Strony

sobota, 26 września 2015

XXII rozdział - Instynkt przywódcy

                                                            

                                                      Rozdział dedykuję AlexandraBeckham ;3

Od trzech godzin siedzimy z Jorge na kanapie i czekamy aż tłum reporterów, dziennikarzy i fotografów opuści mój podjazd.
-Jezus Tini!- Jorge podszedł do okna i lekko odsłonił roletę.- Oni tu namioty rozkładają!
-Co ty pieprzysz?- Wytrzeszczyłam oczy oraz zerwałam się z beżowej kanapy, by podbiec do okna przy którym stał szatyn.
-Nie pieprzę tylko solę.- Gdyby nie to, że jestem wkurzona rozśmieszyłby mnie ten dowcip.
-Na suchary ci się zebrało.- Wykręciłam oczami,  po czym na moje usta wkradł się lekki uśmiech.
Usłyszeliśmy jak ktoś dobija się do drzwi balkonowych.
Za przezroczystymi szybami zobaczyłam tatę i Angie.
Wpuściłam ich do środka. Są wkurzeni. No to mam przechlapane..
Zaraz przecież ja nic nie zrobiłam! To wina tych, co koczują przed naszym domem.
-Możecie mi łaskawie wytłumaczyć, co tutaj się dzieje? – Tata patrzy raz na mnie raz na Jorge.
Angie trzyma go kurczowo za ramię, by go trochę uspokoić. 
Wiem, że gdyby nie ona pewnie teraz by wszystko wysadził łącznie z nami.
-Bo..- Nawet nie wiem jak mu to wszystko wytłumaczyć. Zresztą ja sama nie wiem, co chcę w tym momencie powiedzieć. Jakby w moim mózgu skończyła się zawartość słów.
-Tini się zakręciło w głowie jak byliśmy w parku- Posyłam Jorge wdzięczne spojrzenie- i zaniosłem ją do domu i widocznie przyłapali nas fotoreporterzy, a teraz czekają pod domem żeby wyciągnąć od nas jakieś informacje na nasz temat. – Powiedział na jednym wydechu. Widać, że jest spięty.
Bo jakby nie było jest temu trochę winny. Gdyby się mnie posłuchał i dał mi dojść samej do domu to by ta sytuacja nie miała miejsca.
-Dobra.- tata usiadł razem z Angie na kanapie, a my z Jorge naprzeciwko nich.- Po pierwsze nikt stąd nie wychodzi, bo nawet nie ma jak.  Po drugie Jorge zadzwoń do twoich rodziców i powiedz, że nocujesz dzisiaj u nas. – Wspominałam kiedyś, że mój tata był we wojsku? Teraz ujawnia się u niego instynkt przywódcy.- Po trzecie słoneczko zrobisz kolacje? Jestem potwornie głodny- zrobił maślane oczy do Angie, a my się zaśmialiśmy.
Kobieta pocałowała mojego ojca w policzek i zgrabnym krokiem ruszyła do kuchni. 
Tata natomiast udał się do swojego gabinetu, bo musiał wysłać dokumenty do firmy.
A ja zostałam sama z Jorge w salonie. Co chwile któreś z nas posyłało drugiej osobie spojrzenia.
Raczej żadne nie miało odwagi się odezwać, a może raczej nie chciało.
-Dzieciaki kolacja- Przerwała ciszę Angie, która wołała z kuchni.
Podnieśliśmy się z kanapy i powolnym krokiem ruszyliśmy do jadalni.
Po chwili było słychać jak tata wychodzi ze swojego gabinetu i też kieruje się w naszą stronę.
W całym domu pachniało zapiekanką warzywną a ja czułam jak mój żołądek robi fikołki.
Robiło mi się niedobrze na zapach jedzenia a co dopiero jak to zjem?
Razem z Jorge nakryliśmy do stołu, a Angie na środku postawiła szklane naczynie, w którym znajdował się posiłek.
Wzięłam do ręki widelec i zaczęłam grzebać nim na talerzu.  Wzięłam jeden kęs i poczułam jak jedzenie rośnie mi w buzi. Choćbym nie wiem jak chciała nie mogłam tego przełknąć.
-Tini wszystko okej?- Jorge położył swoją rękę na moim ramieniu.
-Nie smakuje ci?- Angie posłała mi zatroskane spojrzenie.
-Nie, to jest bardzo dobre. Przepraszam, ale nie jestem głodna. – Wstałam od stołu i pobiegłam do łazienki, która znajdowała się na górze.
Po chwili bicia się ze swoimi słabościami, zwymiotowałam.
Nie mogłam dużej wytrzymać.
Wstałam i podeszłam do umywalki, by opłukać usta wodą.
Nie długo po tym w łazience znalazł się Jorge. Kurde zapomniałam zakluczyć!
-Co jest?- Posłał mi pytające spojrzenie.
-Wszystko okej.- Poczułam jak nadchodzi kolejna fala.
-Właśnie widzę.- Kontem oka dostrzegłam w ogromnym lustrze, że moja twarz jest cała blada.
-Jorge wyjdź- Powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
 Jednak on stał w tym samym miejscu i ani mu się śniło ruszyć.
 Z powrotem ukucnęłam i znowu zwróciłam.  Cholera!
Jorge podszedł do mnie i położył mi swoją dłoń na plecy.
Wstałam i ponownie wypłukałam buzie przezroczystą cieczą.
-Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć, co jest?- Powiedział to z wyrzutem.
-A ty to niby lepszy?- Odpowiedziałam pytaniem na pytanie- Też nie chcesz mi powiedzieć, czemu cały czas jesteś smutny.- Podniosłam głos, jednak po chwili spuściłam głowę.
-Dowiesz się, ale jeszcze nie teraz- Położył mi swoją dłoń na ramieniu. – Zaufaj mi.
-Ufam.- Powiedziałam szeptem, a zielonooki szatyn mnie przytulił.
Bez zastanowienia oddałam ten gest. 
To takie wspaniałe uczucie, kiedy on mnie dotyka, przytula, całuje w policzek…
Czuję jak ciepło od niego rozchodzi się po całym moim ciele.
Dociera do każdej komórki mojego organizmu.
-Idziemy z powrotem na kolacje?- Przerywa chwile mojej rozkoszy.
-Nie. Nie jestem głodna. – Ruszam szybkim i stanowczym krokiem do mojego pokoju, skąd zabieram moją koszulę nocną.
Wracam ponownie do łazienki, gdzie nadal w tym samym miejscu stoi Jorge.
Odchrząkuję myśląc, że przez ten gest przekaże mu żeby sobie poszedł. 
Jednak szatyn nie jest za bardzo taktowny i chyba nie zrozumiał, co miałam na myśli.
-Mógłbyś wyjść?- Zwracam mu uwagę ze szczerym uśmiechem na twarzy.
-Po, co?- Odpowiada mi tym samym.
-Bo chciałabym się wykąpać- Chichoczę.
-A to sobie chętnie popatrzę- Uśmiecha się cwaniacko i zaczyna się śmiać oraz siada na brzegu wanny. Co jak co, ale poczucie humoru to ma.
Czuję jak moje policzki oblewa czerwony kolor. Na szczęście szatyn tego nie komentuje.
Pukam się palcem w czoło poczym pokazuję mu drzwi. Tym razem Jorge zrozumiał moją aluzje i wychodzi bez sprzeciwu. Głośno wzdycham, a następnie rozbieram się ze swoich rzeczy i naga wchodzę pod prysznic. Czuję jak zimne krople obmywają moje ciało.
Po chwili woda zmienia swoją temperaturę na wyższą.
Wykąpana i ubrana w swoją pidżamę wchodzę do swojego pokoju.
Zakluczam drzwi i zapalam światło.  Moje serce zamiera a ciało odmawia posłuszeństwa.
-Idioto, co ty tu robisz?!- Wydarłam się- Wiesz jak się wystraszyłam?!

