Strony

sobota, 30 stycznia 2016

One Shot - We can fly without wings. ( +30 000 wyświetleń)


                                                                             ~ ♥ ~

Latanie.  Jest tym, co człowiek zawsze chciał posiadać.
Najsłynniejsze wynalazki powstawały tylko po to, by móc dorównać ptakom.
By ludzie mogli wzbić się w powietrze, by odfrunąć.
Latanie niezaprzeczalnie jest wolnością.
Możemy wznieść się i odlecieć, gdzie tylko zapragniemy.
Nie mamy żadnych ograniczeń, gdy szybujemy wysoko nad ziemią.
Ale czy właśnie tego pragniemy najbardziej? Posiadać parę skrzydeł i po prostu móc latać?
Ludzie czasem niepotrzebnie się wysilają.
Należy myśleć sercem, a nie rozumem, a właśnie to najbardziej sprawia nam trudność.
Patrzymy na świat powierzchownie i nie zdajemy sobie sprawy z tego, że nie potrzebujemy skrzydeł.
Czasem wystarczy tylko jedna właściwa osoba, byśmy mogli oderwać stopy od ziemi i wznieść się do chmur. Wystarczy jedna osoba byśmy mogli latać… I to bez skrzydeł.


~ ♥ ~

Drobna szatynka nieśmiało unosi swoje kąciki ust ku górze.
-Dziękuję- Szepcze i niepewnie łapie dłoń spoczywającą obok niej na kocu. – Dziękuję, za to, że mnie tu zabrałeś. Nigdy nie lubiłam chodzić na plażę, a ty pokazałeś mi, jak tutaj jest pięknie- Mocniej ściska trzymaną rękę, która jest o wiele większa od jej kruchej dłoni.
-Nie masz, za co dziękować- Chłopak odpowiada jej aksamitnym głosem, który tak bardzo uwielbia.
-Dla ciebie to nic takiego, a dla mnie ma ogromne znaczenie- Violetta spuszcza głowę i zakrywa swoje rumiane policzki swoimi kasztanowymi włosami.
-Dla mnie każda sekunda spędzona z tobą ma wielkie znaczenie- Obydwoje posyłają sobie delikatne, ale szczere uśmiechy. Lekki wiatr wiejący od morza muska ich zaczerwienione oblicza i rozwiewa im włosy, które obydwoje mają w prawie tym samym kolorze. 



-Violetta- Z zamyślenia wyrywa ją blondynka, która pstryka jej palcami
przed nosem.-Vils- Ludmiła tak głośno wymawia jej imię, że pewnie cała kawiarnia może ją usłyszeć.
-Co?- Szatynka niechętnie odrywa wzrok od filiżanki z czarną kawą.
-Co ty tam widzisz? Wróżysz z fusów?- Śmieje się Ludmiła i lekko odgarnia swoje kaskady włosów w tył.
-Zamyśliłam się- Violetta wywraca teatralnie oczami i rozgląda się po całym wnętrzu kawiarni.
-A nad czym aż tak intensywnie myślałaś?- Pyta się złotowłosa i zanurza swoje pełne, malinowe wargi w gorącym waniliowym latte.
-Nad moim snem- Violetta stara się nie patrzeć przyjaciółce w oczy i dlatego cały czas wpatruje się w jeden punkt na drewnianej podłodze.
-Znowu?- Jęczy Ludmiła, a na jej twarzy pojawia się mocno widoczny grymas.
-Nie wiem już, co mam z tym zrobić- Violetta wzdycha i podobnie jak przyjaciółka, bierze mały łyk swojej kawy.
-Może idź z tym do psychologa?- Burczy Ludmiła, i od razu zostaje spiorunowana wzrokiem przez swoją przyjaciółkę.
- I co niby mu powiem?- Szatynka naciąga rękawy swojej bluzki na dłonie tak, że wystają jej tylko połowy palców.
-Och, nie wiem Violu- Przyjaciółka Violetty wyrzuca ręce w górę w geście poddania. – Ale to już się robi niezdrowe- Blondynka ścisza swój głos i kręci lekko głową.
-To już się robi męczące- Poprawia ją Violetta, która chowa swoją pociągłą twarz w dłoniach.

~ ♥ ~

-Gdzie mnie ciągniesz?- Po parku roznosi się donośny śmiech szatynki, która stara się, choć trochę udobruchać swoje rozwiane włosy.
-Niespodzianka- Odpowiada jej chłopak, który trzyma jej rękę i wolno biegnie przed siebie, ciągnąc ją za sobą.
-Och, no proszę- Kolejny raz po ciemnym parku, oświetlanym wyłącznie przez blask księżyca, rozbrzmiewa echem jej serdeczny śmiech.
Nagle zielonooki zatrzymuje się przez, co Violetta lekko obija się o jego umięśnione plecy.
-Już jesteśmy- Szepcze i obejmuje Violettę w tali.
Szatynka rozgląda się, a przy każdym obrocie głowy jej radość wyparowuje.
-Ale tu nic nie ma- Stwierdza trochę zawiedziona i lekko potrząsa głową by pozbyć się czarnych myśli.
Chłopak odchodzi kawałek od niej i kuca przy ziemi oraz po omacku zaczyna czegoś szukać.
W jednej chwili polana zostaje rozświetlona przez ogrom świateł.
Chłopak wstaje i ponownie podchodzi do Violetty, która patrzy przed siebie z niedowierzaniem.
-Jak ty to zrobiłeś?- Szatynka mocniej obtula się swoją bluzą i przenosi wzrok na szmaragdowe oczy chłopaka stojącego obok.
-To miejsce jest oświetlane przez blask naszej miłości-Szepcze jej cicho do ucha i przyciska jej kruche ciało do swojego.


Violetta odruchowo przenosi się do pozycji siedzącej i zaczyna głośno i ciężko oddychać.
Po jej sypialni rozchodzi się głośny jęk, a po chwili szatynka ze stłumionym hukiem opada na swoją miękką poduszkę. To jest dla niej codzienność. Męcząca rutyna.
Bo przecież ile razy można się noc w noc budzić?
I to wszystko przez sen? Sen tak bardzo rzeczywisty, tak bardzo wspaniały, ale tak bardzo nieprawdziwy i wyimaginowany.
Ile razy można śnić o kimś, kogo się nawet nie zna?
Do uszu szatynki dochodzi głośny dźwięk jej telefonu.
Zrywa się z łóżka i bierze do ręki swoją komórkę, która leży na stoliku nocnym.
-Halo?- Odpowiada zaspanym głosem i chwyta swój kremowy szlafrok, który jest przewieszony przez oparcie łóżka.
-Violu? Coś się stało?- Po drugiej stronie aparatu odzywa się dobrze znany głos jej przyjaciółki.
-Nie, czemu pytasz?- Violetta podtrzymuje telefon o swoje ramię i nieporadnie stara się założyć na siebie szlafrok.
-Masz dziwny głos- Kwituje Ludmiła, a szatynka ponownie chwyta komórkę w dłoń, gdy już uporała się z zawiązaniem paska od okrycia.
-Dopiero wstałam- Violetta zaczyna się śmiać, a po chwili blondynka odpowiada jej tym samym.
-To do ciebie niepodobne, zawsze wstajesz o wiele wcześniej- W słuchawce ponownie można usłyszeć serdeczny śmiech blondynki.
-Dzisiaj moja podświadomość dała mi pospać-Violetta siada na swoim łóżku i zaczyna skubać stary lakier z paznokci.
-Wiesz, że te twoje sny… To już zaczyna się robić dziwne- Szatynka głośno wzdycha i pusto patrzy na swoje odbicie w lustrze, które jest wmontowane w ogromne drzwi szafy.
-Całkowicie się z tobą zgadzam. Może ze mną na serio jest coś nie tak?- Violetta śmieje się smutno i odgarnia kosmyki włosów opadające jej na czoło. – Przecież to jest nienormalne. Śni mi się jakiś chłopak, którego nawet nie znam. Zresztą ja nawet podczas snu go nie widzę, tylko jego oczy- Cicho mruczy do słuchawki telefonu.
-Idź z tym do psychologa, naprawdę.- Blondynka odzywa się po długiej chwili ciszy.
Violetta nic jej nie odpowiada tylko głośno wzdycha.- A w ogóle dzwonię, bo chciałam ci powiedzieć, że jutro mamy odwołane wykłady- Lu mówi już o wiele radośniej, jednak jej nagła zmiana nastroju nie udziela się Violettcie.  
-Jasne, dzięki- Szatynka szybko się rozłącza, przerywając Ludmile w połowie zdania i nawet nie pozwalając sobie ani przyjaciółce na krótkie słowa pożegnania.


~ ♥ ~

Szatynka przepycha się między tłumem ludzi i szybko przemierza wąskie uliczki.
Co chwile ktoś na nią wpada lub ją popycha. Jej nogi kolejny raz plączą się ze sobą, a zimny wiatr rozwiewa jej włosy, tak mocno, że okrywają jej całą twarz.
Nagle wszystko zwalnia, ludzie przestają biec, jakby ktoś wcisnął przycisk pauzy.
Violetta rozgląda się dookoła i zauważa jak osoby znajdujące się obok niej zamazują się.
Tracą ostrość, następnie stają się przeźroczyści, jakby zamieniali się w duchy.
Po chwili dziewczyna znajduje się całkiem sama. Słońce w jednym momencie zachodzi, a na całym świecie zapanowuje mrok nocy. Violetta zaczyna szybciej oddychać, a jakaś niewyraźna postać zaczyna się do niej przybliżać. Mimo tego, że mocno wytęża wzrok nie może dostrzec żadnych rysów, tylko szmaragdową zieleń bijącą z oczu.
-Cześć- Odzywa się radosny głos, który tak bardzo uwielbia.
Violetta kolejny raz się rozgląda po całej przestrzeni. Nagle jej ciało rozświetla blask latarni, która niespodziewanie pojawia się obok niej.
-Co my tu robimy?- Szatynka zdezorientowanie patrzy przed siebie lekko mrużąc oczy, które za mocno oświetla światło. Chłopak delikatnie się śmieje, a Violetta ma wrażenie, że lekko przybliżył się do niej.
-Czekałem na ciebie Violu- Mówi radośnie i szeroko się uśmiecha.
Twarz szatynki owiewa lekki, ciepły wiatr, tarmosząc jej kosmyki włosów.
-Ja nawet nie znam twojego imienia-Violetta spuszcza głowę i zasłania swoje zaróżowione policzki.
Chłopak wzdycha i przeczesuje swoje włosy postawione do góry.
-Tak powinno pozostać- Mruczy ponuro, ledwo słyszalnie, jednak jego szept rozchodzi się echem i z podwójnym uderzeniem odbija się o uszy szatynki.
Violetta patrzy na niego uważnie i stara się wyczytać coś z jego oczu, które jako jedyna część jego jest wyraźna i nie za mgłą.
-Leon- Chłopak szepcze, a po chwili głośno wzdycha, by zagłuszyć wypowiedziane poprzednio słowa.
Kąciki malinowych ust Violetty unoszą się ku górze i kształtują delikatny uśmiech na jej rumianej twarzy.
-A kim ty w ogóle jesteś?- Szatynka rozgląda się po ciemnej nicości otaczającej jej dookoła.
-I tak już ci za dużo powiedziałem – Początkowo unosi ton, jednak następnie stopniowo go ścisza przy wypowiadaniu kolejnych słów.
Violetta dokładnie się przygląda, jak jego postać z sekundy na sekundę staje się wyraźniejsza.
Dziewczyna ma wrażenie jakby światło bijące od latarni samo wędrowało w stronę Leona, by jak najwięcej rozpromienić i oświetlić jego twarz.
Po chwili Violetta bez przeszkód może ujrzeć w pełnej okazałości całe oblicze szatyna.
-Jak to możliwe?- Zachłystuje się powietrzem i cofa się o kilka kroków.
-Violu… -Szept Leona w tej wszechobecnej ciszy wydaje się głośnym i donośnym krzykiem.
Szatyn przybliża się do dziewczyny, a ta z przerażeniem patrzy mu prosto w jego zielone oczy.
-Ty jesteś…- Zaczyna jednak ma wrażenie, że to słowo nie może się wydostać z jej strun głosowych.
-Aniołem- Dokańcza za nią szatyn i niepewnie chwyta jej drżące dłonie.- Nic ci nie zrobię- Delikatnie się uśmiecha, by choć trochę ośmielić i zdobyć zaufanie drobnej szatynki.
-Ty masz skrzydła- Jej kąciki ust prawie niewidocznie podnoszą się w górę.
Z obawą unosi dłoń i ostrożnie muska opuszkami palców pióra, które znajdują się na skrzydłach Leona.- Możesz latać?- Pyta się nieśmiało spoglądając mu w oczy.
-Ty też możesz latać, nawet bez skrzydeł- Ciszę rozrywa delikatny śmiech szatyna.
-Przecież to jest nierealne- Uśmiecha się Violetta i odgarnia kosmyk włosów za ucho.
-A jednak. Jestem twoim aniołem, wiem o tobie wszystko.- Szatyn dotyka dłonią policzka dziewczyny i lekko głaszcze go kciukiem. Po chwili składa na nim czuły pocałunek. – Do zobaczenia Violu- Szepcze cicho i posyła jej szczery uśmiech, który szatynka od razu odwzajemnia.  Violetta pragnie zaprotestować, zatrzymać go jeszcze na chwilę, jednak jakaś siła nie pozwala jej się nawet ruszyć.

Nagle wszystko staje się niewyraźne. Obraz zaczyna się zamazywać, jakby ktoś mazał rysunek gumką.
Przedmioty dookoła zaczynają znikać, lampa uliczna nie świeci i panuje już całkowita, nieprzenikniona ciemność. Violetta chce chwycić Leona za dłoń, jednak jego już tutaj nie ma.
Po chwili do uszu szatynki dobiega szum gwaru ulicznego i nagle wszystko zaczyna się kręcić. Szatynka słyszy zagłuszony huk i nagle ciemność zamienia się w jasną, rażącą biel.


Violetta automatycznie unosi się do pozycji siedzącej.  Jej klatka piersiowa, co chwile unosi się i opada, aż za szybko.  
Dziewczyna przeciera oczy piąstkami i bierze głęboki wdech by się uspokoić.
Nagle jej kąciki ust unoszą się niewyobrażalnie wysoko, jak chyba jeszcze nigdy w życiu.
-Leon- Szepcze sama do siebie, nadal nie przestając się uśmiechać.- Mój Leon- Violetta rozgląda się dookoła i orientując się, że jest jeszcze ciemno, ponownie opada na poduszkę, a szeroki uśmiech nie schodzi jej z twarzy nawet podczas snu. 
Jest po prostu szczęśliwa. Nareszcie może latać… Bez użycia skrzydeł.


***

sobota, 23 stycznia 2016

XXXVI rozdział - Głupi nawyk.


                                               Rozdział dedykowany Lexi Love ;3 ;*

                                                 Bo tak naprawdę każdy z nas
                                                      pragnie tylko jednego:
                                                   wiedzieć, że jest dla kogoś ważny.
                                           Że bez niego czyjeś życie byłoby uboższe.

