Otworzyłam
oczy i cała zdyszana i spocona podniosłam się do pozycji siedzącej. A gdzie
Jorge? Przed chwilą tu był… Czyli to wszystko to był tylko sen ??..... Wzięłam
swój biały telefon firmy Samsung i spojrzałam na godzinę 3.30.. Postanowiłam
się położyć i spróbować zasnąć. Po chwili odpłynęłam do krainy Morfeusza. ~~~♦☺☺☺~~~
Ponownie obudziłam o 8. Wcześnie jak na mnie. Poszłam do łazienki i załatwiłam
wszystkie poranne czynności. Ta nowa miętowa sukienka świetnie na mnie leży..
Muszę sobie kupować więcej ciuchów w tym kolorze. Moje rozmyślenia przerwał mi
tata.
-Tini, jutro wprowadzi się do nas moja nowa asystentka.
-Dobra, ale ja już muszę lecieć tato umówiłam się z Lodo i Cande na zakupy.
-Papa-rzuciłam jeszcze na odchodne, zamknęłam drzwi i poszłam w kierunku naszej
ulubionej galerii, w której byłam umówiona z dziewczynami. Usłyszałam dźwięk
przychodzącej wiadomości. Wyciągnęłam ze swojej małej torebki od Channel mój
telefon i odczytałam wiadomość. Operator. W tym momencie poczułam, że się z
kimś zderzam.
-Pprzepraszam.... –Powiedziałam i spojrzałam na osobę, na którą przed chwilą
wpadłam- Jorge?
-Hej Tini ….Ymmm mogę tak do ciebie mówić?- Spytał posyłając mi niepewny
uśmiech.
-Jasne, że możesz- Uśmiechnęłam się szeroko, a on również.
-To… Gdzie się tak śpieszyłaś?
-Umówiłam się z przyjaciółkami w galerii.. Zagapiłam się w telefon i cię nie
zauważyłam.- Posłał mi przyjazne spojrzenie.
-Dobra to ja już cię nie zatrzymuję.
-Spoko możemy się jeszcze gdzieś przejść ,do spotkania mam jeszcze 30 minut a
znając moje przyjaciółki i tak się spóźnią.-Uśmiechnęłam się.
-Dobra-Odwzajemnił mój gest- To może przejdziemy się do parku obok?
-Możemy –Ruszyłam w stronę parku a on położył swoją rękę na moich plecach.
Przeszedł mnie dziwny dreszcz. Gadaliśmy i śmialiśmy się przez cały czas,
spacerując po parku.
-To ja będę nagrywał razem z twoją siostrą ….yyyy… Mery?
-Gery i to nie jest moja siostra- Poprawiłam go.
-Nie ? A kto to jest dla ciebie ?
-To jest mojego taty narzeczonej córka, ale nigdy nie będzie moją siostrą,
nigdy.
-Nie dogadujecie się, to widać-Stwierdził.
-Myhy.. I współczuję ci, że będziesz z nią nagrywał płytę. Jest bardzo… Jakby
to powiedzieć.. .Ma bardzo trudny charakter.
-Wolałbym z tobą nagrywać płytę-Uśmiechnął się szarmancko a ja się
zarumieniłam.
-Problem tylko w tym, że ja nie umiem śpiewać i Priscilla nie byłaby z tego
zadowolona…
-Nie rozumiem co Priscilla ma do tego, że ty śpiewasz- spojrzał na mnie
zdziwiony. Kurcze, powiedzieć mu czy nie?
-Bo.. yy.. Ona pozwala śpiewać tylko swojej córce,ona nie chce żebym robiła coś
związanego ze śpiewem. To cud, że każe mi chodzić do Studio.-Powiedziałam
trochę ciszej.
-Zaśpiewaj coś- Postanowił.
-Nnniee.. ja nie umiem- Zająkałam się.
-Umiesz, umiesz. Pomogę ci- zachęcał .