***


Witam! Szczerze?
Nie miałam żadnego pomysłu na ten rozdział i wyszedł jakiś taki nijaki.
Ale koniec użalania się nad sobą. STOP.
Uhh... SZKOŁA to ZŁO
Naprawdę mam już dość, a to dopiero początek XD
Nie mam dzisiaj weny na notatkę więc wybaczcie.
Zostawiam Was z rozdziałem Skarbeńki <3
Zapraszam do komentowania <3 Napiszcie chociaż kropkę :*
Do nexta Miśki <3 <3

sobota, 19 września 2015

XXI rozdział - Czekamy.


                                                                        
Rozdział dedykuję Joey :** :)


-Jorge?- rzuciłam mu troskliwe spojrzenie- Co się stało?
Oczy miał całe czerwone, jakby właśnie płakał. Nie wiem, co się z nim ostatnio dzieje. Martwię się.
- Wszystko jest dobrze- I znowu ten sztuczny uśmiech, którym próbuje mnie zmylić.
-Proszę cię- Pogłaskałam go po ramieniu patrząc mu w oczy- Powiedz prawdę.
Nagle wszystkie bariery, jakie sobie sami postawiliśmy, prysły jak bańka. Liczyło się dla mnie tylko to, że jest smutny, a ja muszę zrobić coś by znów odzyskał radość.
-Wszystko jest w jak najlepszym porządku.
-Tak, dlatego wyglądasz jakbyś wylał wodospad łez.- Uśmiechnęłam się do niego, by choć trochę poprawić mu humor.
-Coś mi wpadło do oka- Zaczął zacierać swoje oko.
-Do obu oczu?- Złapałam go za rękę- Chodź idziemy usiąść- Wskazałam placem na ławkę przed nami.
On się nie sprzeciwiał tylko ruszył za mną.
Nienawidzę patrzeć na to jak jest smutny, wtedy mi również udziela się to uczucie.
- Jak tam na pidżama party?- Zaczął rozmowę, a na jego twarzy znowu zagościł udawany uśmiech.- Po tej mące, która była wszędzie sądzę, że nieźle się bawiłyście.- Zaśmiał się a ja razem z nim.
-No wiesz.. mąkę wykorzystuje się do różnych celów- Przy nim czuję się tak… Swobodnie. – A tobie jak się nagrywało z moją byłą siostrą?- Zachichotałam, a on zrobił się strasznie poważny. Spojrzałam na niego zakłopotanym wzrokiem. 
-Źle.. Znaczy dobrze. Powiedzmy, że mogło być gorzej.- Poprawił płynnym ruchem swoje włosy – Może pójdziemy na lody?- Zmienił temat.
-Tak z rana?- Zachichotałam- Jest dopiero dziesiąta. Odmawiam.
-To może pobiegamy?- Nie czekał na moją odpowiedź, tylko chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą.
Po chwili nabraliśmy równego tępa.
Po paru minutach, przed oczami znowu pojawiły mi się czarne plamy.
Przystanęłam i Jorge również się zatrzymał. Schyliłam się w dół i oparłam swoje dłonie o kolana.
-Wszystko okej?- Położył swoją rękę na moim plecach.- Może już skończymy?
-Nie. Jest dobrze- Wyprostowałam się. W tej chwili zakręciło mi się w głowie.
Na szczęście szatyn w porę zareagował i podtrzymał mnie za ramiona.
-Zaniosę cię do domu.- Zanim zdążyłam się sprzeciwić wziął mnie na ręce.
-Poradzę sobie sama.- zaczęłam się skarżyć- Przecież dojdę sama! Ludzie się na nas dziwnie gapią. Możesz mnie do cholery puścić?- Przecież nie jestem niepełnosprawna! Zakręciło mi się tylko w głowie.
-Nie tak ostro- Zaśmiał się na, co ja posłałam mu złowrogie spojrzenie.
Niósł mnie przez cały park a ludzie przeważnie uśmiechali się na nasz widok.
-Jorge puść mnie! Bo paparazzi nas zaraz znowu przyłapią- Krzyknęłam, kiedy zobaczyłam faceta w czarnym stroju, który robił nam zdjęcia specjalistycznym aparatem.
-Nie obchodzi mnie to. Najważniejsze żeby nic ci się nie stało- Nie no! Zaraz mu coś zrobię. Ludzie trzymajcie mnie!
Przez resztę drogi się do niego nie odzywałam. Tylko niech się nie wkurza jak jutro będziemy w gazecie.