Zerwałam się z łóżka, gdy usłyszałam głośny huk. Mocno się wystraszyłam i panicznie zaczęłam się rozglądać dookoła szukając źródła hałasu.
Po chwili mój pokój rozświetliło jasne światło, jakby ktoś zapalił lampę.
Zorientowałam się, że na dworze szaleje potworna burza.
Wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam kolejny grzmot. Wzięłam głęboki wdech i zabrałam do ręki mój telefon, który leżał na szafce nocnej.
Na wyświetlaczu widniała godzina piąta czterdzieści trzy. Wyjrzałam lekko przez okno.
Na dworze było jeszcze szaro, ale to pewnie za sprawą burzowych, ciemnych chmur, które osłaniały niebo. Drzewa, które były niedaleko mojego balkonu, wiły się niemiłosiernie i uginały, jakby swoimi gałęziami chciały dotknąć ziemi. Nienawidzę takiej pogody.
Mimo, że nie jestem już małą dziewczynką, burza nadal przyprawia mnie o lekki strach.
Po prostu nie czuję się bezpiecznie, kiedy na dworze panują takie warunki klimatyczne.
Położyłam się na łóżku i próbowałam zasnąć ponownie. Gdy kolejny raz do moich uszu doszedł głośny trzask, instynktownie przykryłam się cała kołdrą.
No niestety, nadal mimo moich dwudziestu lat, nie wyrosłam z tego. 
Przez długi czas przekręcałam się z boku na bok oraz wierciłam się na łóżku, co skutkowało jego lekkim trzeszczeniem. Po ponad godzinie męczarni, założyłam na siebie szlafrok i zeszłam na dół.
Stawałam ostrożnie na każdym stopniu schodów, by nie wywołać ich skrzypienia.
Gdy weszłam do salonu i usiadłam na kanapie, chciałam włączyć telewizor, jednak tylko na chęciach się skończyło. W całym domu nie było prądu.
Niewiarygodne jest to jak my, ludzie dwudziestego pierwszego wieku, jesteśmy uzależnieni od elektryczności. Gdy choć na chwilę jej zabraknie wybucha panika.
Tak też było ze mną.  Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Internetu nie było, telewizji również.
Gdybym mogła poszłabym z powrotem spać, jednak znam siebie i wiem, że gdy już się rozbudzę to o drzemce mogę sobie tylko pomarzyć.
Zauważyłam, że na stoliku leżała książka, która miała śliczny rysunek na pierwszej stronie.
Jest powiedzenie żeby nie oceniać książki po okładce, jednak wszyscy dobrze wiemy, że gdy mamy kilka książek, zawsze wybieramy tą, która ma ciekawszą okładkę.
Wzięłam ją do ręki i zaczęłam czytać pierwszy rozdział. U mnie jest to rzadkością, ale bardzo mnie zaciekawiła. Gdy byłam już całkiem zagłębiona w lekturze, do moich uszu dobiegły szmery.
-Tini od kiedy ty tu siedzisz?- Niechętnie oderwałam wzrok i przeniosłam go na osobę mówiącą do mnie.
-Tato wiesz, że nadal boję się burzy- Spuściłam wzrok i zaczęłam wygniatać róg kartki.
Usłyszałam cichy śmiech mężczyzny i kątem oka zauważyłam jak opuszcza salon oraz kieruje się do kuchni. Postanowiłam wykorzystać jego dobry humor i bez zastanowienia poszłam za nim.
-A pamiętasz, że jak byłam mała to zawsze robiłeś mi takie pyszne kanapki z masłem orzechowym?- Uśmiechnęłam się do mojego ojca i zaczęłam gestykulować rękoma.
Kolejny raz tego dnia usłyszałam jego szczery śmiech.
-Ile chcesz? Dwie czy trzy kanapki?- Wziął do ręki nóż i zaczął szukać czegoś po szafkach.
-Cztery tato- Stanęłam na palcach i pocałowałam go delikatnie w policzek.
~~~♦☺☺☺~~~
Po moim pokoju rozszedł się głośny dźwięk piosenki
Eda Sheerana.
Wzięłam mój telefon i gdy zobaczyłam imię mojej przyjaciółki na wyświetlaczu bez wahania odebrałam.
-Tini nie uwierzysz!- Usłyszałam głos rozentuzjazmowanej Mercedes.
-Cześć- Zaśmiałam się lekko i zaczęłam skubać lakier z paznokci. Głupi nawyk.
-Przyjdź do mnie dzisiaj na kolacje na 19- Poinformowała mnie i zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, blondynka się rozłączyła i usłyszałam tylko charakterystyczne pikanie.
Głośno westchnęłam, gdy zobaczyłam która jest godzina.
Czas jest ostatnio moim największym wrogiem.
Szybko podeszłam do szafy i w pośpiechu zaczęłam wybierać odpowiedni strój.
Dziś chyba pobiłam swój rekord. 
Przygotowanie się w trzydzieści minut, to jak na mnie naprawdę świetny wynik.
Ostrożnie chodziłam po schodach, by nie przewrócić się w moich gigantycznych szpilkach.
Dopasowana, śliwkowa sukienka w stylu lat pięćdziesiątych idealnie współgrała z masywnym, złotym łańcuszkiem znajdującym się na mojej szyi.
-Wychodzę, wrócę późno, nie czekajcie z kolacją- Zakomunikowałam tacie i Angie siedzącym w kuchni razem z Lucasem i wyszłam jak zwykle głośno trzaskając frontowymi drzwiami.
Zamówiłam taksówkę i w miarę krótkim czasie dotarłam do wyznaczonego celu.
-Myślałam, że się spóźnisz- Powitała mnie uśmiechnięta przyjaciółka, która była ubrana podobnie do mnie. Zawsze miałyśmy wspólny styl.
Zaprosiła mnie do środka gestem ręki oraz uchyleniem drzwi.
-Hej Tini- Podszedł do mnie Rugg i pocałował mnie w policzek.
Posłałam mu lekki uśmiech i ruszyłam za nim i jego dziewczyną w stronę jadalni. 
Mieszkają ze sobą od niedawna i muszę przyznać, że naprawdę wspaniale urządzili ten apartament. Zawsze wiedziałam, że blondynka ma wykwinty gust, ale teraz przeszła samą siebie.
Za każdym razem, gdy tu jestem dostrzegam ponownie piękno tego mieszkania.
Cały wystrój idealnie łączy się z dodatkami i kolorami ścian.
Nie mogę uwierzyć, że Mercedes sama wszystko dobierała bez pomocy dekoratora.  Teraz mam wątpliwości czy nie będzie się marnowała jako prawnik. 
Moja przyjaciółka to naprawdę kobieta o wielu talentach.
Gdy przekroczyłam próg ogromnej jadalni mój uśmiech delikatnie się rozszerzył. 
Nie, to nie przez cudowny zapach posiłków roznoszący się po całym pomieszczeniu, tylko przez osobę którą zastałam siedzącą na krześle.
-Cześć- Szatyn posyłał mi swój uśmiech oraz podszedł do mnie i pocałował mój policzek, który od razu zróżowiał.
-Nie wiedziałam, że tu będziesz- Opuściłam swoje spojrzenie w dół i wpatrywałam się w szpiczaste czubki moich butów.
Nie wiem dlaczego zawsze przy nim tracę swoją odwagę i pewność siebie.
Jorge już chciał coś odpowiedzieć jednak przerwali mu gospodarze, którzy zaprosili nas do stołu.
Szatyn położył rękę na moich plecach i ruszyliśmy w stronę podłużnego mebla, na którym znajdowało się mnóstwo naczyń z jedzeniem.
Ruggero zajmuje miejsce koło Mechi, a mi zostało wolne krzesło obok szatyna.
-Pysznie to wygląda sama to wszystko przygotowałaś?- Zadałam pytanie przyjaciółce, gdy usiadłam już na krześle. Po chwili do moich uszu doszedł jej charakterystyczny śmiech.
-Mówisz tak jakbyś mnie nie znała wiesz, że umiem tylko zagotować wodę- Uśmiechnęłam się do niej i kiwnęłam lekko głową- Zamówione z restauracji na wynos- Mówiłam, że Mechi ma wiele talentów prawda? Gotowanie do nich nie należy.
Jednak człowiek nie może mieć wszystkiego.
Rozmowa zaczyna się rozkręcać i nie brakuje nam tematów. 
Od zawsze tak było, nigdy nie mogliśmy się nagadać. Co chwilę ktoś wybucha serdecznym śmiechem.
-My chcielibyśmy wam coś powiedzieć – Oznajmił mój kuzyn poważnym tonem.
Spojrzeliśmy z Jorge na siebie nawzajem i po chwili przenieśliśmy wzrok na parę znajdującą się przed nami. Mercedes przygryzła górną wargę i patrzyła skrępowana na swojego brata, natomiast Ruggero obejmował ją w tali by dodać jej otuchy.
Kobieta spoglądnęła na niego a ten lekko kiwnął głową na znak, by ona mówiła.
Blondynka wzięła głęboki wdech i mocno zacisnęła dłoń swojego ukochanego.

***
Hej kochani.
Nie będę się za bardzo rozpisywała, bo moje warunki nie za bardzo mi na to pozwalają xD
Jak się Wam podoba nowy szablon?
Moim zdaniem jest cudowny <3
Ogromnie dziękuję oreuis z bloga Grafika Centaura.  za to, że stworzyła to cudeńko ;*
Chciałam jeszcze Was powiadomić, że do 30 000 wyświetleń niewiele Wam zostało <3
Nabijajcie te wyświetlenia <3
Kocham Was i pozdrawiam ;* Od razu mówię, że w tym tygodniu będę mało aktywna na Waszych blogach, ale obiecuję, że wszystko nadrobię <3
Każdy kto przeczytał niech skomentuje ;*
Buźka <333


środa, 20 stycznia 2016

1 miejsce ~ Miłość przebacza i wygrywa z kłamstwem



 - Na dzisiaj koniec - oznajmił Gary. Ściągnąłem z głowy słuchawki i wyszedłem z budki do nagrywania. Odetchnąłem z ulgą siadając na skórzanym krześle obok niego. 
Dzisiaj w Los Angeles jest strasznie gorąco a my od paru godzin siedzimy w studio nagraniowym i tworzymy kolejne piosenki na trzeci album. Nacisnąłem odpowiedni guzik na panelu aby móc odsłuchać kawałek piosenki, którą dzisiaj nagraliśmy.
Premiera jest za miesiąc a my dopiero teraz zaczęliśmy się brać za poprawki
-Wyszło na prawdę dobrze - odezwał się Gary i spojrzał na mnie z uśmiechem. Muszę przyznać mu rację co do tego. Na początku nie chciałem żeby ta piosenka znajdowała się na płycie, bo jest osobista, ale po namowach mojego menadżera zgodziłem się.

- Ma rację. Czuję, że to będzie kolejny hit - wtrącił się James niezastąpiony menadżer.
Odwróciłem głowę aby móc na niego spojrzeć. Uśmiechał się jak zawsze a w prawej ręce trzymał swój służbowy telefon - Dziś wieczorem masz jeszcze wywiad a jutro rano wylatujemy - oznajmił mi. Westchnąłem głośno na myśl o kolejnych durnych pytaniach, które będą mi zadawać.
Tak wiem, sam zdecydowałem się na rozwijanie swojej kariery muzycznej, ale mógłby trochę przystopować. Pracuje całe dnie, w nocy sypiam tylko po cztery godziny, a jem zaledwie dwa razy dziennie. Powoli wysiadam i mam nadzieję, że chociaż ten urlop dwutygodniowy pozwoli mi nabrać trochę siły przed trasą koncertową. Chociaż też nie do końca ponieważ podczas tego wyjazdu też mam mieć próby do koncertu i jakieś promocje.

- Kiedy ten wywiad? - zapytałem znudzony a on zerknął na swój zegarek.
- Za godzinę - odpowiedział i posłał mi spojrzenie, które oznaczało tyle, że mam się zbierać. Przybiłem piątkę z Garym i żegnając się z nim wyszedłem z budynku. Całe szczęście, że dzisiaj nie spotkała mnie niespodzianka czyli prościej mówiąc moi fani. Uwielbiam ich, ale dzisiaj na prawdę nie mam ochoty na tłumy. Wsiadłem do białego Land Rovera i już po chwili mój kierowca włączył się do ruchu ulicznego.
***
Wreszcie udało nam się przedrzeć przez tłumy fanów moich jak i programu, w którym mam udzielić wywiadu. Weszliśmy do środka budynku, w którym nagrywany jest program The Late Late Show. Od razu porwali mnie do makijażystek i stylistek. Nie rozumiem i chyba nigdy nie zrozumiem po co nakładają mi ten cholerny makijaż. Rozumiem kamery, światła i to wszytko przez co mogę się świecić czy wyjść blado, ale natura jest taka, że facetowi nie nakłada się makijażu.
Na całe szczęście nie przebierali mnie jak zwykle, ale niestety musieli naładować mi na włosy tonę lakieru. Przez te dwa lata sławy stwierdzam, że ona ma więcej minusów niż plusów.

- Wchodzisz za pół minuty - oznajmił jakiś mężczyzna, który wszedł do niedużego pomieszczenia. Wstałem niechętnie z krzesła i wyszedłem z garderoby po czym udałem się korytarzem za jakimś wielkim typkiem na plan. Stanąłem w odpowiednim miejscu i czekałem aż prowadzący w tym wypadku Crage Ferguson mnie zapowie, co powinno nastąpić za kilka sekund zważając na to, że kończy on właśnie jakąś swoją idee. Udzielałem mu już niejednego wywiadu w tym programie więc mniej więcej mogę się spodziewać jakie zada pytania.
- Moim dzisiejszym gościem jest osoba, którą wprost uwielbiam i nie tylko ja, bo moja żona także - zaśmiał się - Niedługo wyruszy w kolejną swoją trasę koncertową i po raz kolejny podbije cały świat. Niedawno został twarzą słynnej marki obuwia Adidas a także na rynek wyszły perfumy jego autorstwa - zrobił krótki wstęp mojej osoby. Przybrałem na twarzy szeroki uśmiech ponieważ już za chwile miałem wchodzić - Przed państwem Leon Verdas - wywołał mnie a ja bez czekania poszedłem w jego stronę. Zostałem miło przywitany przez siedzącą publiczność a także przez samego prowadzącego. Zająłem wyznaczone dla mnie miejsce i czekałem aż zasypie mnie pytaniami.
- Miło cię znowu u mnie gościć - odezwał się aby rozpocząć między nami jakąś rozmowę. Uśmiechnęłam się do niego i oparłem łokciem o boczne oparcie fotela.
- Miło, że mnie zaprosiłeś - powiedziałem, na co on się zaśmiał.
Nic śmiesznego nie powiedziałem a ten się śmieje praktycznie jak każdy prowadzący.

- Jak się czujesz z tym, że ruszasz już w swoją trzecią trasę koncertową? - zapytał, na co ja uśmiechnąłem się i westchnąłem głośno.
- To co zwykle - odpowiedziałem, na co się zaśmiał - Sama podróż jaką odbywam podróżując z jednego kraju do drugiego jest nudna, bo ciągle siedzi się w autobusie czy w samolocie. Natomiast występy przed publicznością czy choćby zwiedzanie tych wszystkich zabytków jest ekscytujące. Te języki, kultura, fani czy nawet potrawy jakie zdarza mnie się jadać są czymś inny, są tak jakby nauką innego świata - powiedziałem zgodnie z prawdą. Odwiedziłem już tyle krajów i jadałem tyle różnych i dziwacznych potraw, dowiedziałem się o historii niektórych miejsc i poznałem wyjątkowych ludzi.
