deszczu, które z hałasem odbijały się od przedniej szyby samochodu- Silniki samolotu, który dzisiaj wylatywał z Buenos Aires do Las Vegas, zostały uszkodzone. Samolot wpadł do Zatoki Meksykańskiej i prawdopodobnie nikt z pasażerów nie przeżył. Nasz reporter jedzie na miejsce i próbuje uzyskać więcej informacji na ten temat. Będziemy państwa o wszystkim informować.- Nie słuchałam dalej. Moje serce przestało bić, a w oczach zaczęły zbierać się łzy. Spojrzałam na Ruggero.
-Zatrzymaj się- Krzyknęłam przez płacz. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem i strachem. Czy on naprawdę nie rozumie, co się stało!? Do jasnej cholery samolot, w którym leciał Jorge spadł!- Zatrzymaj się!- Powtórzyłam swoją prośbę. Rugg jak najszybciej zjechał na pobocze widząc mój stan. Moje ręce się trzęsły, a łzy lały się strumieniami. Nie, nie to nie może być prawdą.

***
Ka bum! Blanco wyjechał XD
Upss.
Tini ma lekką (mocną) załamkę ;))
I jeszcze ten dramatyczny koniec ^^
Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak ja bardzo Was kocham <3
Te wszystkie piękne komentarze, które piszecie i które czytam setki tysięcy razy...
Jeszcze chciałabym jedna zaznaczyć, że ja od nikogo nie ściągam historii.
Piszę ją sama, a to ,że pojedynczy wątek się powtórzy, to chyba normalne.
Jest tyle blogów o Leonettcie i Jortini, także jest to raczej niemożliwe żeby nie było podobnych sytuacji.
Każdy się kimś inspiruje i czasem nawet nieświadomie wykorzystamy czyiś wątek.
Ja nic nie zrobiłam specjalnie i musiał to być czysty przypadek.
Przypominam o konkursie na OS!

#PrayForParis Francjo modlę się za Was [*]