-Koniec tego dobrego- Odstawił mnie na ziemi, gdy znaleźliśmy się przed moim domem. Poszukałam kluczyków w kieszeni od dresów. Weszłam do środka a drzwi zostawiłam otwarte.
Jorge jednak nadal stał na progu.
-Co się tak gapisz? Wchodzisz czy będziesz tak stać jak kołek?- Posłałam mu wredne spojrzenie, a on się do mnie uśmiechnął. Usta mimowolnie ułożyły mi się na kształt uśmiechu. Jesteś na niego zła!
Szybko się ocknęłam i poszłam do kuchni.
-Chcesz coś do picia?- Wykrzyczałam by mnie usłyszał.
-Sok pomarańczowy- Powiedział równie głośno.
Sobie nalałam wodę a dla niego pomarańczowy napój i ruszyłam z dwoma szklankami do pokoju.
-Gdzie jest twój tata?- Spytał, by przerwać ciszę.
-Pojechał z Angie kupić meble dla dziecka.- Pokiwał lekko głową na znak zrozumienia i wypił trochę zawartości swojej szklanki.
-Który to już miesiąc?
-Czwarty. Jeszcze tylko pięć i będę miała rodzeństwo- Posłałam mu uśmiech.
-Cieszysz się?
-Myhym. Nigdy nie chciałam być jedynaczką. Trochę późno się tata wziął, ale cóż- Zaśmialiśmy się.
-Ja już pójdę- Oznajmił i dopił resztę soku.
-Nie- Po cholerę tyś to powiedziała?!- Znaczy.. Nie musisz.- Sprostowałam. On posłał mi zadziorne spojrzenie.
- Czyli już się nie fochasz?- Przybliżył się do mnie.
-Tego to nie powiedziałam!- Wstałam z kanapy i zaczęłam uciekać.
Nie musiałam długo czekać a Jorge zaczął mnie gonić.
Bawiliśmy się jak małe dzieci, biegając po całym domu i drąc się w niebogłosy.
Cieszę się, że Jorge chociaż na chwile zaczął się uśmiechać i zapomniał o tym, co go trapi.
Zbiegłam ze schodów z prędkością światła. Stanęłam za kanapą i starałam się złapać oddech.
Po chwili zobaczyłam Jorge zbiegającego z górnego piętra.
Zaczęłam się rozglądać po całym pokoju za miejscem do ucieczki lub schowania się.
Za nim się obejrzałam Jorge był już koło mnie. Nie miałam szans.
Jorge zaczął mnie łaskotać, a ja skuliłam się na podłodze.
-Przestań!- Zaczęłam krzyczeć przez śmiech.
 Szatyn trafił w mój słaby punkt. Mam potworne łaskotki.
 Poczułam jak łzy spływają mi po policzkach. Zaczęłam płakać ze śmiechu nadal turlając się po podłodze.
Jeśli on zaraz nie przestanie to ja chyba wybuchnę.
-Nadal się na mnie gniewasz?- Spytał się nie przestając mnie gilgotać.
-Nie wiem! Przestań – Krzyczałam i śmiałam się jednocześnie. – Dobra no! Koniec focha!- Już dłużej nie wytrzymam.  Usłyszeliśmy głośny dźwięk dzwonka do drzwi.
-Dzwonek cię uratował- Pogroził mi palcem po czym pomógł mi wstać.
Podeszłam do drzwi i je uchyliłam. Za nimi znajdował się tłum ludzi z mikrofonami kamerami i aparatami.
-Przepraszam! To chyba jakaś pomyłka!- Powiedziałam w miarę głośno, by przekrzyczeć ich wszystkich.
-Czy jesteś z Jorge? Co was łączy? Planujecie już ślub? Jesteś z nim w ciąży?- Zaczęli zadawać masę pytań, nie słyszałam dokładnie żadnego z nich.
-Tini wszystko okej?- Szatyn podszedł do drzwi i stanął za mną. Kiedy się pojawił reporterzy zrobili jeszcze większy szum i oślepił nas blask lamp błyskowych z aparatów.
-Mogą sobie państwo iść?!- Wydarł się Jorge, gdy zaczęli mu zadawać podobne pytania, co przed chwilą mi.  Szatyn zamknął im drzwi pod nosem i zakluczył zamek. Widać było, że jest wkurzony.
-I co teraz?- Spytałam się  patrząc mu prosto w oczy.
-Jesteśmy uwięzieni.- Zaśmiał się nerwowo- Oni potrafią siedzieć godzinami, by wyciągnąć jakieś informacje.- Usiadł na kanapie.
-Więc co robimy?- Poszłam w jego ślady.
-Czekamy.