-  A czy to prawda, że zamierzasz nagrać tą trasę koncertową i zrobić z niej film? - dopytywał. Oblizałem dolną wargę i kiwnąłem twierdząco głową.
- Chce w ten sposób pokazać moim fanom jak wygląda ta trasa koncertowa z mojego punktu widzenia. Żeby zobaczyli jak to wszystko wygląda, te przygotowania, rozkładanie sprzętu i to wszystko co dzieję się za kulisami. Chce ich ze sobą zabrać w tą podróż - odpowiedziałem.
Pokiwał głową z uśmiechem i spojrzał do notatek gdzie zapewne ma dalsze pytania do mnie.

- W sieci ostatnio natrafiłem na dość sporo zdjęć z tobą i pewną dziewczyną - zaczął temat banalny jak dla mnie - Czy potwierdzisz plotki o waszym rzekomym romansie? - zapytał i poruszał jedną brwią. Zaśmiałem się na jego słowa i prawiłem swoją grzywkę, na której było pełno lakieru.
- Niestety zmartwię cię, ale Holly jest modelką, która wystąpiła w moim teledysku więc stąd te zdjęcia - powiedziałem a on zaśmiał się na moje słowa.
Przewróciłem teatralnie oczami i oparłem się z powrotem o oparcie fotela.

- Powiedzmy, że ci wierzę - odezwał się po chwili na co się zaśmiałem a razem ze mną publiczność - Z tego co wiem już jutro opuszczasz Los Angeles i wracasz na jakiś czas do swojego rodzinnego miasta - zaczął kolejny temat. Uśmiechnąłem się na samą myśl o tym wyjeździe.
- Tak, wreszcie zobaczę się z rodziną - powiedziałem zadowolony.
- Tylko rodziną? A przyjaciele? - zdziwił się. W tym momencie jak nigdy na chwilę znieruchomiałem. Przyjaciele. Nie wiem czy chcą mnie widzieć.
Nie odzywali się do mnie od czasu kiedy wyjechałem żeby rozpocząć karierę. 

- Proszę cię, zaczekaj! - krzyknąłem za nią, ale to na marne ponieważ wiedziałem, że i tak mnie nie posłucha. Nie będzie chciała ze mną rozmawiać i wytłumaczyć mi dlaczego jest zła i ze mną zerwała a co najważniejsze za co dostałem od niej w twarz. Nie mogło chodzić o tą propozycję z wytwórni, bo wiedziała o tym i namawiała mnie abym poszedł na to spotkanie. 
- Verdas! - usłyszałem donośny krzyk Francesci, która po tonie jakim się do mnie odezwała jest na mnie zła. Tylko co ja tym razem zrobiłem? Zapomniałem o czymś? Nie wiem czyjeś urodziny, jakaś ważna data czy może spotkanie. Przecież mam dobrą głowę do dat więc to niemożliwe - Jesteś dupkiem! - krzyknęła stając ze mną twarzą w twarz. Dobra, niech będzie jestem dupkiem, ale czym sobie zasłużyłem na takie słowa - Cierpi przez ciebie a ty udajesz, że nic się nie stało! - jej wyraz twarzy zaczyna mnie porządnie przerażać. Ten jej wzrok, który normalnie zabija mnie od środka. 
- Może .. 
- Nie przerywaj mi! - ja nie mogę jej przerywać, ale ona mi tak. Kobiety. Nigdy ich nie zrozumiem pewnie one same siebie nie rozumieją dlatego wyżywają się na nas facetach - Myślałam, że masz trochę oleju w głowie i jesteś rozsądny, ale jak zwykle się pomyliłam. Na jej miejscu zabiłabym cię za takie coś! Jesteś skończonym idiotą, że się tak zachowałeś! Kocha cię a ty tak bezdusznie ją potraktowałeś! - z każdym jej kolejnym słowem byłem bardziej skołowany. O czym ona mówi?
Czy kobiety nie mogą powiedzieć wprost co źle zrobiliśmy i nie wrzeszczeć tak tylko spokojnie wysłuchać wyjaśnień. Już otwierałem usta aby coś powiedzieć, ale jak zwykle ona zabrała głos - Wiesz najlepiej będzie jak przyjmiesz tą propozycję od wytwórni. Wyjedziesz stąd i zostawisz nas w spokoju. Uwierz mi nikt nie będzie za tobą tęsknił - warknęła w moją stronę po czym tak jak przedtem Violetta spoliczkowała mnie i odeszła zdenerwowana. Jej słowa zabolały mnie bardziej niż uderzenie. 

Otrząsnąłem się ze swoich wspomnień i powróciłem wzrokiem na Crage.
Patrzył na mnie pytającym wzrokiem a ja tylko głośno westchnąłem.

- Oni raczej za mną nie tęsknili - powiedziałem cicho, ale na tyle głośno, że to usłyszał. Modliłem się w duchu o to aby nie drążył tematu. Zerknąłem na niego kątem oka i czekałem na jego reakcję.
- Z racji tego, że czas nam się już kończy chciałbym cię prosić abyś zaśpiewał nam jakaś piosenkę - powiedział i wtedy publiczność zaczęła klaskać i krzyczeć. Uśmiechnął się do mnie a ja kiwnąłem twierdząco głową. Wstałem ze swojego miejsca i wtedy podszedł do mnie techniczny i podał mi mikrofon.
- A co zaśpiewać? - zwróciłem się do niego. Nie spodziewałem się, że będę musiał dzisiaj śpiewać. 
I would - podał tytuł jednej z moich piosenek i dał znać zapewne technicznemu  aby puścił podkład. Po chwili usłyszałem jak z głośników lecą pierwsze nuty piosenki.
***
Wsiadłem już do swojego prywatnego samolotu, który załatwił James. Osobiście wolałbym lecieć normalnym, ale on się uparł i powiedział, że tak będzie bezpieczniej. No oczywiście.
Jak zwykle , musi postawić na swoim. Czasami czuję się jak jego marionetka, którą może dyrygować i zarabiać na niej kasę. Założyłem na uszy swoje białe słuchawki po czym włączyłem play listę. Czeka mnie teraz kilka godzin lotu. Spojrzałem przez okno a moim oczom ukazał się mój ulubiony widok z samolotu a mianowicie ten moment kiedy wznosimy się w górę i znikamy w chmurach. Uśmiechnąłem się przypominając sobie pewne wydarzenie.

- Szary - odezwała się uśmiechnięta i pokazała mi kolor koszuli. Zmarszczyłem brwi i pokiwałem przecząco głową. Spojrzała na mnie znudzonym wzrokiem i zaśmiała się pod nosem - Chodzenia z tobą na zakupy to męczarnia - szepnęła sama do siebie, ale niestety stałem blisko niej i słyszałem co powiedziała. Objąłem ją w pasie od tyłu i przybliżyłem swoje usta do jej ucha. 
- Już wiesz jak się czuję chodząc z tobą po sklepach - wyszeptałem a na koniec ugryzłem ją delikatnie w ucho. Zaśmiała się na moje słowa, za co dostała całusa w policzek.
Odsunąłem się od niej i zacząłem sam szukać jakieś odpowiedniej koszuli. 

- A ta? - zapytała pokazując mi w kolorze czarnym. Zmarszczyłem brwi i już chciałem pokiwać przecząco głową, ale ona wystawiła w moją stronę palec wskazujący więc zamilkłem - Nawet się nie waż - powiedziała ostrzegawczo a ja posłałem jej uśmiech i pokiwałem przecząco głową. Zrobiła tą swoją słynną minę wściekłej wiewiórki, jak to nazwał Federico i odłożyła koszulę z powrotem na wieszak. Podszedłem do niej uśmiechając się i szybkim ruchem pocałowałem ją w policzek po czym odszedłem na bezpieczną odległość. Muszę teraz odczekać jakieś pięć minut aż wściekła wiewiórka opanuje swoją złość.  Zacząłem przeglądać wieszaki z koszulami i po chwili natknąłem się na idealną koszulę. Błękitna z białym kołnierzykiem. Spojrzałem w stronę mojej dziewczyny, która oglądała bluzki i mruczała coś pod nosem. 
- Viola - zawołałem ją a ona natychmiastowo spojrzała na mnie i zmroziła wzrokiem.
- Czego? - warknęła. Pokazałem jej koszulę i uśmiechnąłem się do niej. Podeszła do mnie z kamienną twarzą i przyjrzała się koszuli - Idziemy do kasy - oznajmiła już spokojniejsza i zabrała ode mnie wybraną rzecz. Pocałowałem ją szybko w policzek i delikatnie posmyrałem swoim nosem o jej policzek. Wiem, że to uwielbia i zawsze przez to łagodnieje - A jutro ty idziesz ze mną na zakupy - powiedziała z chytrym uśmieszkiem po czym udała się do kasy. Westchnąłem głośno i udałem się za nią. Jak widać nie odpuści mi tych trzech godzina, które dzisiaj spędziliśmy na wybieraniu odpowiedniej koszuli na głupie przyjęcie rocznicowe moich rodziców. 
Chciałabym cofnąć czas do tych chwili spędzonych z nią. By móc znowu zobaczyć jej śliczny uśmiech czy nawet tą minę wściekłej wiewiórki. Ona miała w sobie coś takiego, że nawet jak się na mnie obrażała czy krzyczała to i tak wyglądała uroczo. Nasz związek nie był normalny, może dlatego, że sami tacy nie byliśmy. Nigdy nie lubiliśmy okazywać sobie aż zanadto uczuć w miejscach  publicznych. Woleliśmy to robić jak siedzieliśmy u niej w domu czy u mnie. Nie chodziliśmy na spacery, bo ona wolała siedzieć u mnie w pokoju i próbować pokonać mnie w grach wideo.
Jak dla mnie była idealna i nadal taka jest. Wciąż mnie się podoba jako dziewczyna, wciąż coś do niej czuję chociaż nie widziałem jej od dwóch lat. Czasami tylko jak mam czas to zaglądam na jej profil na portalu społecznościowym. Nadal nie wiem, dlaczego wtedy ze mną zerwała i czym ją tak zraniłem. Spojrzałem na zegarek na moim lewym nadgarstku i westchnąłem głośno widząc, że jeszcze do końca lotu zostało mi prawie trzynaście godzin. Przynajmniej plusem prywatnego samolotu jest to, że można się wyspać i nie podchodzą do ciebie co chwile jacyś  ludzie i proszą o autograf nie zważając na to, że akurat śpisz. Zamknąłem oczy i próbowałem zasnąć aby ten pozostałe godziny lotu szybciej zleciały.

***
Podjechaliśmy już samochodem pod mój rodzinny dom a przed wejściem jak zwykle pojawili się reporterzy i fani. Skąd oni wiedzieli gdzie ja mieszkam? Przecież nigdy nie podawałem swojego adresu rodzinnego. Jest już po godzinie piętnastej i jestem strasznie głodny ponieważ przespałem podawanie posiłku w samolocie a jadłem jakieś piętnaście godzin temu i to tylko trzy kanapki. Dzięki pomocy mojego ochroniarza Carlosa dotarłem do drzwi wejściowych domu i jak najszybciej wszedłem do środka. Od razu na mojej twarzy pojawił się uśmiech widząc salon. Tyle lat tutaj spędziłem. Aż normalnie chciałbym cofnąć się do czasów kiedy biegałem po domy w samych majtkach uciekając przed mamą, która chciała mnie nakarmić.
- Chris, to ty? - usłyszałem głos mojej mamy. Poczułem jak w moim ciele rozchodzi się przyjemne ciepło. Dawno się z nią nie widziałem. Jakieś pięć miesięcy temu. Niestety nie mam zbytnio czasu aby spotykać się z nimi częściej. Zazwyczaj to oni do mnie przylatywali, ale na kilka dni i tylko na specjalne okazje takie jak urodziny ich czy moje, święta i jakieś moje ważne występy. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech kiedy ujrzałem ją wychodzącą z kuchni - Leon, syneczku - powiedział radośnie a ja podszedłem do niej i wtuliłem się w nią. Brakowało mi tego jej ciepła a szczególnie jej uścisku. Od urodzenia byłem syneczkiem mamusi. Zresztą między moją mamą a mną jest tylko dwadzieścia lat różnicy. Urodziła mnie kiedy miała dziewiętnaście lat więc nic dziwnego, że miałem z nią wspaniały kontakt, który niestety trochę się pogorszył przez tą odległość i moją karierę. Nabrałem powietrza aby móc poczuć jej perfumy, których używała od dziesięciu lat - Jak ja za tobą tęskniłam - szepnęła wciąż mnie do siebie przytulając. Jeszcze bardziej się w nią wtuliłem po tych słowach. Nikt nigdy nie zastąpi uścisku matki. Odsunęła mnie od siebie i zmierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu.
- Jak ty mizernie wyglądasz - powiedziała wzruszona oglądając mnie. Uśmiechnąłem się do niej blado i pokiwałem przecząco głową - Jesteś jeszcze chudszy niż wcześniej - dodała zmartwiona i pogłaskała mnie po policzku. W jej oczach pojawiły się łzy. Pocałowałem ją czule w policzek i posłałem promienny uśmiech - Nałożę ci podwójną porcję obiadu - powiedziała stanowczo a ja nie miałem zamiaru zaprzeczać. Od dawna nie jadłem nic domowego a szczególne wspaniałych obiadów mojej mamy. Udałem się z nią do jadali i zająłem miejsce przy stole a moja  rodzicielka weszła do kuchni aby nałożyć mi jedzenie. Usłyszałem jak ktoś wchodzi do domu. Od razu podniosłem się z siedzenia i z nadzieją, że to mój ojciec udałem się z powrotem do salonu.
- Gabriela, widziałaś jakie tłumy przed domem - uśmiechnąłem się pod nosem słysząc głos mojego ojca. Przyśpieszyłem krok i pojawiłem się w salonie.
- Cześć tato - odezwałem się uśmiechnięty a ona natychmiast podniósł głowę i spojrzał na mnie zaskoczony. Jednak po chwili na jego twarzy pojawił się uśmiech i podszedłem do niego a następnie przytuliłem.
- Nareszcie wróciłeś do domu - odezwał się poklepując mnie po plecach. Zaśmiałem się na jego słowa i odsunąłem się od niego a z mojej twarzy wciąż nie schodził uśmiech. Jestem w swoim rodzinnym mieście, razem z moimi rodzicami i w końcu mogę sobie odpocząć i spędzić z nimi czas.
- Chodźcie do stołu - zawołała nas moja kochana mama. Ojciec objął mnie ramieniem i razem poszliśmy do jadalni gdzie czekał na nas świetnie wyglądający i pachnący obiad. Czując zapach potrawy od razu zgłodniałem jeszcze bardziej i natychmiast zająłem wcześniejsze miejsce.
Na przeciwko mnie siedzieli moim rodzice z uśmiechami. Znowu poczułem się jak dwa lata temu.

***
Założyłem na siebie niebieską koszulkę z białym napisem Adidas i zszedłem po schodach do salonu. W końcu mogłem się w miarę wyspać i spędzę czas z rodzicami. Jestem strasznie głodny i mam nadzieję, że mama zrobiła śniadanie i to w dużej ilości. Jednak moje plany zostały zniszczone ponieważ w salonie na kanapie obok ojca siedział mój menadżer. Zawsze kiedy widuję go rano ma dla mnie jakieś wieści i zawsze burzy moje plany.
- Co tutaj robisz, James? - zapytałem schodząc z ostatniego schodka. Wstał ze swojego miejsca i rzucił w moją stronę okularami i czarną bluzą. Złapałem je zaskoczony.