Zaczęłam śpiewać najciszej jak tylko umiałam piosenkę,którą nawet nie wiem skąd
znałam.
-I ty mówisz, że nie umiesz śpiewać?!- Podniósł głos-Pięknie śpiewasz! Lepiej
ode mnie!
Zaśmiałam się.
-Jorge muszę się zbierać dziewczyny będą się denerwować!- Przypomniałam sobie o
spotkaniu.
-y.. Jasne, szkoda ale widzimy się jutro w szkole, prawda?
-Tak jasne- uśmiechnęłam się, a on się do mnie zbliżył po chwili zawahania
pocałował mnie w policzek.
Rzuciłam w jego stronę „Do zobaczenia” i pobiegłam w stronę galerii, już byłam
spóźniona.
***
Dzisiaj bardzooooo krótki, ale obiecuję, że teraz we wakacje rozdziały będą
dłuższe i prawdopodobnie będą się pojawiały dwa razy w tygodniu. Przepraszam
<3 Bardziej skupiłam się na OS, którego dodałam parę dni temu, a rozdział..
no cóż odszedł na bok :'( ale obiecuję, że się poprawie <3 I jak tam
pierwszy dzień wakacji? Cieszycie się?
Lato.
Piękna pora roku, kiedy przyroda znajduje się w pełni. Wszyscy są szczęśliwi i
zadowoleni z życia przez aurę, która towarzyszy tej porze. Ludzie
spacerujący przez park, znajdujący się w centrum Buenos Aires, są uśmiechnięci
i wsłuchani w melodyjny śpiew ptaków. Gdzieniegdzie słychać śmiech dzieci,
które przyszły do parku razem z rodzicami. Na tle szczęśliwych ludzi
wyróżnia się jedna, drobna, brązowooka szatynka. Siedzi na ławce, w cieniu
drzewa, a po jej policzkach lecą słone łzy. Dla Violetty, bo tak właśnie się
nazywa, to codzienność. Los nie usłał jej życia różami. Jej ojciec się nią nie
interesuje, troszczy się tylko o swoją narzeczoną, która szczerze nienawidzi
Violetty. Szatynka jest, co dzień dręczona przez wybrankę swojego ojca. Dla
Violetty życie straciło sens. Nie ma nikogo. Nie ma swojej mamy, którą kochała
nad życie, jednak ona zostawiła ją samą na tym świecie. Wszyscy w jej wieku
mają już drugą połówkę, ona jedyna nie znalazła miłości. Postanowiła przestać się użalać, starła łzy ze swoich różowych policzków
i ruszyła przed siebie. Szła ze głową spuszczoną w dół. Często wpadała na
ludzi, którzy rzucali jej nieprzyjazne spojrzenia. Doszła do krawędzi chodnika
i kiedy na sygnalizatorze zauważyła zielone światło, nie zastanawiając się
weszła na jezdnię. Właśnie miało stać się coś tragicznego. Castillo nie
zwróciła uwagi na samochód, jadący z zastraszającą prędkością. Ona już wiedziała,
liczyła że to już koniec. Pogodziła się z tym, że umrze. Strach sparaliżował
jej ciało, nie mogła się ruszyć. Poczuła tylko pociągnięcie i upadek.
Słyszała pisk opon i głośne trąbienie kierowców. Widziała ciemność, bała
się otworzyć oczy. Powoli uchylała swoje powieki, oczekując najgorszego. Bardzo
zdziwiło ją to, co zobaczyła. Ona żyła! Chłopak, o zielonych oczach i brązowych
włosach, pomógł jej wstać z chodnika. To właśnie on uratował Violettcie życie,
spychając ją z jezdni. Ona od razu rzuciła mu się na szyję. Była wdzięczna
swojemu wybawcy. -Mogę wiedzieć jak masz na imię?- Spytał się szatyn, kiedy dziewczyna
się od niego oderwała. -V..Violetta-Odpowiedziała posyłając mu niepewny uśmiech.- A ty?