***

Hym... Cześć. Nie jestem zadowolona z tego rozdziału.
Miał wyglądać zupełnie inaczej, ale wyszło jak wyszło i wygląda tak.
Nie wiem czy dobrze czy źle, ale na pewno nie jest on jednym z najlepszych.
Ale przecież raz jest lepiej a raz gorzej prawda?
Czy tylko ja już chcę WAKACJE?
Chodzimy parę tygodni do szkoły a ja czuję jakbyśmy chodzili jakieś pół roku... 

#SummerComeBack <3 :'( Summer time, crazy, lazy summer time...
Ach... A co do rozdziału to nie będę Wam go streszczać, bo macie go powyżej <33
Kochane moje słoneczka <33
Bardzo dziękuję za komentarze <3 i mam nadzieję, że będzie ich więcej <3
Więc proszę, każdy kto przeczytał niech zostawi chociaż kropkę <333
Dla was to tylko kropka, a dla mnie uśmiech na twarzy :333
Kocham Was <3
Do soboty <3
PS. Ostatnio miałam taki pomysł, żeby zorganizować konkurs na OS.. Ale nie wiem czy byliby jacyś chętni.. Napiszcie w komentarzu co o tym sądzicie.
PS2. Już nie długo 10 000 wyświetleń!! Jest ponad 8000 <33 Nie wierzę w to. Jak dobijecie do 10 000 to mam dla Was niespodziankę <333 Także powodzenia <333 XD