- Jedziemy do studio, zbieraj się - powiedział poważnie a ja zmarszczyłem brwi i spojrzałem na mojego ojca, który stał niezadowolony.
- Ale przecież miałem mieć wolne - odezwałem się - Zresztą miałem z tata jechać nad stawy - dodałem z lekkim oburzeniem. Mój menadżer odwrócił się do mnie przodem i spojrzał poważnie.
- Jedź - powiedział mój ojciec. Od razu przeniosłem na niego swój wzrok i już chciałem zaprzeczyć, ale on odezwał się ponownie - To twoja praca, musisz jechać - dodał i zniknął za ścianą kuchni. Westchnąłem głośno i spojrzałem na Jamesa.
- A mogę chociaż zjeść śniadanie? - zapytałem ze złością w głosie i rzuciłem bluzę oraz okulary na oparcie kanapy.
- Nie ma na to czasu - powiedział po czym podszedł do mnie i podał mi rzeczy, które przed chwilą odłożyłem. Niechętnie założyłem je na siebie i ruszyłem za nim. Zaczyna mnie męczyć ta sława. Przecież jak byliśmy jeszcze w Los Angeles to powiedział mi, że ten czas będę mógł poświęcić dla rodziny i przyjaciół a teraz przychodzi do mojego domu, psuje plany, które mieliśmy z ojcem i nie daje zjeść śniadania. Założę się, że przez cały dzisiejszy dzień będę siedzieć w studio i dopracowywać piosenki na płytę. Do jedzenia dostanę tylko dwie kanapki i butelkę wody niegazowanej. Wyszedłem z domu i dzięki pomocy mojego menadżera udało mnie się przedostać przez te tłumy fanów. Czy oni nie mają co robić tylko stać pod moim domem i wyczekiwać mnie. Zająłem miejsce na tylnym siedzeniu samochodu i od razu swój wzrok skierowałem w stronę okna. Nie będę ukrywał, że jestem zły na niego. W końcu miałem spędzić cały dzień z tatą, którego nie widziałam przez prawie pół roku a on mi tutaj wyskakuje z nagraniami.
- Jutro wolisz mieć sesję o dwunastej czy piętnastej? - zapytał. Przygryzłem wewnętrzną stronę policzka ze złości. Na jutro też już mi zaplanował jakieś zajęcie.
Świetnie, po prostu marzyłem o takich wakacjach z rodziną.

- Jak chcesz - powiedział na odczepnego i skupiłem się na widoku za oknem. Mógłbym się postawić i nie pójść dzisiaj do studio a jutro na sesję, ale wiem, że będę miał przez to kłopoty, bo obowiązuje mnie umowa. Podpisując ją dwa lata temu stałem się przedmiotem do zarabiania pieniędzy.
- Nie zachowuj się jak dziecko - powiedział oburzony a ja totalnie ignorowałem jego słowa. Nie zachowuj się jak dziecko przedrzeźniałem go w głowie. Sam zachowuje się jak dziecko.
Włożyłem ręce do kieszeni i przymknąłem oczy.

***
- Zróbmy przerwę - westchnął dźwiękowiec kiedy po raz trzeci nie zaśpiewałem tak jak on chciał. Uśmiechnąłem się sam do siebie i zdjąłem z uszu duże słuchawki. Wyszedłem z budki nagraniowej ze spuszczoną głową. Specjalnie zepsułem to nagranie aby zrobili przerwę.
- Pójdę po wodę - odezwał się Bill a ja spojrzałem na niego smętnie -  Przyniosę ci też - dodał patrząc na mnie ze złością. Wyszedł z pomieszczenia zostawiając mnie samego. Uśmiechnąłem się sam do siebie i podszedłem do drzwi, przez które przed chwilą wyszedł Bill. Rozejrzałem się po korytarzu aby upewnić się, że nikogo nie ma w pobliżu. Teren czysty. Teraz jest jedyna okazja, żeby się stąd wyrwać. Kolejnych dwóch godzin w tym studio nie zniosę. Całe szczęście, że James pojechał coś załatwić i zostawił mnie tutaj tylko z Billem i moim ochroniarzem, który stoi przed wejściem do studio więc spokojnie mogę się wymknąć. Głównym wyjściem nie wyjdę, ale musi tutaj być jakieś tylne albo chociaż jakieś inne. Skręciłam w jakiś korytarz i westchnąłem głośno widząc kolejne pomieszczenia do nagrywania. Nie mogli to jakoś oznakować. Prędzej się tutaj zgubię niż znajdę to wyjście. Uśmiechnąłem się sam do siebie widząc na ścianie tabliczkę z wyjściem ewakuacyjnym. Udałem się w tamtą stronę jak najszybciej aby nikt mnie nie zauważył. Złapałem za klamkę i szarpnąłem. Odetchnąłem z ulgą kiedy się otworzyły. Wyjrzałem na zewnątrz a moim oczom ukazały się tyły studio. Założyłem kaptur i ze spuszczoną głową wyszedłem z budynku. Teraz trzeba się tylko modlić żeby nikt mnie nie zauważył a tym bardziej rozpoznał. Wyszedłem niepewnie na ulicę i tak aby nikt się nie zorientował ruszyłem przed siebie. Niestety wpadłem na kogoś i spadł mi kaptur. Przeprosiłem tą starszą panią, ale moje fanki, które stały przy wejściu głównym zauważyły mnie. Ponownie założyłem kaptur i pobiegłem przed siebie. Miejmy nadzieję, że przez te dwa lata nie zapomniałem ulic i nie zgubię się. Z filmów, które oglądałem wiem, że lepiej się nie odwracać, bo to zawsze cię spowalnia. Skręciłem szybko w jakaś uliczkę a następnie schowałem się za jakimś wielkim krzakiem. Między jedną a drugą gałęzią była szpara więc mogłem widzieć czy biegną w moją stronę czy raczej pobiegły prosto. Odetchnąłem z ulgą widząc, że nie ma ich w pobliżu. Nie było by przyjemnie jakby mnie dorwały. One są nieobliczalne nigdy nie wiesz na co mogą wpaść.
- Chowasz się przed kimś? - usłyszałem za sobą czyjś głos. Od razu podniosłem się do pozycji stojącej i zakryłem tej osobie dłonią usta po czym rozejrzałem się dookoła.
Jednak ta osoba zrzuciła moją rękę - To tylko ja - zaśmiał się a ja spojrzałem na tą osobę.
Na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech widząc Federico. Odsunąłem się od niego - Czyli mnie pamiętasz - dodał ze śmiechem. Już chciałem odpowiedzieć, ale wyraz twarzy Federico mnie nie pozwolił. Odwróciłem się zdziwiony a moim oczom ukazały się fanki. A niech to. Poczułem jak ciągnie mnie za rękę. Znowu muszę przed nimi uciekać. To staje się męczące. Ostatnio nawet jak byłem w toalecie na lotnisku to mnie zaatakowały. Skorzystać spokojnie nie mogłem, bo stały przed drzwiami i piszczały. Wbiegliśmy na czyjąś posiadłość a następnie do środka.
Zamknął zdyszany drzwi na klucz i spojrzał na mnie ze śmiechem.

- Zawsze tak przed nimi uciekasz? - zapytał po czym się zaśmiał. Kiwnąłem twierdząco głową i ściągnąłem z głowy kaptur. Dziwnie się czuję w jego towarzystwie. Jest moim najlepszym przyjacielem a raczej był, bo przecież nie odzywaliśmy się do siebie przez te dwa lata - To jest;lepsze niż siłownia - stwierdził i udał się w stronę kanapy - Rozgość się nikogo nie ma a ja pójdę po coś do picia - powiedział i już po chwili go nie było. Zająłem miejsce na kanapie, na której kiedyś przesiadywaliśmy połowę soboty i graliśmy w głupie gry video. Zdecydowanie chciałbym wrócić do tych czasów - Mam nadzieję, że wciąż wolisz Pepsi, bo nic innego nie mam - wyłonił się z kuchni i podał mi puszkę z napojem. Uśmiechnąłem się do niego i otworzyłem napój. W sumie nie powinienem pić takich rzeczy, bo zaburzę tym moją dietę, którą wymyśli sobie James, ale  mam to gdzieś. Zajął miejsce obok mnie na kanapie i westchnął głośno.
- Mają rację zmieniłeś się - powiedział przerywając między nami ciszę. Spuściłem głowę i spojrzałem na puszkę, którą trzymałem. Nie spodziewałem się, że stwierdzi inaczej. Przecież jestem teraz sławny, bogaty i mam gdzieś wszystko. Jestem egoistą i gburem, dla którego liczy się kasa. Rozpieszczony gówniarz. Właśnie takie zdanie mają o mnie inni, a wcale tak nie jest. Oddałbym wszystko co teraz mam tylko po to żeby odzyskać stare życie, przyjaciół i co najważniejsze Violettę - Mniej gadasz niż kiedyś - zaśmiał się widząc moją minę. Podniosłem na niego wzrok i zmarszczyłem brwi - Kiedyś buzia ci się nie zamykała a teraz siedzisz cicho i boisz się odezwać - dodał a ja zaśmiałem się na jego słowa. Wstał gwałtownie z kanapy i spojrzał na swój zegarek - Zaraz przyjdą do mnie chłopaki i wychodzimy na pizzę i..
- Jasne już idę, tylko mogę wyjść tylnym wyjściem? - przerwałem mu wstając z kanapy. Odstawiłem puszkę na stolik i spojrzałem na niego pytająco. Zaśmiał się na moje słowa. Czyli nie mogę. Podrapałem się nerwowo po karku i odwróciłem się do niego tyłem - Okej, to cześć - pożegnałem się z nim i ruszyłem w stronę drzwi. Nie dziwię mu się, że mnie tutaj nie chce, zresztą chłopcy też nie byliby zadowoleni widząc mnie. Pomógł mi i na prawdę jestem mu za to wdzięczny.
- Miałem na myśli to czy nie poszedłbyś z nami - zatrzymał mnie ze śmiechem. Odwróciłem się z powrotem i spojrzałem na nie zaskoczony - W końcu nie widzieliśmy się dwa lata - przypomniał mi. Uśmiechnąłem się do niego i kiwnąłem głową, że się zgadzam. Jednak moja cała radość odeszła kiedy sobie przypomniałem, że nie mogę z nimi wyjść.
- Nie jednak nie mogę - westchnąłem i przeczesałem włosy dłonią - Nie mogę wyjść, bo one tam są - dodałem widząc jego zdziwioną minę. Zaśmiał się na moje słowa i uśmiechnął się do mnie cwanie. W tym momencie ktoś złapał za klamkę. Wzdrygnąłem się, na co Federico jeszcze głośniej się zaśmiał. Podszedł do drzwi po czym je otworzył a do środka weszli chłopaki.
- Czemu zamknąłeś dziwi? - zapytał zdziwiony Maxi.
- Mieliśmy mały atak - zaśmiał się i spojrzał na mnie. Chłopaki uczynili to samo a na ich twarzach pojawił się uśmiech.
- Leon! - krzyknęli zadowoleni, podeszli do mnie i uścisnęli tak po męsku. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Przez ten cały czas myślałem, że oni mnie nienawidzą a okazuje się, że być może tęsknili za mną.
- Dobra, teraz trzeba wymyślić coś żeby mógł normalnie z nami iść na pizzę, bo szczerze mówiąc te jego fanki są walnięte - odezwał się Federico i poklepał mnie po ramieniu. Chłopaki spojrzeli na mnie z uśmiech.
***
Nie wierzę. Właśnie siedzę sobie przy stoliku w restauracji pełnej ludzi. Nikt do mnie nie podchodzi i nie prosi o autograf, o zdjęcie czy coś innego. Mogę normalnie posiedzieć, porozmawiać i zjeść w spokoju. Już zapomniałem jakie to uczucie. Na prawdę oddałbym wszystko żeby znowu móc być tym normalnym Leonem. Ale niestety to nie możliwe i teraz żeby normalnie zjeść pizzę muszę siedzieć w blond peruce z grzywką, jakąś czapką i okularami żeby nikt mnie nie zaczepiał i żeby nie rzucały się na mnie moje jak to powiedział Federico walnięte fanki.
- Musze przyznać, że nawet pasuje ci ten blond - zaśmiał się Diego patrząc na mnie z rozbawieniem. Zaśmiałem się na jego słowa i zerknęłam do menu. Już chciałem się odezwać, ale podeszła do nas jakaś dziewczyna. Spojrzałem na nią kątem oka. To tylko kelnerka. Czułem na sobie jej wzrok. Oby patrzyła na mnie dlatego, że je się spodobałem a nie dlatego, że mnie rozpoznała. 
- Kojarzę cię skądś - zaczęła i przymrużyła oczy patrząc na mnie badawczym wzrokiem. Odwróciłem się od niej i powróciłem do patrzenia w menu - O matko, ty jesteś Le.. - nie dokończyła, bo zakryłem jej usta rękę. Czułem przez rękę, że się uśmiecha. Rozpoznała mnie.
- Bądź cicho - szepnąłem i rozejrzałem się dookoła sprawdzając czy nikt na nas nie patrzy. Powróciłem na nią wzrokiem a jej oczy błyszczały. Czyli jest moją fanką. Kiwnęła głową a ja powoli zabrałem jej dłoń z ust i odetchnąłem z ulgą.
- Wszędzie poznam te oczy - szepnęła wpatrując się we mnie jak w obrazek. Uśmiechnąłem się do niej niepewnie a ona wyciągnęła ze swojej kieszonki przy fartuchu notes i podała mi go - Dasz mi autograf - powiedział radośnie a ja nie odezwałem się tylko wziąłem od niej notes i długopis po czym podpisałem jej się i posłałem wymuszony uśmiech. Uśmiechnęła się szeroki i przytuliła do mnie a następnie odeszła.
- I ty od tego uciekasz? - zadziwił się Diego a ja spojrzałem na niego jak na idiotę. Z powrotem zająłem swoje miejsce.
- Nie każda jest normalna - powiedziałem i napiłem się swojej pepsi, którą zamówiliśmy wcześniej. Świetnie, nie zabrała od nas zamówienia. Czyli znowu będziemy musieli czekać aż ktoś podejdzie.
- Tak czytałem kiedyś, że jedna wtargnęła do twojej garderoby i nie chciała cię wypuścić dopóki się z nią nie ożenisz - powiedział Maxi i się zaśmiał.
- Dokładnie. A  wyobraź sobie moje zdziwienie kiedy obudziłem się w hotelu a przed moim łóżkiem klęczała jakaś fanka - podałem inny przykład. Zaśmiali się na moje słowa a mnie ani trochę nie było do śmiechu. Już chciałem coś dodać, ale usłyszałem swoją piosenkę, która leciała z głośników w restauracji. Nienawidzę słuchać siebie w radiu. Westchnąłem głośno i przewróciłem oczami a chłopcy chcą mi chyba zrobić na złość zaczęli tańczyć w rytm piosenki i podśpiewywać słowa. Wyglądali jak jacyś wariaci. Zacząłem się z nich śmiać kiedy zaczęli mnie udawać.
- A wam gorzej? - usłyszałem czyjś głos i automatycznie mój wzrok powędrował na tą osobę. Znieruchomiałem widząc jej twarz. Nie sądziłem, że aż tak wyładniała. Przeglądałem parę razy jej profil na portalu społecznościowym, ale na żywo jest o wiele ładniejsza. Moje serce na jej widok zaczęło mocniej bić. Na jej twarzy wymalowany był uśmiech, który powalał jeszcze bardziej niż dwa lata temu. Przeniosła wzrok na mnie a ja poczułem dziwną gulę w gardle a po moim ciele rozeszła się przyjemna fala ciepła - My się chyba nie znamy - stwierdziła miłym tonem i posłała mi uśmiech. Nie będziesz się tak uśmiechać kiedy dowiesz się kim jestem. Odchrząknąłem głośno i już chciałem się jej przedstawić, ale wyprzedził mnie Federico.