Chciałabym znać imię swojego bohatera. -Leon- Uśmiechnął się do niej serdecznie. -Jak ja ci się odwdzięczę za uratowanie mi życia?- Odwzajemniła jego
gest. -Hymm.. Jak pójdziesz ze mną na spacer, to może, może będziemy kwita-
Obydwoje zaczęli się śmiać.- To, co idziemy? Chodzili po parku rozmawiając się i śmiejąc z najmniejszych rzeczy.
Zachowywali się jak starzy przyjaciele, którzy znają się od piaskownicy. To już
nie była ta sama dziewczyna, co sprzed paru godzin. Violetta przez jednego
chłopaka, zaczęła czerpać radość z życia, uśmiechać się i nie przejmować się
problemami. To aż niemożliwe, jak jedna osoba potrafi odmienić całe nastawienie
do świata w ciągu paru chwil. -Może coś zaśpiewamy?- Spytał się nagle chłopak. -Ymm.. Ja nie umiem.-Niepewnie odpowiedziała Violetta. -To ja ci pomogę- Leon nie dawał za wygraną. Zaczął śpiewać piosenkę, a
po chwili Violetta się do niego dołączyła. Ich głosy idealnie ze sobą
współgrały. Oboje mieli ogromny talent. -Dziewczyno!- Podniósł głos i chwycił jej ramiona- Ty! Ty mówisz, że nie
umiesz śpiewać?- Na jej policzkach pojawiły się rumieńce.- Śpiewasz lepiej ode
mnie! Gdy zbliżała się godzina 20, Leon postanowił odprowadzić Violettę do
domu. Chwycił ją za rękę i zaczął biec, a dziewczyna za nim. Nie
wiedziała gdzie on się spieszy, jednak nie zwalniała tępa. Kiedy doszli, przepraszam, dobiegli do domu szatynki, Leon pocałował
dziewczynę w policzek, żegnając się z nią tym gestem. Po chwili szatyn oddalił
się do uliczki i jakby rozpłynął się w powietrzu, a Violetta nadal trzymała się
za policzek, który piekł ją niemiłosiernie. ~~Kilka
dni później~~ Violetta siedziała na kanapie, przed telewizorem, w salonie. Świat
wydawał się jej dziwnie kolorowy i szczęśliwy. Czuła się tak, jakby założyła
magiczne okulary, przez która widziała wszystko na różowo. Nagle po domu
rozszedł się głośny dźwięk dzwonka. Szatynka zerwała się z kanapy i podeszła do
drzwi, za którymi ujrzała Leona. -Hej- Przywitał się i pocałował ją w policzek. – Zabieram cię dzisiaj w
wyjątkowe miejsce. -Jakie? -Niespodzianka. Podpowiem, że spełnią się twoje marzenia. – Uśmiechnął
się do niej szarmancko, pozostawiając szatynkę w niepewności. Po 20
minutach doszli do celu. Był nim ogromny, kolorowy budynek z wielkim napisem:
„Studio On Beat”. Violetta nie do końca wiedziała, o co chodzi, a szatyn
zauważając jej zmieszanie postanowił ją uświadomić. -To jest prestiżowa szkoła muzyczna. -Dobrze, ale nadal nie rozumiem, po co mnie tu przyprowadziłeś-
Powiedziała uśmiechając się do niego. -Od dzisiaj będziesz się w niej uczyć.- Szatynka zaniemówiła. – Musisz
jeszcze zdać jakieś egzaminy, ale to tylko formalność. Z twoim talentem przyjmą
cię bez przesłuchań! -Nie.. Ja.. Ja nie dam rady- Wydusiła z siebie szatynka. W głębi serca
chciała chodzić do tej szkoły, chciała spełnić swoje marzenia, jednak strasznie
się bała.- Ja tam nie pójdę. -Jak nie pójdziesz, to cię poniosę- Zanim Violetta zrozumiała, o co
chodzi szatynowi, już znajdowała się na jego rękach. Zaczęła się śmiać i
krzyczeć żeby ją puścił. Po kilku nieudanych próbach, poddała się. Nie
zauważyła, kiedy już siedziała na ławce w środku Studia czekając, aż wywołają
jej nazwisko. -Violetta Castillo- krzyknął przyjaźnie mężczyzna w średnim wieku. W
oczach szatynki można było dostrzec strach, ale i radość. Leon przytulił ją, by
dodać brązowookiej otuchy, ona oddała jego gest i niepewnym krokiem weszła do
sali przesłuchań. Kiedy weszła na scenę i zaczęła śpiewać, nie obchodziło ją
nic. Liczyła się tylko ona i muzyka. Dziewczyna nie zdawała sobie sprawy, jaki talent
w niej drzemie. Wychodząc z sali nie mogła opanować uśmiechu. Czuła,
że muzyka to jest to, co chce robić. Pamiętała, że to właśnie przez śmierć
swojej rodzicielki przestała śpiewać i zaczęła unikać wszystkiego, co jest z
tym związane. Wiedziała, że teraz na nowo może kontynuować swoją pasje.