sobota, 12 września 2015

XX rozdział - Same zalety


                                                            Rozdział dedykuję Asia Blanco <33

-Tini, my wchodzimy kupić meble do pokoiku dla dziecka jedziesz z nami?- Spytała Angie, która zjawiła się obok mnie w kuchni. – Wszystko dobrze jakaś blada jesteś?- Zobaczyłam mroczki przed oczami i zakręciło mi się w głowie.
-Myhym wszystko okej. To pewnie, dlatego, że krótko spałam. –Postanowiłam zmienić temat żeby Angie się nie martwiła- A na meble jeszcze nie za wcześnie?- uśmiechnęłam się do niej.
-Czwarty miesiąc?Ale i tak teraz tylko idziemy zamówić a zanim dojdą.- Zaśmiałyśmy się lekko.- Poza tym twój tata chce kupić, więc co będę się z nim sprzeczać?- Pocałowała mnie w policzek i poszła do samochodu, w którym na podjeździe czekał na nią tata.
Ja szybko wyszłam z kuchni, bo poczułam, że jeśli tego nie zrobię to zwymiotuję.
Zawsze lubiłam spaghetti nie wiem, dlaczego teraz tak zareagowałam.
Może naprawdę to wszystko przez brak snu?
Ległam na swoim łóżku w pokoju i parzyłam się bezsensownie w sufit.
No, bo co miałam robić?
Dziewczyny pewnie odsypiają nockę.
Jorge? Do niego ani nie zadzwonię ani się z nim nie spotkam.
Wiedziałam, że to wydarzenie wszystko między nami zepsuje.
Byliśmy przyjaciółmi, mogłam mu powiedzieć wszystko, wyżalić się, pogadać.
On zawsze mnie pocieszył. Wspierał mnie i rozumiał.
Jego przytulenie działało na mnie kojąco.
Czułam, że jestem pod jakimś pancerzem, którego nic nie może zniszczyć.
Byłam bezpieczna, bo on był ze mną. Myślałam, że naszej więzi nic i nikt nie zaprzepaści.
Najgorsze jest to, że zepsuliśmy ją sami, poddając się chwili słabości.
Nie myśleliśmy o konsekwencjach. No to teraz mamy…
Nie mogę jednak porzucać nadziei. Może jest jeszcze szansa żeby wszystko naprawić.
Jakiś malutki promyczek wiary, że wszystko się ułoży. Nasze światełko w tunelu.
Poczułam jak moje ciało ogarnia senność. Nie sprzeciwiałam się temu.
Potrzebowałam snu i odpoczynku. Po krótkiej chwili całkowicie zasnęłam. 
~~~
♦☺☺☺~~~
Obudziłam się rano. Za oknem już było jasno jednak promienie słońca jeszcze nie przebijały przez zasłony. Przeniosłam się do pozycji siedzącej i przetarłam oczy. Wzięłam do ręki mój telefon, który leżał na stoliku nocnym. Spojrzałam na godzinę- 5.23.
Super ze spania nici a żeby wstać za wcześnie.
Ty to masz problemy… Już wiem.
Pójdę pobiegać, dawno tego nie robiłam.
Zerwałam się z łóżka i podeszłam do szafy.
Następnie ze sportowym strojem skierowałam się do łazienki.
Starałam się robić wszystko najciszej jak tylko umiałam, żeby nie obudzić taty ani Angie.
Zeszłam na dół, jednak nie miałam ochoty jeść śniadania.
Od razu skierowałam się w stronę drzwi i po cichu wyszłam z domu. 
Zaczęłam biec truchtem w stronę parku.Mama kochała ten park, zawsze tu ze mną przychodziła. Ja też czuję, że to miejsce ma magiczną moc. Zawsze przywołuje wspaniałe wspomnienia. To w tu spędziłam najcudowniejsze chwilę z nią.
Najwięcej pamiętam z opowiadań taty, a jest tego naprawdę mnóstwo.
Moja mama była idealna. Nie znosiła, gdy nawet najmniejsze stworzenie cierpi.
                     
 Mała dziewczyna podbiegła do ławki, na której siedziała jej mama.

-Zobacz mamusiu!- Podniosła swoją malutką rączkę ku górze- Ten kwiatek jest dla ciebie.  Brązowooka kobieta przejęła różę od swojej córki i przybliżyła ją do swojego nosa,by poczuć jej woń. Pogłaskała szatynkę po włosach i chwyciła za jej rączkę.