- To jest Austin North - odezwał się a ja spojrzałem na niego jak na jakiegoś idiotę. Co on wymyśla? Posłał mi porozumiewawcze spojrzenie.
- Violetta, miło mi - uśmiechnęła się do mnie a ja niepewnie uczyniłem to samo - Nie będę wam przeszkadzać, zresztą i tak jestem umówiona z Fran - dodała po czym ostatni raz na mnie spojrzała i opuściła restaurację. Odprowadziłem ją wzrokiem a kiedy zamknęły się za nią drzwi spojrzałem morderczym wzrokiem na Federico.
- Co ty wyprawiasz? - zapytałem zdenerwowany a on westchnął głośno.
- Wiesz jakby się wkurzyła gdyby dowiedziała się, że tu jesteś z nami - powiedział poważnie a ja przymknąłem oczy i ściągnąłem swoje okulary.
- A wiesz jak się wkurzy kiedy dowie się, że ją oszukaliśmy a raczej ty - odpowiedziałem przekonany swoich racji. Lepiej żeby mnie nienawidziła tylko mnie.
- Ona cię nienawidzi - wtrącił się Diego.
- Domyślam się, tylko wciąż nie wiem dlaczego  - szepnąłem tak jakby do siebie a oni we trojkę spojrzeli na mnie jak na idiotę. Wzruszyłem ramionami i posłałem im pytające spojrzenie.
- Ty na prawdę nie wiesz? - zapytał zdziwiony Maxi. Kiwnąłem twierdząco głową i skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej.
- Nie udawaj, dobrze wiemy, że przespałeś się z Kim - warknął w moją stronę Diego. Otworzyłem usta ze zdziwienie. Skąd on to niby wziął? Przecież ja jej nigdy nie dotknąłem, nawet z nią nie rozmawiałem sam na sam. Nie mógłbym zdradzić Violetty z tą jędzą. Nienawidziłem jej więc nie mógłbym się z nią przespać.
- Nie spałem z nią - zaprzeczyłem oburzony, że mnie o to oskarżyli. Nie ma nawet takiej opcji. Nawet po pijaku bym jej nie tknął. Zresztą nigdy nie piłem dużo i każdą imprezę pamiętałem dokładnie. Minuta po minucie.
- Na filmiku widać co innego - wtrącił się Maxi. Zmarszczyłem brwi. Już chciałem zapytać o ten filmik, ale wyprzedził mnie Federico tłumacząc o co chodzi.
- Dostała na e-maila filmik, na którym pieprzysz się z Kim - jego wypowiedź jeszcze bardziej mnie zszokowała - Co prawda nie widać twarz, bo filmik nagrany jest z ukrycia, ale ten chłopak na nagraniu ma taką samą bliznę jak ty na plecach - dodał bawiąc się serwetką. Westchnąłem głośno i oparłem się łokciami o stolik. Nic dziwnego, że uwierzyła.
***
- Nie jednak to jest zły pomysł - powiedziałem i zatrzymałem się przed wejściem do domu Diego. Wiem, że trochę za późno, ale nie dam rady tam wejść i udawać kogoś innego. Na imprezie będą wszyscy znajomi, którzy mają mnie za potwora, który zdradził Violettę. Od zawsze była lubiana przez wszystkich więc połowa naszych znajomych jak i szkoły mają pewnie ochotę mnie zamordować.
- Wchodzimy - postanowił Federico i otworzył drzwi do środka. Moim oczom ukazał się dość spora grupa ludzi, których znam. Niektórzy z nich zwrócili na nas uwagę a inny dalej tańczyli. Weszliśmy do środka ja niepewnie a Federico jak do siebie. Podszedł do Ludmiły, z którą jest już w związku już od prawie pięciu lat. Przynajmniej im się układa. Blondyna skierowała na mnie swoje spojrzenia i posłała uśmiech po czym wyciągnęła w moją stronę rękę.
- Ludmiła - przedstawiła się. Niepewnie uścisnąłem jej rękę.
- Austin - skłamałem i od razu w moim brzuchu poczułem jak powstaje gula wyrzutów sumienia, która z każdym moim kolejnym kłamstwem będzie się powiększać. Nigdy nie lubiłem kłamać.
Nawet wtedy kiedy robiliśmy niespodziankę komuś na urodziny.

- Cześć - usłyszałem za plecami radosny głos Violetty. Przełknąłem głośno ślinę i powoli odwróciłem się w jej stronę. Zmroziło mnie na jej widok a jej uśmiech jeszcze bardziej utrudniał mi kłamanie i udawanie kogoś innego - Fajnie, że jesteś - zwróciła się do mnie a ja tylko posłałem jej wymuszony uśmiech. Nie potrafię się do niej szczerze uśmiechnąć kiedy muszę ją okłamywać. Nigdy tego nie potrafiłem robić. Zawsze byłem z nią zupełnie szczery - Chcesz się czegoś napić? - zapytała z uśmiechem. Kiwnąłem niepewnie głową. Poszliśmy razem do kuchni gdzie za pewne jest alkohol i reszta prowiantu. Nalała  do szklanek trochę alkoholu, którego nie powinienem pić oraz soku pomarańczowego po czym podała mi jedną szklankę.
- Nie widziałam cię tutaj wcześniej - odezwała się a następnie zamoczyła swoje usta w napoju - Przeprowadziłeś się tutaj? - zapytała zaciekawiona i uśmiechnęła się do mnie.
- Przyjechałem na jakiś czas do rodziny - skłamałem, ale po części w sumie jest to prawda.
Kiwnęła głową porozumiewawczo i odstawiła szklankę na blat.
Oparła się o niego i patrzyła na mnie badawczo, ale po chwili się uśmiechnęła.

- Od dawna znasz Federico? - dopytywała zaciekawiona. Świetnie. Przygryzłem dolną wargę i napiłem się nerwowo drinka aby zyskać czas w wymyśleniu jakiegoś kłamstwa.
- W sumie to nie - powiedziałem nie do końca konkretnie. Uśmiechnęła się delikatnie i spojrzała w stronę salonu gdzie była reszta. Przygryzła dolną wargę jakby się nad czymś zastanawiała.
- Zatańczymy? - zapytała szybko i przeniosła na mnie swoje spojrzenie. Wstrzymałem na chwile oddech i odstawiłem szklankę na blat.
- Nie jestem dobry w tańcu - ponownie skłamałem. Chciałbym z nią zatańczyć, ale jako normalny Leon a nie kłamiący i przebierający się za jakiegoś Austina, Leon.  Moja gula w brzuchu powiększyła się a moje serce kuło mnie niesamowicie. To są właśnie skutki, które występują u mnie kiedy kłamię. Zaśmiała się na moje słowa.
- Nie może być aż tak źle - powiedziała i złapałam mnie za nadgarstek a następnie pociągnęła w stronę salonu. Dam radę. Posłała mi swój uśmiech i zaczęła poruszać się w rytm piosenki. Uczyniłem to samo co ona, ale z niepewnością. Nie myśl o tym, że kłamiesz tylko poddaj się muzyce i tańcz. Najważniejsze żebym nie spojrzał w jej oczy. Kiedyś uwielbiałem z nią tańczyć a teraz sprawia mnie to trudność. Na szczęście to była końcówka piosenki. Odetchnąłem z ulgą. Niespodziewanie usłyszałem pierwsze dźwięki swojej piosenki. Uśmiechnąłem się do siebie w duchu i przeniosłem wzrok na Violettę, która nie była chyba z tego zadowolona.
- Diego proszę cię, przełącz to! - krzyknęła błagając wręcz przyjaciela. Szatyn podszedł do laptopa, z którego puszczana była muzyka na głośniki i uczynił jej prośbę. Spojrzał na mnie przepraszająco a ja posłałem mu spojrzenie dając do zrozumienia, że rozumiem. Nie każdemu musi podobać się ta piosenka. A widocznie Violetcie nie przypadła do gustu piosenka, którą pisałem z myślą o niej. Sądząc także po jej wyrazie twarzy reszty moich utworów też nie trawi.
- Nie lubisz tej piosenki? - zapytałem zaciekawiony a ona tylko przewróciła  oczami i westchnęła głośno. Czyli mogę się spodziewać odpowiedzi.
- Wręcz nienawidzę i piosenki i wykonawcy - odpowiedziała przez zaciśnięte zęby. Cios prosto w serce. Nienawidzi mnie, za coś czego nie zrobiłem. Mniejsza z tym. Nie cofnę czasu - Dupek do kwadratu, który uważa się za lepszego, bo ma kasę i może wszystko - dodała. Przełknąłem głośno ślinę wyobrażając sobie, co zrobi kiedy się dowie, że ten dupek to Austin. Czułem jak mój żołądek zaciska się a serce przebija kolejna igła wyrzutów sumienia.
- Muszę już iść - powiedziałem i podrapałem się po policzku. Jednak zabrałem szybko rękę, bo Leon tak zawsze robił a teraz jestem Austinem. Zresztą ona pewnie nie pamięta jakie gesty wykonywałem. Już chciała coś powiedzieć, ale przerwałem jej odzywając się pierwszy - Jutro muszę wcześnie wstać - wytłumaczyłem tym razem nie kłamiąc. Mój kochany menadżer załatwił mi pierwsze próby do trasy koncertowej.  Kiwnęła głową, że rozumie.
- Do zobaczenia - powiedziała i posłała mi swój uśmiech. Odwzajemniłem go chociaż mój był bardziej wymuszony niż prawdziwy po czym jak najszybciej wyszedłem z domu Diego.
Jestem totalnym dupkiem.

***
- Mógłbyś się skupić! - krzyknął na mnie mój menadżer kiedy po raz kolejny dzisiejszego dnia pomyliłem kroki w układzie. Nabrałem powietrza do ust aby się uspokoić, ale to nie pomogło, bo nadal miałem ochotę mu przyłożyć. Dziś wyjątkowo wkurza mnie jeszcze bardziej niż zazwyczaj.
- Na dzisiaj koniec - oznajmiłem tancerzom i podszedłem do krzesła gdzie stała butelka wody i mój ręcznik. 
- To ja mówię kiedy jest koniec próby - warknął w moją stronę James. Wytarłem swoje czoło ręcznikiem i spojrzałem na niego morderczym wzrokiem. 
- Jak widać nie dziś - odpowiedziałem przez zaciśnięte zęby i chwyciłem do ręki butelkę a następnie napiłem się sporego łyka i udałem w stronę szatni aby się przebrać w normalne ubrania. 
- Wracaj tutaj Leon! - krzyknął a słysząc za sobą kroki wiedziałem, że idzie za mną. Nie zwracałem na niego uwagi i wszedłem do szatni. Zamknąłem za sobą drzwi i już chciałem zacząć się rozbierać, ale do pomieszczenia wszedł niesamowicie zdenerwowany James - Wracaj na próbę - powiedział i  skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Rzuciłem tylko w jego stronę obojętne spojrzenia i ściągnąłem z siebie bluzkę. 
- Idę do domu, bo jestem umówiony - odezwałem się po chwili a następnie pozbyłem się także swoich spodni dresowych. Kątem oka widziałem jak zaciska dłonie w pięści jednak nie zwracałem na to uwagi i założyłem na siebie czarne spodnie a następnie bluzkę i bluzę. Jak tylko wrócę do domu to od razy wskakuję pod prysznic i spędzę tam co najmniej godzinę. Włożyłem do torby brudne ubrania i chwytając ją w rękę opuściłem pomieszczenie a następnie udałem się w stronę wyjścia gdzie powinien czekać Carlos a także kierowca. Koniec. Już nie będzie mną rządził. To on pracuje dla mnie nie ja dla niego. Gdyby nie ja nie miałby pracy , nie stać by go było na te dwa domy, samochody i wakacje na prywatnych wyspach. Przyjechałem tu odpocząć i tak właśnie będzie od tej chwili.
- Jutro nagrywasz reklamę Pepsi! - krzyknął za nim zdążyłem opuścić budynek. Zacisnąłem dłoń w pięść i bez słowa wyszedłem a następnie jak najszybciej wsiadłem do samochodu i rozkazałem kierowcy ruszyć. Nie obchodzi mnie jak James wróci do hotelu.
***
Nabrałem głęboko powietrza do płuc i na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Kocham ocean i plażę. Niestety nie bywam na niej tak często jak kiedyś. Nie mam czasu, a raczej James mi nie pozwalał. Dziwię się sobie, że wytrzymałem z nim aż dwa lata.
- Trzymaj - zwrócił się do mnie Federico i podał mi skrzynkę pełną piwa. Uśmiechnąłem się do siebie i ponownie spojrzałem w stronę oceanu.
- Wreszcie jesteście - usłyszałem zadowolony głos Ludmiły. Odwróciłem się w jej stronę i przez chwilę znieruchomiałem. Nie sądziłem, że ona ma takie ciało. Zamrugałem szybko i odwróciłem od niej spojrzenie. Przyjeżdżając tutaj z chłopakami kompletnie zapomniałem, że będą dziewczyny i to jeszcze w bikini. Muszę się kontrolować. Tyle razy byłem na pokazach a tam modelki chodziły w bieliźnie więc powinno mnie się udać nie gapić się na nie a zwłaszcza, że to dziewczyny moich kumpli. Przełknąłem ślinę słysząc śmiechy reszty płci kuszącej.
- Macie coś zimnego do picia? - do moich uszu dostał się głos Violetty. Nie patrz w jej stronę! Jeżeli ona też jest w stroju kąpielowym to już po mnie. Idiota. Jesteśmy na plaży! Wiadomo, że będzie w bikini przecież nie ubierze się w dres i jakąś szeroką koszulkę.
- Austin trzyma całą skrzynię piwa - odpowiedział Diego. W tej chwili najchętniej rzuciłbym tą skrzynką w niego. Zresztą co ja wyprawiam. Ona nie jest nago a ja mam silną wolę więc dam radę. Kątem oka widziałem, że podchodzi do mnie. Samokontrola. Powoli przeniosłem na nią swoje spojrzenie a ona stała już przede mną z promiennym uśmiechem. Skup się na jej twarzy, nie na ciele. Wzięła do ręki jedną butelkę piwa i puściła do mnie oczko. Momentalnie zrobiło mnie się ciepło. Teraz to mnie przyda się coś zimnego do picia. Ja nie wytrzymam całego dnia na plaży z nią. Chłopaki wzięli resztę rzeczy z samochodu i wszyscy razem ruszyli aby znaleźć jakieś miejsce. Oczywiście dziewczyny szły przed nami a my mogliśmy swobodnie patrzeć na ich tyłki. Jednak ja próbowałem nie patrzeć, bo jeśli spojrzę to się napalę a tego nie chce. Mój wzrok skierowałem na skrzynkę z butelkami. Spojrzałem jednak kątem oka na nią i wtedy dostrzegłem, że ona obróciła się i patrzyła na mnie. Ona to robi specjalnie. Prowokuje. Teraz kiedy wiem, co chce osiągnąć będę mógł się jej w miarę oprzeć. Usiedliśmy na jakimś małym wzniesieniu. Odstawiłem skrzynkę na piasek a Diego zajął się wkładaniem piwa do przenośnej lodówki aby nadal było chłodne. Dziewczyny rozłożyły się niedaleko nas i zaczęły się opalać, natomiast chłopacy otworzyli piwo i ściągnęli koszulki. Tylko ja zostałem w bluzce, na szczęście białej.
- Rozbieraj się L .. Austin - zmroziłem Federico wzrokiem a on napił się piwa i zerknął na opalające się dziewczyny a na jego twarzy pojawił się cwaniacki uśmiech. 