Jakaś niewidzialna siła ciągnęła ją w stronę śpiewu. Ona sama nie
potrafiła tego wszystkiego
wyjaśnić, ale uświadomiła sobie, co chce robić w życiu. Teraz wystarczyło
poczekać, aż ogłoszą wyniki osób, które dostały się do Studio. ~~1
godzina później~~ Te 60 minut było dla Violetty męczarnią. Leon cały czas ją
przekonywał, że na pewno dobrze jej poszło i że z jej talentem nie ma, co się
martwić. W tym momencie drzwi od pokoju nauczycielskiego się otworzyły a z
niego, wyszedł starszy mężczyzna, w siwych włosach, które zdradzały jego wiek.
Uśmiechnął się serdecznie do wszystkich oczekujących na ogłoszenie wyników.
Kiedy na ogromnej, korkowej tablicy powiesił kartkę z imionami przyszłych
uczniów, tłumy rzuciły się na niego, by tylko móc dojrzeć swoje imię na
papierze. Jedni zaczęli skakać ze szczęścia, zaś drudzy odeszli od tablicy ze
spuszczoną głową. Violetta pełna nadziei przepchała się do listy. Nie
mogła uwierzyć w to, co zobaczyła. Przy jej nazwisku widniał napis: POZYTYWNY.
Zaczęła skakać i piszczeć oraz rzuciła się na szyję Leona, a on okręcił ją
wokół własnej osi. Szatyn od początku wiedział, że Violetta zostanie
przyjęta. Widział w niej talent, którego ona nie dostrzegała. - To może uczcimy to, że się dostałaś?- Zapytał szatyn, kiedy oderwali
się od siebie. -Ja jestem za!- Odpowiedziała Violetta, nadal nie mogąc powstrzymać
emocji. Chłopak szedł trzymając szatynkę za rękę, a ona była z tego niesamowicie
zadowolona. Mimo, że nie chciała się przyznać czuła coś do Leona. Zawsze
zatapiała się w jego zielonych tęczówkach i marzyła tylko o tym, by móc dotknąć
jego malinowych warg. Nagle szatyn przystanął a Violetta po chwili
zrobiła to samo. Znajdowali się w pięknym parku, w którym kwitły wiśnie a
w powietrzu unosił się przesłodzony zapach kwiatów. Leon zbliżył się do
szatynki, a jej serce przyśpieszyło. -Violu- Zaczął szatyn z poważnym wyrazem twarzy – Chciałem ci
powiedzieć, że jestem tu, dlatego by uświadomić ci, jaki talent się w tobie
znajduje- Szatynka nie do końca rozumiała, co chce przez to przekazać- Musisz
zajmować się muzyką, to jest twoje przeznaczenie. Pamiętaj jedno: Gdzie kol
wiek będę, zawsze ci pomogę. Zawsze będę przy tobie. Świat nie jest taki
okrutny jak ci się wydaje…. Kocham cię- Violetta zamarła. Myślała, że się
przesłyszała. Jednak po chwili szatyn zaczął się do niej zbliżał, co
uświadomiło ją, że te słowa nie były wytworem jej wyobraźni. Po chwili
usta Leona znajdowały się na wargach dziewczyny. Nie wiedzieli ile trwał ich
pocałunek, ale dla nich czas się zatrzymał. Całowali się delikatnie pragnąc
przelać wszystkie swoje uczucia, jakby mieli się więcej nie zobaczyć. ~~Następny
dzień~~ Violetta wiedziała, że jej życie już nigdy nie będzie takie same.