    Uwielbiałam spędzać czas z mamą. Była między nami taka dziwna, magiczna i wyjątkowa więź.

-Proszę cię mamo- Dziewczynka uroczo złożyła rączki jak do modlitwy- Mogę słodką chmurkę?-Kobieta się tylko uśmiechnęła i podeszła razem z córką do budki z watą cukrową.
-Skarbie, jaki chcesz smak?- Zapytała się zwracając do pięciolatki.- Ten, co zawsze?
Dziewczynka pokiwała główką i uśmiechnęła się niewinnie.

  Kochałam ją za jej wrażliwość. Miałam wrażenie, że nie miała żadnych wad. Same zalety.

-Tatusiu, kiedy mama wróci?- Spytała się smutna dziewczynka.
-Córciu, mamusia już nie wróci- Z trudem wymawiał każde słowo powstrzymując łzy.-Jednak ona zawsze będzie tutaj- Wskazał na jej klatkę piersiową gdzie znajdowało się serduszko.
-Tęsknię za nią- Powiedziała i po chwili po jej policzkach zaczęły spływać słone łzy.


Teraz też mi jej brakuję. Mimo, że jestem już dorosła, dałabym wszystko by była przy mnie.
Brakuję mi jej rad, uśmiechu, którym obdarzała wszystkich każdego dnia, wszystkiego, co było z nią związane. Uwielbiałam jak śpiewała mi do snu kołysanki, tym swoim wprost anielskim głosem.
Ona cała była jak anioł. Nie pasowała do tego świata, w którym ludzie żyją złością.
Była zbyt wrażliwa na ten nasz świat. Teraz wiem, dlaczego tak szybko zmarła.
-Bóg zabrał mamusię do siebie, bo w niebie brakowało mu aniołków- Tak zawsze mówił mi tata, po śmierci mamy, kiedy byłam mała. Teraz wiem, że to prawda.
To zawsze ona była moim podparciem w trudnych chwilach.
Pocieszała mnie, czułam, że z nią nic nie jest trudne.
Wszystkie przeciwności losu wydawały się błahostką.
Nadal do końca nie pogodziłam się z tym, że ona nie żyje.
Ja nadal wiem, że ona jest tu ze mną. Nie fizycznie, ale duchowo.
Jest w moim sercu oraz patrzy na mnie z góry i pilnuję mnie żebym nie popełniła błędnego kroku.
Trochę się rozmarzyłam i powspominałam, że nawet nie spostrzegłam, kiedy byłam w zupełnie innej części parku. Spojrzałam na mój zegarek na lewej ręce nadal nie przerywając mojego biegu.
Nawet bym nie pomyślała, że spędziłam już trzy i pół godziny biegając po parku.
Powoli zaczynałam czuć zmęczenie. Nagle poczułam, że zderzyłam się z czymś twardym. Pierwsza moja myśl, że wpadłam na drzewo. Jednak, kiedy podniosłam wzrok okazało się, że się pomyliłam.
Zapatrzyłam się, zresztą jak zawsze, w te szmaragdowe oczy.
-Sorki- Uśmiechnęłam się do niego niepewnie.- Zamyśliłam się.

***


No i jest następny rozdział.
Poświęcony jest on wspomnieniom Tini.
Ja jak zwykle jestem krytycznie nastawiona xdd. Nie podoba mi się i tyle.
Jednak mam nadzieję że nie uśniecie czytając go.
😕 😕 Przepraszam Was bardzo,  ale nawet nie mam siły na notatkę.
Super. Pierwsze tygodnie szkoły a ja już chora. Mam gorączkę więc mam usprawiedliwienie, tego że powyżej są napisane takie bzdury. Xdd
Okej. Kończę bo zdania nawet mi się nie kleją. Kocham Was Miśki!
💋
Każdy kto przeczytał niech napisze chociaż kropkę, buźkę lub serduszko. Komentujcie!


sobota, 5 września 2015

XIX rozdział - Szczęściara.


                                                            
                                                       Rozdział dedykuję Melka xD <333

Wyczerpana opadłam na kanapę. Wszystkie moje siły zostały wykorzystane.
Nawet nie wiem czy zdołam dojść na własnych nogach do domu.