- Jeśli zdejmę koszulkę zobaczą bliznę - powiedziałem najciszej jak się dało. Kiwnął głową przypominając sobie o tym. Można powiedzieć, że to przez niego ją mam, bo to on wpadł na pomysł, żeby pójść do starego domu na odludziu. Niestety był ogrodzony kolczastym płotem i ja przechodząc przez dziurę w nim rozwaliłem sobie plecy tak, że musieli mi ją zszyć. To  był ostatni raz kiedy tam byłem. Blizna, co prawda nie jest duża, ale za to widoczna, bo drut na prawdę głęboko się wbił.
Z tego co usłyszałem to któryś z chłopców włączył radio. Akurat leciała końcówka piosenki John Mamann - Love Life. Osobiście uwielbiam tą piosenkę. Kojarzy mnie się z wakacjami. Może przez teledysk, albo to gwizdanie na początku i ten chórek. Napiłem się łyk piwa i spojrzałem w stronę oceanu. Westchnąłem głośno i wtedy na moje nieszczęście w radiu zaczęłam lecieć moja piosenka. No błagam. Przewróciłem teatralnie oczami i napiłem się kolejnego łyka. Zresztą Violetta zaraz każe im przełączyć więc jest dobrze.

- Daj głośniej! - krzyknęła Ludmiła, co mnie zdziwiło. Przeniosłem na nią swoje spojrzenie a Violetta w tym czasie mordowała ją wzrokiem - Uwielbiam tą piosenkę, nawet jeśli śpiewa ją ten idiota - powiedziała do swojej przyjaciółki a ja zacisnąłem szczękę. Dobrze wiedzieć, co o mnie myślisz Ludmiła. Chociaż nie spodziewałem się innej opinii po tym co niby zrobiłem Violettcie. Odchrząknąłem cicho i wbiłem butelkę w piasek tak aby się nie przewróciła.
- Chodźcie się kąpać - zaproponował Diego i wstał ze swojego miejsca. Nie odpowiedziałem na jego propozycję tylko wlepiłem swój wzrok w piasek i zacząłem się nim bawić. Z tego co usłyszałem dziewczyny się zgodziły na jego propozycję. Zostałem sam, jaka ulga. Przynajmniej teraz wyrzuty sumienia związane z kłamaniem mogą mnie w spokoju zaatakować. Może nie potrzebnie tutaj wracałem. Im jest lepiej beze mnie a zwłaszcza Violi. Powinienem to sobie zapamiętać, że my nie będziemy już razem. Ja dla niej nie istnieję. Jestem pewny, że gdyby mnie spotkała i miała coś ciężkiego pod ręką to bez skrupułów zabiłaby mnie a ja wcale bym się nie bronił. Poczułem jak ktoś siada obok mnie. Przestraszony spojrzałem w tamtą stronę a moim oczom ukazała się uśmiechnięta Violetta. Niestety moje spojrzenie spotkało się z jej oczami, co było przegraną pozycją dla mnie.
- Nie idziesz do wody? - zapytała nie spuszczając ze mnie wzroku. Przełknąłem głośno ślinę i w głowie próbowałem wymyślić jakieś dobre kłamstwo. Nie mam ochoty - nie to przereklamowane. Uczulenie na wodę - to w ogóle jest możliwe.
- Dostaje uczulenia od słonej wody - wypaliłem. A mówiłem, że nie potrafię kłamać i to jeszcze jej. Zaśmiała się na moje słowa a ja miałem ochotę sobie przyłożyć, ze te beznadziejne słowa. Dobrze, że nie powiedziałem, że nie lubię zapachu słonej wody.
- Możesz się czuć wyjątkowy, bo tylko trzy procent ludzi na świecie ma uczulenie na słoną wodę - powiedziała i zamrugała kilka razu. Ona sobie żartuje! Takie coś istnieje. Uśmiechnąłem się do niej blado i odwróciłem wzrok - Nie jest ci gorąco? - zapytała. Skąd ona to wie? Palę się od środka, bo jej ciepłe a wręcz gorące ramię dotyka mojego. Spojrzałem na nią zdziwiony a ona wskazał gestem głowy na moją koszulkę. Debil. I co teraz? Jakie kłamstwo? Może palnę o uczuleniu na słońce?
- Wstydzę się - ja to na prawdę jestem głupi. Ciekawe czego się wstydzę? Pewnie o to zapyta więc przyszykuje sobie jakieś kolejne bezsensowne kłamstwo, w które nie uwierzy. Ponownie zaśmiała się na moje słowa. Spuściłem głowę i podrapałem się po karku. Szturchnęła mnie ręką w ramię i zaśmiała się jeszcze głośniej.
- Polubiłam cię - powiedziała przez śmiech. Spojrzałem na nią kątem oka a na jej twarzy wymalowany był uśmiech - Masz jutro czas? - zapytała patrząc w moje oczy. Przełknąłem głośno ślinę. Czy mam jutro wolny czas? Zależy o jaką godzinę ci chodzi, bo rano mam nagrania do programu telewizyjnego. Ach, ten mój nie zastąpiony, uparty menadżer.
- Może będę miał czas po południu - odpowiedziałem niepewnie, na co ona się szerzej uśmiechnęła.
***
- Nie wiem dlaczego wzięłam dużą porcję tych lodów - zaśmiała się Violetta patrząc na lody w wafelku, które trzymała w ręce. Spojrzałem na nią rozbawiony i zacząłem konsumować swoje. Karmelowe. Uwielbiam je! Dla mnie mógłby istnieć tylko ten smak. Usłyszałem śmiech dziewczyny idącej obok mnie przez alejkę w parku. Spojrzałem na nią zdziwiony a ona patrzyła na mnie z niesamowitym rozbawieniem. Wzruszyłem ramionami nie rozumiejąc jej zachowania. Mam nadzieję, że nigdzie się nie ubrudziłem - Wyglądasz uroczo z tymi lodami - powiedziała ze śmiechem. Przełknąłem ślinę i uśmiechnąłem się do niej blado. Nie mogę z nią flirtować. Nie wiem nawet dlaczego zgodziłem się na to spotkanie. Jestem z nią już od ponad trzech godzin. Coraz bardziej się do siebie zbliżamy a tak nie może być. Jasne chce być z nią blisko, ale jako Leon a nie w blond peruce, okularami i czapce Leon - Chcesz spróbować? - zapytała i oblizała swój smakołyk. Uśmiechnąłem się do niej delikatnie i chciałem chwycić jej loda, ale ona pokiwała przecząco głową i przysunęła go w moją stronę. Zbliżyłem twarz do smakołyku i już chciałem polizać, ale ona przybliżyła go jeszcze bardziej i ubrudziła mi nim usta i nie tylko. Przymknąłem oczy ze śmiechem.
- Mogłem się tego spodziewać - powiedziałem i patrząc na nią z rozbawieniem. Co prawda zrobiła mi dzisiaj tak samo z bitą śmietaną na gofrze.
- Nie mogłam się powstrzymać, wybacz - mówiła przez śmiech. Tak wiem, że nie mogłaś. Zawsze tak mi robiłaś jak byliśmy na lodach a ja zawsze się na to nabierałem. Chwila. Podniosłem na nią spojrzenie a ona akurat w tym momencie uśmiechnięta wyciągała coś z torebki. Od razu z mojej twarzy zniknęło rozbawienie kiedy ujrzałem białe opakowanie z chusteczkami. Patrząc na mnie podeszła i wciągnęła jedną. Nie podała mi jej tylko przyłożyła ja do moich ust i wytarła. Nie rób tego! Podniosła na mnie spojrzenia a ja wtedy mogłem zobaczyć w jej oczach błysk. Nie! Tylko nie to! Violetta. proszę cię nawet nie próbuj. Zatrzymała ruch ręką po czym zabrała ją i wciąż się wpatrując w moje oczy przybliżyła się. Nie możesz mnie pocałować. Podobam jej się. Znaczy Austin jej się podoba. Zerknąłem na jej usta, które niesamowicie mnie kusiły. Chce cię pocałować i nawet nie masz pojęcia jak bardzo, ale nie jako Austin. Poczułem na swoich ustach jej oddech. Na szczęście jej zamiar przerwał jakiś pisk. Odsunęła się ode mnie speszona i spojrzała w stronę hałasu. Szybko odetchnąłem z ulgą i także spojrzałem w tamtą stronę.
- Niech on już stąd wyjedzie - powiedziała przez zęby widząc, że dziewczyny, które wywołały ten hałas i przerwały to co chciała zrobić mają koszulki z moim zdjęciem i imieniem. Zabolały mnie jej słowa, ale ona ma rację. Najlepiej będzie jak wyjadę. Chyba skrócę te swoje wakacje i polecę z powrotem do Los Angeles. Przynajmniej będę miał pewność, że nie poczuje nic do Austina i nie będę musiał je ranić. Przeniosłem na nią swoje spojrzenie i w tym momencie przypomniałem sobie, że miałem się spotkać z Jamsem w sprawie trasy koncertowej.
- Muszę się już zbierać - powiedziałem szybko i zerknąłem na swój zegarek. Świetnie. Spóźnię się. Przygryzła dolną wargę i spuściła głowę patrząc na swoją dłoń, w której trzymała loda - Do zobaczenia - dodałem i pod wpływem jej smutnego wyrazu twarzy pocałowałem ją w policzek a następnie jak najszybciej odszedłem. Będąc od niej kilka kroków odwróciłem się dyskretnie i wtedy mogłem zobaczyć, że trzymała rękę w miejscu gdzie ją pocałowałem, na twarzy miała uśmiech a wzrok nadal skupiony na ziemi. To zły znak. Chyba będę musiał zaprzestać się spotykać z nią.
***
Spojrzałem gniewnie na mojego przyjaciela, który kompletnie nie rozumiał o co mi chodzi. Gdybym miałam pod ręką cokolwiek rzuciłbym tym w niego, ale niestety nic nie mam. Mógłbym użyć tej wazy, która stoi na komodzie, ale zapewne mama Federico zabiłaby mnie za to.
- Spodobałeś jej się, w czym problem - odpowiedział znudzony i przełączył na inny kanał.
Poczułem jak moje powieka zaczyna drżeć.

- W tym, że podobam jej się jako Austin, który nie istnieje i kiedy tylko skończy mnie się urlop on także zniknie - powiedziałem próbując być spokojnym, co mnie nie wyszło, bo z każdym kolejnym słowem zaciskałem zęby.
- Zresztą skąd masz pewność, że jej się podobasz - odezwał się nie patrząc na mnie tylko w ekran - Znaczy Austin - poprawił się i zerknął na mnie kątem oka. Stanąłem obok kanapy i skrzyżowałem ręce na klatce  piersiowej.
- Bo jak ostatnio się z nią spotkałem to chciała mnie pocałować - wytłumaczyłem patrząc na niego morderczym wzrokiem. Przeniósł na mnie swój wzrok i uśmiechnął się po czym poruszył zabawnie brwiami. Już chciałem coś odpowiedzieć, ale ktoś zadzwonił dzwonkiem do drzwi. Świetnie. Mam nadzieję, że to tylko jakiś kurier czy coś. Nie jestem w tej chwili Austinem a nie chce zostać zabity z rąk Ludmiły, która na pewno to zrobi kiedy mnie tylko zobaczy. Spojrzałem na mojego przyjaciela a on tylko przekręcił oczami i wstał z kanapy. Odrzuciłem głowę do tyłu i westchnąłem głośno. Muszę się uspokoić. Zdecydowanie moja krew za szybko krąży w żyłach.
- Przeszyłam tylko, bo chciałam cię pro.. - osoba, która weszła do środka przerwała i to zapewne dlatego, że mnie zobaczyła. Poznałem ją po głosie. Przełknąłem głośno ślinę i odwróciłem się do niej przodem. Niby widziałem ją kilka dni temu, ale widok jej jako Leon jest znacznie inny. Uczucie jest inne. Na jej twarzy można było dostrzec gniew i nienawiść natomiast w oczach panował tylko i wyłącznie smutek.
- Cześć - odezwałem się jako pierwszy niepewnie. Zacisnęła dłonie w pięść i w jej oczach zbierały się łzy. Pokręciła przecząco głową i kiedy chciałem coś jeszcze powiedzieć ona po prostu ruszyła w do wyjścia z domu Federico - Zaczekaj! - krzyknąłem po czym ruszyłem szybkim krokiem w jej stronę.
- Po co! - odwróciła się gwałtownie ze łzami w oczach - Nie chce z tobą rozmawiać, słuchać twoich wyjaśnień a tym bardziej patrzeć na ciebie - dodała przez zaciśnięte zęby - Ty już dawno zniknąłeś z mojego życia - zakończyła i nie czekając na nic wyszła. Kiedy usłyszałem trzask drzwi zamknąłem oczy i oblizałem dolną wargę. Chciałbym za nią pobiec, ale to nic nie da. Po pierwsze ona nie da mi dojść do słowa a po drugie zaatakują mnie fani. Spuściłem głowę a moje ręce powędrowały w moje włosy. Jestem na siebie wściekły. W tej chwili nienawidzę siebie bardziej niż ona.
***
Włożyłem ręce do kieszeni moich spodni i wyszedłem z baru a swój wzrok skupiłem na chodniku. Nie mam ochoty na nic. Miałem się już nie przebierać za Austina, ale potrzebuję chwili spokoju a tylko tak będę mógł uwolnić się od wszystkiego. Muszę pomyśleć i zdecydować, co mam zrobić. W głowie mam tylko opcję z wyjazdem. Nie chce tu dłużej być. Sądziłem, ze jeśli przyjadę do rodzinnego miasta odpocznę a tak naprawdę naważyłem sobie piwa. Jestem kompletnym idiotą a moje zachowanie jest gorsze od największego dupka świata. Kiedy teraz o tym wszystkim pomyślę to prawdę mówiąc ja nigdy nie zasługiwałem na Violettę. Nie zasługuje na nic co teraz mam. Chciałabym móc wszystko naprawić aby nikt przeze mnie na zaznał cierpienia nawet jeżeli musiałbym oddać swoje życie. Problemy podczas mojego porodu jasno oznaczały, że nie powinienem pojawić się na tym świecie. Niespodziewanie poczułem jak ktoś szarpie mnie za ramię.
- Wołałam cię - oznajmiła delikatnie uśmiechnięta Violetta. W tej chwili jeszcze trudniej jest mi patrzeć na jej uśmiech ogólnie na całą nią.
- Zamyśliłem się - odpowiedziałem beznamiętnie nie patrząc na nią tylko przed siebie.
- Chciałam się z tobą spotkać, ale niestety nie miałam twojego numeru - powiedziała radośnie. Przełknąłem głośno ślinę i spojrzałem na nią wzrokiem, który nie okazywał żadnych uczuć. Natomiast w jej oczach można było dostrzec iskierki szczęście. Patrząc w jej oczy zrozumiałem jedno. Muszę wyjechać. To będzie najlepsze rozwiązanie. Natomiast po trasie koncertowej zakończę karierę i zniknę tak aby nie musiała mnie już oglądać. I wtedy ona zrobiła coś czego się nie spodziewałem. Jej ciało przyległo do mojego. Wtuliła się we mnie chowając twarz w moją bluzę. Niepewnie objąłem ją ramionami i ułożyłem swój podbródek na jej głowie. Nie mogę jej od siebie odsunąć. Nie chcę tego! Jej ciepło jest zbyt przyjemne a świadomość, że już nigdy tego nie doświadczę zmusza mnie aby jak najdłużej ją do siebie przytulał. Jej włosy pachniały tak jak zawsze i wciąż były tak samo miękkie. Chciałabym powiedzieć jej teraz te dwa słowa, które opisują moje uczucia do niej.