Obiecała to sobie. Mimo wszystko, mimo wszystkich przeciwności będzie czerpała
radość z życia. Postanowiła zadzwonić do swojego ukochanego, bo po prostu
pragnęła usłyszeć jego głos. Pierwszy sygnał… Drugi… „Taki numer nie znajduje
się w bazie”… Pomyślała, że mogła się pomylić wpisując numer do kontaktów. Violetta wybrała się na spacer, miała nadzieję, że gdzieś może wpaść na
Leona. Szła przed siebie, nie zwracała uwagi gdzie idzie. Dziewczyna podziwiała
naturę i nie przestawała się uśmiechać bez powodu. Wszystko wydawało jej się
wyjątkowe, każdy kamyk, każde źdźbło trawy… Obok chodnika na trawie zauważyła
piękną, czerwoną róże, postanowiła, że zerwie ją przy okazji. Nim się
zorientowała znajdowała się przy bramie do cmentarza. Zdziwiło ją to, jednak
nie przestawała iść w głąb, jakby jakaś niewidzialna siłą ciągnęła ją w stronę
tego miejsca. Nagle zatrzymała się przy jednym z nagrobku. Nie wiedziała
jak się teraz czuje. Smutek, żal, oszołomienie, ale również radość?
Zaczęła powoli analizować każde słowo: „ Leon Verdas. Na zawsze w
naszych sercach… ur.3.06. 1979 – zm. 21.03.1997" Ona w
to wszystko nie mogła uwierzyć… On zmarł w jej urodziny.. Ale ona go widziała..
całowała.. W tej chwili zrozumiała jego słowa:
„Chciałem ci powiedzieć, że jestem tu, dlatego by uświadomić ci, jaki talent
się w tobie znajduje..” Violetta nie umiała być smutna ani zła.. On
miał misję, którą wykonał… . „Pamiętaj jedno :
gdzie kol wiek będę, zawsze ci pomogę. Zawsze będę przy tobie…”
Ona już wszystko zrozumiała….
~~Kilka lat później~~ Leon jest jej aniołem stróżem… Violetta zawsze czuje jego obecność..
Wie, że on cały czas trzyma ją za rękę… Kocha go tak samo mocno jak on
kocha ją… Pewnego dnia się spotkają… wtedy będą szczęśliwi… Razem…
Każdy z nas ma takiego anioła stróża, który czuwa nad nami. Chociaż
czasem go nie widzimy, on zawsze jest z nami. Pilnuje żebyśmy nie
popełnili żadnego błędnego kroku… Jednak wszystko jest zapisane już nad nami…
My musimy po prostu żyć według wyznaczonego scenariusza….
***
I jest! Mój pierwszy OS! Wysłałam go na konkurs. Mam nadzieję, że wam się
spodoba. Włożyłam całe swoje serce, kiedy go pisałam. Miał on być dodany na
jakąś specjalną okazję, ale nie mogłam już się doczekać, więc jest! Proszę
abyście wyrazili swoją opinię. Nie mogę w to uwierzyć, że już w piątek koniec roku szkolnego!
WAKACJE!
Pozdrawiam wszystkich :** I do soboty! Do następnego rozdziału! <3 kocham
<3