-Koniec!- Krzyknęła radośnie Mechi i również opadła na kanapę obok mnie.
Nie wiem skąd u niej tyle energii. Naprawdę.
Ja ledwo mogę oddychać ze zmęczenia, a ona jakby właśnie się obudziła.
Bije od niej taka magiczna moc.
Tak, jakby nad nią cały czas było słońce i rzucało na jej głowę promienie.
Zaraża wszystkich swoją pogodnością. Po prostu nie idzie jej nie lubić.
To jest takie nasze prywatne, osobiste słoneczko.
-Nie wiem jak wy, ale ja jestem totalnie wykończona- Powiedziałam ostatkiem sił.
Po dwugodzinnym sprzątaniu udało nam się ogarnąć ten syf.
Odkurzałyśmy ten dywan chyba z pięć razy.
Ale udało się. Stałyśmy całą mąkę z mebli i chyba zajrzałyśmy w każdy kąt, w którym się znajdowała.
Usłyszałam jak ktoś schodzi ze schodów, więc obróciłam głowę w tamtą stronę.
Podobnie zrobiły dziewczyny.
Jorge kierował się w naszą stronę. Jego rozczochrane włosy dodawały mu uroku.
Zobaczyłam, że na sobie ma tylko spodnie od dresu.
Na widok jego gołej klaty w moich oczach zaczęły wirować iskierki.
Moje policzki nabrały koloru różu. Cholera, dlaczego ja na niego tak reaguję?
Dzisiaj znowu Jorge był taki.. Nieswój.
Jego twarz, która zawsze była uśmiechnięta i rozpromieniona, teraz nie wyrażała żadnych emocji.
Nie, wyrażała tylko jedno uczucie- smutek.
Ile bym dała, żeby znowu się uśmiechnął ,by po prostu był szczęśliwy.
Czy to właśnie na tym polega miłość? Na pragnieniu, by osoba, którą kochamy była szczęśliwa?
- Jorge odwieziesz dziewczyny do domów?- Spytała pogodnie Mechi.
Chyba też zauważyła to, co ja.
On nic nie odpowiedział tylko mruknął „myhym”.
Może to przeze mnie? Może to przez to wydarzenie na mojej osiemnastce?
Na pewno on się teraz obwinia. Czyli jego smutek jest spowodowany moją osobą?
Nie, ja muszę coś z tym zrobić. Nie pozwolę na to, by on się smucił z mojego powodu.
Tak nie może być.
-To zbieramy się- zakomunikowała Lodovica.
Podniosłyśmy się z kanapy, a następnie pożegnałyśmy się z Mechi buziakiem w policzek.
Jorge zabrał klucze, od swojego samochodu, z komody i poszedł w stronę garażu.
Podążyłyśmy za nim, a naszym oczom ukazało się Audi R7.
Jorge otworzył nam drzwi i wpuścił nas pierwsze do auta.
Przez całą drogę się nie odzywał.
Za to my, gadałyśmy jak oszalałe. Zresztą jak zawsze. Nigdy nie możemy się ze sobą nagadać.
Liczyłam się z tym, że kiedy Lodo i Cande wysiądą ja zostanę z nim sama.
Siedziałam na miejscu pasażera z przodu. Dziewczyny już wysiadły, a ja zostałam sam na sam z Jorge.
Trwała między nami niezręczna cisza. Zauważyłam, że przed nami tworzył się gigantyczny korek.
Nie no! Zresztą, czego ja się spodziewałam? Jesteśmy w centrum Buenos Aires w godzinach szczytu.
A niech to szlag! Czeka mnie, co najmniej godzina spędzona z nim w samochodzie.
- Jorge- Postanowiłam przerwać ciszę ona mnie już dobijała od środka.- Czemu taki jesteś?
Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, jakbym właśnie zadała pytanie nie z tej ziemi.
- Nie rozumiem- Odpowiedział i wymusił sztuczny uśmiech. Błagam, on myśli, że się na to nabiorę?
-Jorge, proszę cię nie udawaj.
-Tini, nie przejmuj się. Wszystko jest dobrze- Dotknął moją rękę, która leżała na moim udzie.
-Po prostu się martwię-Pogłaskałam go po ramieniu.- To przez mnie prawda? – Spojrzałam mu prosto w oczy.- To przez to, co zrobiliśmy na mojej osiemnastce?