***
Mój zamiar oddalenia się od Violetty i skończenia z Austinem nie wyszedł ze dobrze. A właściwie to wcale ponieważ teraz jestem u niej w mieszkaniu i razem zamierzamy oglądać film. Nie mogłem się tak od niej odciąć. Wiem, że źle robię i moje wyrzuty sumienie są tak wielkie, że wypełniają całego mnie i mój pokój a świadomość, że już za niecały tydzień stąd wyjeżdżam jeszcze bardziej  mnie dopija. Podczas spotkanie z Jamsem poprosiłem go aby zabukował bilety, bo chce wracać. Nie sprzeciwiał się a nawet ucieszył. Rodzice wiedzą i są trochę na mnie źli, co w pełni rozumiem. Nie jestem idealnym synem a zwłaszcza człowiekiem. Ciągle kogoś ranię i sprawiam zawód.
- Wolisz film Obłęd czy Sekret jej oczu? - zapytała siadając obok mnie na kanapie.
Położyła sobie na kolanach miskę z popcornem a mnie podała szklankę z napojem. 

- Z racji, że ten pierwszy widziałem to wolę Sekret jej oczu - odpowiedziałem i wziąłem do buzi przekąskę, którą zrobiła. Uśmiechnęła się do mnie i chwyciła do ręki pilota a następnie zaczęła przełączać na jakiś kanał, zapewne na ten, na którym leci wybrany przeze mnie film. Niestety pech chciał, że film się jeszcze nie zaczął a akurat puścili reklamę mojego obuwia, w którym występowałem. Przeniosłem na nią swoje spojrzenia a ona siedziała bezruchu i patrzyła w ekran telewizora. Z jej twarzy nie dało się nic wyczytać. Nie wiem czy była smutna czy miała ochotę rzucić tą miską w telewizor.
- Widziałam się z nim - odezwała się nagle. Jakbym nie wiedział? Zastanawiałem się czy się odezwać czy czekać aż powie coś dalej - Najgorsze jest to, że kiedy go ujrzałam przed oczami pojawiło mnie się wspomnienie nas razem i wtedy znienawidziłam go jeszcze bardziej - mówiła dalej nie spuszczając wzroku z telewizora. Dobrze wiedzieć. Nienawidzisz mnie jeszcze bardziej. Przełknąłem głośno ślinę i walczyłem ze sobą aby nie przemówił przeze mnie Leon tylko Austin - Ale cieszę się, że widząc go nie poczułam nic. Żadnego uczucia, żadnej tęsknoty czy choćby chęci przytulenia się do niego - dodała i przeniosła spojrzenie na mnie. Uśmiechnąłem się do niej blado i uciekłem spojrzeniem na telewizor słysząc, że zaczyna się film. Nie poczułam nic. Te jej słowa odbijają się wewnątrz mojej głowy. Z każdym moim oddechem czuję ukłucie w sercu. Jestem pewny w stu procentach, że mówiła prawdę.
***
Zmęczonym krokiem podążałem za Federico oraz Diego, którzy siłą wyciągnęli mnie z domu na miasto. Dzisiaj z samego rana miałem nagrania do programu telewizyjnego a później jeszcze cztery godziny prób. Jedyne o czym teraz marzę to moje łóżka, ale oni oczywiście nie mogli odpuścić i dosłownie siłą wyciągnęli mnie z pokoju. Nie mam też ochot spotkać się z Violettą i ranić ją jeszcze bardziej. Za dwa dni wyjeżdżam i miałem nadzieję spędzić ten czas z rodzicami. W oddali zauważyłem sylwetki dziewczyn, które z uśmiechem zbliżały się w naszą stronę. Czyli pora zacząć być kimś innym. Od początku gdy tylko do nas podeszły czułem na sobie wzrok Violetty. Będąc Leonem cieszyłbym się z tego, ale w tej sytuacji nie za bardzo.
- Cześć - przywitała się z uśmiechem a następnie pocałowała mnie w policzek. Patrzyła mi prosto w oczy odsuwając się ode mnie. Moje wyrzuty sumienia niesamowicie dawały o sobie znać.
Gdybym mógł powiedziałbym jej teraz prawdę i szykował się na prawy sierpowy z jej strony.

- Gdzie idziemy? - zadała pytanie podekscytowana Francesca przytulona do boku Diego.
- Klub karaoke - odpowiedział i wskazał ręką na budynek po drugiej stronie ulicy. Po tych słowach znieruchomiałem.
Przełknąłem głośno ślinę i dyskretnie, ale skutecznie zacząłem mordować go wzrokiem.

- Świetnie - ucieszyła się Violetta i złapała mnie za rękę a po chwili pociągnęła w odpowiednią stronę. Weszliśmy do budynku i zajęliśmy wolny stolik niestety na przeciwko sceny. Wytarłem swoje spocone ręce o czarne spodnie i przybrałem na twarzy udawany uśmiech. Miejsce obok mnie zajęła oczywiście Violetta, która muszę przyznać wyglądała dzisiaj ślicznie. Po chwili do naszego stolika podeszła jakaś kelnerka i zebrała zamówienie. Oczywiście wszyscy wzięli napoje alkoholowe tylko ja postawiłem ja sok, co wzbudziło sprzeciw u towarzystwa. Osoba śpiewając zmieniła się i na piosenkę do zaśpiewania wybrała sobie niestety moją piosenkę miłosna. Zaczyna mnie to drażnić. Gdzie bym nie poszedł zawsze prędzej czy później usłyszę swoją piosenkę. Zerknąłem kątem oka na Violettę, która podparła brodę rękę i skierowała swój wzrok na scenę. Myślałem, że wścieknie się a ona z delikatnym uśmiechem słucha śpiewu tej dziewczyny. Przymknęła na chwilę oczy i zaśpiewała fragment piosenki. Jesteś uśmiechem na mojej twarzy. 
 ***
Wziąłem do ręki moją starą gitarę i wyszedłem na balkon. Dzisiaj księżyc jest w pełni i na prawdę trudno mnie jest zasnąć. Usiadłem sobie na drewnianym krześle i ślepo patrzyłem w gwiazdy. Kiedyś uwielbiałem na nie patrzeć, ale wtedy obok mnie siedziała albo leżała Violetta. Spojrzałem na gitarę leżącą na moich kolanach i po krótkim zastanowieniu postanowiłem coś zagrać.
W tej chwili do głowy przychodziła mi tylko jedna piosenka i słowa, które idealnie opisywał sytuację.  Całe szczęście znam akordy tej piosenki. 

Cóż, potrzebujesz słońca tylko wtedy gdy zapada mrok. Tęsknisz za słońcem tylko wtedy gdy zaczyna padać śnieg. Pojmujesz, że ją kochasz gdy pozwolisz jej odejść. Zauważasz, że byłeś na szczycie tylko wtedy gdy spadam na dno. Nienawidzisz drogi tylko wtedy gdy tęsknisz za domem. Pojmujesz, że ją kochasz wtedy gdy pozwolisz jej odejść. I pozwalasz jej odejść - zaśpiewałem pod nosem wpatrując się co jakiś czas w gwiazdy. Dawno jej nie śpiewałem mimo iż jest to jedna z moich ulubionych piosenek tego zespołu. Poczułem jak ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu. Nie musiałem się odwracać aby wiedzieć, że tą osobą jest moja mama. Ich pokój znajduje się praktycznie zaraz obok mojego więc zapewne usłyszała jak śpiewam i postanowiła przyjść mi potowarzyszyć.
- Dlaczego jestem aż tak beznadziejnym człowiekiem? - zapytałem zanim zdążyła się odezwać.
Za swoimi plecami usłyszałem jej ciche westchnięcie a następnie ujrzałem jej sylwetkę przed oczami. Podniosłem wzrok aby móc spojrzeć na jej twarz, która wyrażała smutek. Jest smutna przeze mnie. Ranię własną matkę, przyjaciół, fanów i Violettę.

- Jesteś wspaniałym człowiekiem - oznajmiła. Jesteś moja matką musisz tak mówić.
Prawda jest taka, że najchętniej wygarnęłaby mi wszystko a następnie wyrzuciła z domu. Widząc moją minę złapała mnie za rękę a następnie uśmiechnęła się delikatnie.

- Popełniasz błędy jak każdy. Nikt nie jest idealny - powiedziała spokojnym tonem patrząc w moje oczy - Pamiętasz jak w trzeciej klasie zmarła mama Kevina, zaprosiłeś go wtedy do nas na obiad i zapytałeś czy może do mnie mówić mamo - dodała i ścisnęła mocniej moją dłoń.
- Wtedy byłem dzieckiem - bąknąłem pod nosem - Teraz jestem dorosły i powinienem się tak zachowywać a prawda jest taka, że tylko ranię swoich najbliższych - dopowiedziałem opierając się na gitarze, która w tej chwili jako jedyna mnie nienawidziła chociaż możliwe, że jednak tak, bo przecież ją też zostawiłem i wyjechałem.
- Chodzi o Violettę - stwierdziła a raczej wywnioskowała z mojej wypowiedzi. Spojrzałem na nią kątem oka i prawie niewidocznie kiwnąłem twierdząco - Wciąż ją kochasz? - zapytała kładąc dłoń na moim kolanie. Westchnąłem głośno i przymknąłem na chwilę oczy.
- I chyba nie przestanę - szepnąłem pod nosem wpatrując się w jeden punkt.
W odpowiedzi usłyszałem tylko śmiech mojej mamy.

- Porozmawiaj z nią a na pewnie wszystko się ułoży - powiedziała z takim przekonaniem, że prawie sam w to uwierzyłem, ale niestety ona nie zna prawdy. Nie wie, że mój wyjazd wcale nie był powodem rozstania i nie ma pojęcia o Austinie, który już niedługo zniknie. Uśmiechnęła się do mnie po czym pocałowała w policzek - Dobranoc - dodała i opuściła balkon a następnie mój pokój.
***
Zdenerwowany do granic możliwości szedłem parkiem w miejsce gdzie umówiłem się z Violettą, znaczy Austin się z nią umówił a raczej poprosił o spotkanie. Jutro wieczorem wylatuje i chce się z nią tak jakby pożegnać. Co z tego, że ona będzie myśleć, że to Austin. Zauważyłem ją na ławce i od razu do niej podszedłem. W momencie kiedy chciałem się odezwać ona akurat odwróciła głowę w moją stronę. Uśmiechnęła się promiennie i natychmiastowo wstała. Pocałowała mnie na przywitanie w policzek.
- Dlaczego chciałeś się spotkać? - zapytała zaciekawiona i spojrzała prosto w moje oczy.
W tym momencie ja sam zapomniałem dlaczego się z nią spotkałem. Tak dawno nie widziałem tej radości w jej oczach - Muszę ci coś powiedzieć - zaczęła wybudzając mnie w ten sposób z moich rozmyślań. Niepewnie złapała mnie za rękę i przybliżyła się - Wiem, że nie znamy się zbyt długo, ale ja chyba coś do ciebie czu..

- Nie - przerwałem jej wypowiedź, co wywołało jej zdziwienie. Zabrałem swoją rękę z jej uścisku i westchnąłem głośno - Ty mnie nienawidzisz! - krzyknąłem, na co ona się zaśmiała i pokręciła przecząco głową.
- To nie prawda - mówiła ze śmiechem i już chciała coś dodać, ale jej przerwałem.
- A zaraz znienawidzisz mnie jeszcze bardziej - powiedziałem patrząc jej prosto w oczy. Zmarszczyła brwi, co oznaczało, że nie rozumie o czym mówię. Spuściłem głowę patrząc na swoje buty. Niepewnie sięgnąłem po okulary a następnie je zdjąłem. To samo uczyniłem z czapką i tą peruką. Podniosłem niepewnie głowę aby móc na nią spojrzeć. Kiedy ujrzałem wyraz jej twarzy i zaszklone oczy miałem ochotę spoliczkować się i to najlepiej czymś ciężkim. Już otwierałem usta aby się odezwać, ale ona odwróciła się chcąc odejść. Złapałem ją za nadgarstek i obróciłem w swoją stronę
- Pozwól mi to wyjaśnić - powiedziałem błagając. Natomiast ona wyrwała swoją rękę z mojego uścisku i spojrzała na mnie z zaszklonymi oczami - Nie zrobiłem tego, żeby cię zranić - powiedziałem szczerze patrząc jej w oczy - Przebierałem się tylko dlatego, żeby móc normalnie żyć. Żeby wyjść na miasto i nie musieć się ukrywać przed fanami czy reporterami - kontynuowałem zanim zdążyła się odezwać - Jednak kiedy przyszłaś wtedy do tej pizzerii Federico wymyślił tego Austina a ja nie zaprzeczyłem, bo nie potrafiłem. Chciałem po prostu aby było jak dawniej. Chciałem odzyskać stare życie. Odzyskać to co straciłem przez ten wyjazd. Odzyskać tą normalność. Gdybym tylko mógł oddałbym wszystko co teraz mam w zamian za jeden dzień spędzony tak jak dwa lata temu z tobą - mówiłem patrząc na jej twarz. Mam ochotę w tej chwili przywalić sobie. Jej oczy, które wyrażały jedynie żal - Nie oczekuję, że mi wybaczysz, że będziesz chciała mnie nadal znać, ale musisz wiedzieć, że moje uczucia do ciebie nie zniknęły, są tak samo silne jak dwa lata temu. Wiem, że mi nie uwierzysz, ale nie zdradziłem cię, nie potrafiłby tego zrobić - dodałem próbując wyczytać coś z jej oczu, ale nie potrafiłem. Nie dostrzegłem tam zupełnie nic. Ani smutku ani choćby małej iskierki jakiegoś uczucia do mnie jedynie nienawiść i chęć zabicia mnie - Obiecuje ci, że po trasie koncertowej już nigdy o mnie nie usłyszysz - zakończyłem wiedząc, że żadne moje słowa nie zmienią jej zdania o mnie i rozumiem to. Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. Widziałem, że z całych sił powstrzymuje się od rozpłakania. Szykowałem się na to, że mnie spoliczkuje, ale ku mojemu zaskoczeniu nie zrobiła tego, ona po prostu odeszła ocierając dłonią mokre policzki. Spuściłem głowę i przekląłem pod nosem.
***
Odrzuciłem kolejne połączenie od James'a, która od samego rana wydzwania i próbuje mnie przekonać do zmiany decyzji w sprawie zakończenia mojej kariery. Ale ja już podjąłem decyzję i nie zamierzam jej zmieniać. Wrzuciłem kolejne ubrania do mojej walizki i westchnąłem głośno a  wtedy do mojego pokoju wparował Federico ewidentnie zły. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i patrzył raz na mnie raz na walizki morderczym wzrokiem.
- Jestem na ciebie wściekły - odezwał się ze złością w głosie. Spojrzałem na niego obojętnie i wrzuciłem do torby kolejne koszulki.
- Nie jesteś jedyny - powiedziałem zgodnie z prawdą i wyciągnąłem z szafy kolejne ubrania. W odpowiedzi usłyszałem tylko jego westchnięcie.
- Ludmiła się na mnie wkurzyła, za to co odwaliliśmy - powiedział i usiadł na łóżku po czym wziął do ręki poduszkę, podłożył ją sobie pod głowę i opadł na łóżko - Będę musiał się wysilić żeby mi wybaczyła - dodał i westchnął głośno. Mój telefon po raz kolejny zadzwonił, ale kompletnie go olałem. Mam już wyjątkowo zły humor i James nie musi mi go pogarszać.
- A ty jak zamierzasz załatwić sprawę z Violettą? - zapytał i spojrzał na mnie pytająco.
- Nie zamierzam - powiedziałem poważnie. Czułem na sobie jego zdziwione spojrzenie.
- Dlaczego? - zdziwił się.  Może dlatego, że ona mnie nienawidzi i złożyłem jej obietnice, której chce dotrzymać. Zresztą ona nic do mnie nie czuje. Rzuciłem mu tylko spojrzenie i powróciłem do pakowania się - Przecież ona zakochała się w tobie po raz drugi więc..