-Przepraszam cię za to.- Zignorował moje pytanie- Naprawdę. Nie chciałem, żeby to tak wyszło. Byłem pjany. Nie myślałem o tym, co robię… Rozdziewiczyłem cię prawda?- Nic nie powiedziałam. Nie byłam wstanie. Wszystkie wspomnienia wróciły z podwojoną mocą i uderzyły w moje delikatne serce.
Też nie chciałam żeby to tak wyszło. Spuściłam głowę i pokiwałam nią lekko na tak.
Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, którą za wszelką cenę chciałam powstrzymać.
Nie wyszło mi. Tini, nie rycz idiotko. Co się z tobą dzieje?
-Mocno cię bolało?- troskliwie zapytał i starł łzę.
-Nie… Nie pamiętam- Powiedziałam prawdę. Spojrzałam mu w oczy. Wyrażały troskę i smutek.- Nie cofniemy czasu. Trzeba zapomnieć.- Powiedziałam cały czas patrząc mu w oczy.
-Ile razy jeszcze będziemy zapominać?- Podniósł lekko głos jednak nadal mówił spokojnie i opanowanie.- Pocałunek, pierwszy raz.. Co jeszcze będziemy musieli zapomnieć?- Nie odpowiedziałam.
Nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć. Nie chciałabym tego wszystkiego zapominać…
Oparłam głowę o szybę i modliłam się o to, by korek się zmniejszył.
Chociaż żeby samochody, choć trochę się ruszyły. Jak na razie stoimy w miejscu już od dwudziestu minut.
~~~
♦☺☺☺~~~
 -Jestem!- Wydarłam się na cały głos, by wszyscy domownicy mnie usłyszeli.
Po godzinnym staniu w korku wreszcie wróciłam do domu.
Jorge przez resztę drogi się nie odzywał, podobnie ja. To był dla nas trudny temat.
Ale kiedyś trzeba to będzie wyjaśnić.
- O Tini! Myślałam, że będziesz wcześniej- Uściskała mnie Angie.
-Ogromne korki- Rzuciłam jej radosny uśmiech.
-Korki? Ktoś cię podwiózł?
-Jorge- Rzuciłam obojętnie.
-Uuu- Kobieta dziwnie poruszyła brwiami i dźgnęła mnie między żebrami.- Szczęściara.
- Kto?- ni stąd ni zowąd zjawił się tata.
-Podsłuchiwałeś?- Szybko zmieniłam temat.
-Jorge podwiózł Tini do domu- Zdradziła mnie Angie. Afera jest nieunikniona.
-To wy ten…. No jesteś z nim?- Tata dziwnie gestykulował rękami.
-A nawet jeśli to jakiś problem tato?- Postanowiłam się z nim podroczyć.
Każdy musi mieć trochę radości z życia. A widok zatroskanego tatusia to naprawdę niezły ubaw.
-Nie…Fajny chłopak.- Zdziwiła mnie jego odpowiedź- A był z wami na tej imprezie?
 -Odczepcie się.- Wywróciłam oczami- Nie! Nie jestem z nim i nie był z nami podczas nocowania.- 
Mam dość tych wszystkich wywiadów. Dlaczego zawsze muszę się czuć jak na komisariacie?
Poszłam do kuchni zostawiając dorosłych samych w salonie.
Zapach spaghetti, które pewnie Angie zrobiła na obiad, dostał się do moich nozdrzy.
Poczułam jak mój żołądek robi fikołka a jego zawartość podnosi się do gardła.
Cholera.

***

Jak zwykle rozdział mi się nie podoba. 
Jak już mówiłam rozdziały będą się pojawiały TYLKO i WYŁĄCZNIE w soboty. No chyba, że będę miała dobry humor, wenę i mniej obowiązków szkolnych, co raczej jest nie możliwe. Jednak todo es posible co nie?
Jak Wam minął pierwszy tydzień w szkole?
Ja już chcę WAKACJE! I'm missing you summer :'(
Nie wiem jak Wy, ale ja nadal nie przyswoiłam wiadomości, że już początek roku szkolnego.
Jak ten czas szybko leci.
Nie będę Wam streszczać rozdziału, bo mam nadzieję, że go calutkiego przeczytaliście.
A i jeszcze Was proszę o jedno- KOMENTUJCIE.
To dla mnie naprawdę ważne, więc każdy kto przeczyta niech zostawi chociaż kropkę lub serduszko.
To chyba tyle. Pozdrawiam Was <3 Do soboty :**