- Nie zakochała się we mnie tylko w Austinie - przerwałam mu podnosząc głos - A wiesz dlaczego, bo nie był mną - dodałem patrząc na niego gniewnie. Uniósł ręce do góry w geście obrony i spojrzał na szafkę, na której od dawna stała ramka ze zdjęciem moim i Violetty. Wstał z łóżka i podszedł do niego po czym wziął je do ręki.
- Szkoda tej waszej miłości - powiedział wpatrując się w zdjęcia po czym je odłożył z powrotem na miejsce. Spuściłem głowę po jego słowach i odwróciłem się w stronę szafy aby wyciągnąć resztę ubrań. Nie każdy może być szczęśliwy.
*Sześć miesięcy później*
Usłyszałem dźwięk wydobywający się z mojego laptopa. Odłożyłem gitarę na stolik hotelowy i skierowałem wzrok na urządzenie. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech kiedy ukazało mnie się zdjęcie Federico, który chciał się ze mną połączyć na video czacie. Odebrałem połączenie i czekałem aż ukaże się mój przyjaciel.
- Nareszcie cię złapałem - odezwał się a jego twarz ukazała się na całym ekranie laptopa. Zaśmiałem się na jego słowa i wziąłem urządzenie aby móc lepiej go wiedzieć - Bilety i wejściówki dzisiaj w końcu doszły - powiedział zadowolony, na co się uśmiechnąłem.
- Szkoda tylko, że wysłałeś tylko dla chłopaków - obok Federico niespodziewanie pojawiła się twarzy Ludmiły. Zdziwiłem się na jej widok, ale na jej twarzy widniał uśmiech.
- Nie sądziłem, że chciałabyś przyjść - broniłem się chociaż mówiłem prawdę. Zaśmiała się na moje słowa i usiadła obok Federico, który ewidentnie posyłał jej mordercze spojrzenie.
- Jak mogłabym przegapić ostatni koncert trasy koncertowej - mówiła śmiejąc się. Posłałem jej niepewny uśmiech.
- Jeszcze dzisiaj wyślę ci bilet, tym razem kurierem - oznajmiłem, na co się szerzej uśmiechnęła. Już za niecały tydzień wrócę do Buenos Aires zagrać koncert zamykający trasę koncertową a także moją karierę. Jak na razie wie o tym tylko James i studio, z którym mam podpisany kontrakt. Niestety za zerwanie kontraktu będę musiał im zapłacić, ale nie obchodzi mnie to w końcu trochę zarobiłem przez te dwa lata. A piosenki, które zdążyłem nagrać na nową płytę oddałem im, bo mnie i tak się do niczego nie przydadzą.
- A dasz radę załatwić trzy? - zapytała z nadzieją w głosie, na co się zaśmiałem po czym kiwnąłem twierdząco głową. Jak mógłbym nie załatwić biletów na swój koncert - A gdzie teraz jesteś? - zapytała podekscytowana, na co Federico tylko przewrócił oczami. Obróciłem się i dopiero teraz spostrzegłem, że widać moje okno w kamerce.
- W Brazylii a dokładniej w Rio - odpowiedziałem odwracając się z powrotem w stronę laptopa. W tej chwili do mojego pokoju hotelowego wszedł James i gestem ręki pokazał mi, że powinniśmy się zbierać. Westchnąłem głośno i kiwnąłem do niego głową, że rozumiem -  Muszę już kończyć, praca czeka - oznajmiłem niezadowolony, na co Federico spojrzał morderczym wzrokiem w stronę swojej dziewczyny.
- Dziękuję ci bardzo - powiedział sarkastycznie - Nie zdążyłem z nim zamieć nawet zdania, bo musiałaś się wtrącić - dodał widząc jej minę. Uderzyła go z pięści w ramię i spojrzała w moją stronę.
- Do zobaczenia na koncercie - zwróciła się z uśmiechem na twarzy i kiedy mój przyjaciel chciał coś jeszcze powiedzieć ona się rozłączyła.
- Mam pewien pomysł - odezwałem się patrząc na Jamesa, na co on tylko uniósł jedną brew do góry, co oznaczało, że mam mówić dalej.
***
- Szykujesz coś specjalnego na ostatni koncert trasy? - zapytała reporterka, która przeprowadzała ze mną wywiad, na potrzeby zakończenia trasy. Uśmiechnąłem się do siebie.
- Oczywiście. To co się stanie na jutrzejszym koncercie nie będzie spodziewał się nikt - odpowiedziałem tajemniczo i spojrzałem na nią z delikatnym uśmiechem.
Niestety będzie też zła wiadomość, ale to nie istotne.

- A zdradzisz chociaż trochę naszym widzom? - zaśmiała się zalotnie do mnie mrugając. Chyba nie wspomniałem, że prezenterka ma dwadzieścia cztery lata i chętna do flirtowania? To robię to teraz.
- Powiem tylko tyle, że moim fani będą mogli usłyszeć kogoś utalentowanego - powiedziałem uśmiechając się do niej, co oczywiście pewnie odebrała jako podryw. Uniosła zaintrygowana brew do góry i założyła nogę na nogę. 
- Często odpowiadasz na pytania od fanów. Jakie pytanie zapadło ci w pamięć? - odezwała się po chwili patrząc na mnie z uśmiechem. Westchnąłem głośno i skierowałem swoje spojrzenie na dłonie.
- Kiedyś moja fanka zapytała mnie: Co jest w życiu najtrudniejsze? Odpowiedziałem, że nie wiem, że chyba nie ma takiej rzeczy. Teraz już potrafię odpowiedzieć na to pytanie - przerwałem na chwilę i podniosłem swój wzrok w stronę publiczności, która siedziała i z uwagą słuchała wywiadu - Gdy dziś mnie zapytacie co jest dla mnie najtrudniejsze, odpowiem, że najtrudniej w życiu jest patrzeć w oczy ukochanej osoby i widzieć w nich pustkę. Zupełnie nic. Obojętność, zero tęsknoty - przymknąłem na chwilę oczy i kontynuowałem - Najtrudniej jest czuć, że się ją wciąż kocha całym sobą i wiedzieć, że bez niej nie można żyć, ale ona bez ciebie jest szczęśliwa. Najtrudniej jest kochać bez wzajemności - przeniosłem wzrok na przeprowadzającą ten wywiad - Tak właśnie bym odpowiedział - wyjaśniłem widząc a widząc w jej oczach wzruszenie, zaśmiałem się cicho aby rozładować atmosferę. W tym momencie do mojej głowy powrócił obraz Violetty, kiedy widziałem ją ostatni raz. Miałem nadzieję, że przez te pół roku to moje uczucie do niej zniknie, ale tak się nie stało. Z tego co wiem ona zaczęła od nowa z jakimś chłopakiem, z którym teraz się spotyka. A skąd to wiem? Oczywiście Federico musiał sprzedać mi najnowsze plotki. Mimo tego, że ją kocham to życzę jej aby była szczęśliwa z nim, żeby zaznała tego czego nie miała ze mną.
***
Zbiegłem ze sceny razem z chłopakami, którzy byli moim gośćmi specjalnymi na ostatnim koncercie trasy koncertowej a także ostatnim koncercie Leona Verdasa. Musieliśmy zmienić trochę układ piosenek i zrezygnować z kilku na rzecz nowych z chłopakami, ale fankom i tak się podobało a chłopcy zyskali właśnie swoje fanki. Gdybym nie kończył kariery poważnie pomyślałbym o założeniu z nimi zespołu. Może po tym koncercie odezwą się do nich z wytwórni.
- Odjazd! - krzyknął uradowany Federico i potrząsnął mną. Zaśmiałem się głośno i poklepałem go po plecach. Garderobiana dała mi znać, że mam się iść przebrać do ostatnich piosenkę a raczej jednej. Przeprosiłem chłopaków i udałem się do swojej garderoby. Stanąłem przed lustrem i przyjrzałem się sobie od góry do dołu po czym ściągnąłem z siebie ubrania i wytarłem swoje spocone ciało ręcznikiem a następnie nałożyłem biały T-shirt a na to koszulę w kratkę i czarne spodnie. Rozczochrałem swoje włosy a następnie ułożyłem tak jak zawsze to robiłem. Chwyciłem do ręki gitarę stojącą obok kanapy i ponownie przejrzałem się w lustrze. Powrócił dawny Leon. Niepewnie wyszedłem z garderoby i udałem się korytarzem a następnie wszedłem schodami na scenę tak aby nie było mnie widać. Na szczęście światła były przyciemnione. Usiadłem sobie na przygotowanym krześle i czekałem aż zespół skończyć improwizację. Po chwili piski ucichły a ja nabrałem nerwowo powietrza i poprawiłem mikrofon na stojaku aby dostosować go na odpowiednią wysokość. Kiedy reflektor się zaświecił i skierował na mnie, moje wierne fanki zaczęły piszczeć.
- Chciałbym zaśpiewać wam piosenkę, którą napisałem dość dawno temu. Nikt wcześniej jej nie słyszał a zwłaszcza osoba, dla której została napisana - powiedziałem i zerknąłem na gitarę, którą zabrałem ze swojego domu - Dzisiaj dedykuje ją wam, bo to właśnie nią chce się z wami pożegnać. Ta piosenka kończy dzisiejszy koncert, trasę koncertową a także mają przygodę - dodałem próbując a po moich słowach na sali zrobiło się cicho - Piosenka nosi tytuł Superhero - oznajmiłem i zacząłem grać a reflektor, który nie pozwalał mi ujrzeć twarzy fanów zgasł. Śpiewałem skanując całą halę wzrokiem i z każdą kolejna sekundą na sali zaczęło pojawiać się coraz to więcej świateł z telefonów komórkowych. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech patrząc na ten widok. Niektóre nawet zaczęły płakać, co oczywiście zdarza się prawie na każdym koncercie. Na pewno będę tęsknił za nimi, ale chce zacząć żyć normalnie a przynajmniej spróbować. Wstałem z krzesła kończąc piosenkę i uśmiechnąłem się szeroko w stronę fanek, które zaczęły krzyczeć moje imię.
- Dziękuję! - krzyknąłem i posłałem im ręką buziaka a następnie z trudnością z powodu gitary ułożyłem z rąk serce. Zszedłem ze sceny machając im ze szczerym uśmiechem. Niestety czekali na mnie moi przyjaciele z nieciekawymi minami. Pokiwałem przecząco głową i udałem się w stronę swojej garderoby.
***
Usiadłem na kanapie w salonie mojego domu i włączyłem telewizor na kanał sportowy. Od dwóch miesięcy jestem wolnym człowiekiem, za którym nie łażą paparazzi czy fani, bo kto by wpadł na to, żeby szukać mnie w Szkocji. Nie jest łatwo, bo muszę się jeszcze trochę maskować, ale mogę jak normalny człowiek wyjść do supermarketu czy pochodzić po mieście. Z powodu ryzyka jakie istnieje jeszcze odnalezieniem mnie, nie mogę się kontaktować z przyjaciółki czy rodzicami. Jak na razie tylko moim rodzice wiedzą gdzie się przeprowadziłem, ale nie moją pojęcie w jakim konkretnym mieście. Napiłem się kolejnego łyka gorącej czekolady i zacząłem skakać po kanałach. Jest jedna rzecz, za którą tęsknie z bycia sławnym. A mianowicie darmowe bilety na mecze piłki nożnej. Usłyszałem dźwięk dzwonka, co mnie zdziwiło, bo raczej nikt mnie nie odwiedza i to jeszcze o godzinie dwunastej wieczorem. Teraz kiedy nie mam napiętego grafiku mogę się kłaść spać, o której chce a nawet i wcale jeżeli będę miał taki kaprys. Niechętnie podniosłem się z kanapy i ruszyłem w stronę drzwi wejściowych. Możliwe, że to znowu jakiś kurier albo reklamowca, którego i tak nie zrozumiem, bo będzie za szybko mówił tym innym angielskim. Jednak w chwili kiedy otworzyłem drzwi doznałem szoku. Moim oczom ukazała się ostatnia osoba, której bym się spodziewał.
- Nienawidzę cię - odezwała się jako pierwsza patrząc na mnie. Natomiast ja nie potrafiłem nic z siebie wydusić, bo mój szok opanował moje ciało a także odebrał mi mowę. Podeszła do mnie bliżej i uderzyła mnie z otwartej ręki w policzek - Zapomniałam zrobić to wcześniej - powiedziała a raczej wysyczała przez zęby. W ten sposób mój szok miną. Oczywiście, nie będę się sprzeczał, że nie zasłużyłem, bo zasłużyłem i to na coś gorszego - Możesz przestać się tak na mnie gapić - dodała ze złością w głosie a ja speszony odwróciłem od niej wzrok i chciałem się odezwać, ale ona zrobiła to pierwsza - Nadal nie potrafisz się zachować jak gentlemen - westchnęła i bez mojego zaproszenia weszła do mojego domu. Odprowadziłem ją wzrokiem do salonu a następnie zdezorientowany tą cała  sytuacją udałem się tam gdzie ona.
- Co ty tutaj robisz? - zapytałem niepewnie patrząc na nią. Odwróciła się w moją stronę i wzięła do ręki poduszkę leżącą na kanapie po czym z całej siły rzuciła ją prosto w moją twarz.
- Dupek - powiedziała przez zaciśnięte zęby i podeszła do mnie po czym ze złością spojrzała mi w oczy - Jesteś najgorszym człowiekiem jakiego znam. Mam ochotę cię gdzieś wywieźć i zostawić tam na pastwę losu - mówiła i po każdym wypowiedzianym słowie uderzała swoją pięścią w moją klatkę piersiową, albo w ramię - Nienawidzę cię, tak bardzo - powiedziała patrząc mi prosto w oczy a jej oczy zaszkliły się. Zacisnąłem szczękę czując niechęć do samego siebie. Złapała w pięści moją koszulkę i po jej policzku poleciała pojedyncza łza - Nienawidzę cię, za to, że po tym wszystkim wciąż cię kocham - powiedziała a moje ciało po tych słowach zesztywniało. Oparła głowę o mój tors i rozpłakała się. Nie wiedziałem czy mam ją objęć czy stać tak, aż znowu nie zacznie mnie bić.
- Dotrzymałeś swojej obietnicy - szepnęła mając twarz w mojej już mokrej koszulce - Więc teraz obiecaj mi, że drugi raz takiej nie spełnisz - podniosła głowę aby na mnie spojrzeć. Jedną ręką odszukała moją dłoń i ujęła ją w swoją. Spojrzałem jej prosto w oczy - Pocałuj mnie tak jak kiedyś - wyszeptała zbliżając się do moich ust - A nawet lepiej - dodała z delikatnym uśmiechem. W tym momencie nie miałem wątpliwości co powinienem zrobić. Ująłem jej twarz w swoje dłonie i po prawie trzech latach, w końcu ponownie poczułem jej warki pod swoimi. Pocałunek, na który czekało się od dawna jest lepszy niż jakikolwiek inny.
- Nienawidzę cię - powiedziała patrząc w moje oczy  a na jej ustach widniał delikatny, ale szczery uśmiech - Ale zostań moim superbohaterem - szepnęła - Tylko moim - dodała patrząc mi w oczy a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Ponownie zbliżyłem się do niej i złączyłem nasze usta w pocałunku.

***
One Shot by Daria